Jak Kreml namawiał Polskę na antyukraiński sojusz

Agaton Koziński
archiwum
Związek Radziecki chciał wykorzystać ocieplenie w relacjach z Polską w latach 1932-1933, by przeprowadzić wspólną akcję przeciw ukraińskim nacjonalistom. Warszawa była przeciw

"Lwów to polskie miasto". Wedle wywiadu Radosława Sikorskiego udzielonego magazynowi Politico tak właśnie miał powiedzieć Władimir Putin proponując Donaldowi Tuskowi wspólny rozbiór Ukrainy w 2008 roku. Choć później zdementował swoje słowa, odbiły się one szerokim echem w polskich mediach w 2014 roku. Nie byłaby to jednak pierwsza w historii sytuacja, w której Moskwa próbowała namówić Warszawę na wspólną akcję przeciwko Ukraińcom. Podobne plany Kreml miał w październiku 1933 r. A miejscem, gdzie próbował zbudować taką - sprzeczną z polskimi interesami - koalicję, było sowieckie poselstwo w Ankarze w Turcji.

Rozmrażanie relacji

Warto krótko przypomnieć specyfikę relacji polsko-radzieckich. Właściwie od traktatu ryskiego w 1921 r. do roku 1939 te stosunki były mocno napięte. Obie strony podejrzewały się nawzajem o niecne zamiary. Moskwa nieustannie tropiła na swoim terenie polskich szpiegów, podejrzewała też Polaków o to, że będą wspierać niezależność Ukrainy Warszawa z kolei była przekonana, że atak ze wschodu na Polskę jest jedynie kwestią czasu i zdecydowana większość jej wysiłków dyplomatyczno-wojskowych była skoncentrowana na zapobieżeniu takiej sytuacji.

Ale na początku lat 30. nastąpiła krótka odwilż. Zmiany na szczytach władzy we Francji, a przede wszystkim przejęcie rządów w Niemczech przez NSDAP kierowaną przez Adolfa Hitlera wprowadziło duży zamęt do istniejącej wtedy układanki sojuszy międzynarodowych. Józef Stalin, nie wiedząc, czego spodziewać się po Hitlerze (a raczej zakładając, że należy się po nim spodziewać wszystkiego najgorszego), zaczął snuć koncepcję zbudowania z Polską antyniemieckiego sojuszu. Także Warszawa - zaniepokojona zmianą kursu w Paryżu - zaczęła, chcąc nie chcąc, życzliwszym okiem zerkać w kierunku Moskwy. Efektem tego było podpisanie przez oba państwa 25 lipca 1932 r. paktu o nieagresji.

Później we wzajemnych relacjach nastąpiło kilkanaście miesięcy, które - biorąc pod uwagę wcześniejszy i późniejszy poziom napięcia - można wręcz określić jako miodowe. Zwłaszcza druga połowa 1933 r. (a więc po przejęciu pełni władzy przez Hitlera) była niezwykłym okresem w polsko-sowieckich stosunkach.

„W okresie lata i jesieni 1933 r. nastąpiło apogeum dobrych stosunków pomiędzy Polską a Związkiem Sowieckim. Tak ciepłej atmosfery i ożywionych kontaktów między dwoma krajami nie było ani przedtem, ani potem w całym dwudziestoleciu międzywojennym" - pisał historyk Stanisław Gregorowicz w książce „Polska - Związek Sowiecki. Stosunki polityczne 1925-1939".

W parze z tym ociepleniem szła także poprawa w stosunkach dyplomatycznych między obiema stolicami. Ze strony Polski do Moskwy regularnie jeździł płk Bogusław Miedziński (emisariusz rządu, oficjalnie redaktor naczelny „Gazety Polskiej"), natomiast wysłannikiem Rosji do Warszawy był Karol Radek, szef Biura Informacji Międzynarodowej KC WKP. Te kontakty przekładały się na bliższą współpracę kulturalną i naukową, wymianę studentów, ale także kontakty wojskowe. Rozpoczęto także przygotowania do wizyty w Polsce samego Stalina - choć ostatecznie nic z tego nie wyszło. Bez dwóch zdań jednak odwilż była zauważalna na wielu frontach.

Ukrywanie Hołodomoru

Ale polityka rzadko kiedy okazuje się grą, w której pozytywne zmiany okazują się pełnym krokiem ku lepszemu i przestają być rozgrywką bez przegranych. Nawet chwile odprężenia stają się okazją do prowadzenia własnej gry. Dla Moskwy miała ona na imię Ukraina. Warto pamiętać, że rok 1933 to trzeci kolejny rok wielkiego głodu, Hołodomoru, w tej republice. Szacuje się, że w jego wyniku w latach 1931-1933 zginęły co najmniej 3 mln Ukraińców (niektórzy historycy podają liczbę nawet dwukrotnie większą). Do dziś specjaliści spierają się, jakie były intencje głodzenia ukraińskiej wsi - czy była to świadoma decyzja Kremla, który w ten sposób chciał spacyfikować emancypacyjne nastroje na Ukrainie, czy był to raczej „wypadek przy pracy", to znaczy tragiczny w konsekwencjach błąd w kalkulacjach popełniony przez centralnych planistów na Kremlu. Na pewno jednak Moskwa Hołodomor postrzegała jako problem - i robiła wiele, by informacja o skali tego dramatu nie wydostała się poza granicę państwa.

O ile kraje Europy Zachodniej było stosunkowo łatwo przekonać do własnej wersji wydarzeń (nieocenieni w tym okazywali się tzw. użyteczni idioci, czyli intelektualiści zachwycający się socjalistyczną Republiką Rad i ładem, jaki ona zaprowadziła), to już Polska - która z racji sąsiedztwa miała dużo lepszą orientację w sytuacji na Ukrainie niż Zachód - mogła się stać tubą nagłaśniającą prawdę o Hołodomorze. Moskwa postanowiła więc działać, by zapobiec niepotrzebnym zgrzytom. Sposobność do tego nadarzyła się 21 października 1933 r. Wtedy Mykoła Łemyk z Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie oraz członek Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN, jej oddziałem w Polsce kierował Stepan Bandera) zastrzelił Aleksieja Majłowa, naczelnika kancelarii konsulatu Rosji we Lwowie, a w rzeczywistości rezydenta sowieckiego wywiadu na Polskę.

Ten zamach dał sposobność Sowietom do rozpoczęcia antyukraińskiej kampanii w Polsce. 23 października 1933 r. do polskiej MSZ wpłynęła radziecka nota protestacyjna, w której Moskwa sprzeciwiała się zbyt łagodnej (w ich ocenie) postawie Warszawy wobec nacjonalistów ukraińskich i tolerowaniu kampanii propagandowej Ukrainy „nieznającej żadnych granic, jeśli chodzi o szczucie, szkalowanie i judzenie przeciw Związkowi Sowieckiemu". „Do zamachu tego dojść mogło jedynie w atmosferze wytworzonej przez wspomnianą wyżej kampanię, której - pomimo jej oczywistej niedopuszczalności - pobłażały niektóre polskie władze" - napisano w nocie wysłanej do MSZ.

O Ukrainie w Ankarze

Kreml zaczął ugniatać Warszawę, by ta przyjęła ostrzejszy kurs wobec ukraińskiego nacjonalizmu. Do pewnego stopnia skutecznie, gdyż zapadły decyzje o zaostrzeniu cenzury prasy ukraińskiej ukazującej się w Polsce, blokowano organizację obchodów Dnia Żałoby Narodowej, które mieszkający w Polsce Ukraińcy chcieli przygotować dla uczczenia ofiar Hołodomoru.

Rosjanie próbowali też wpłynąć na władze polskie, by te nie udzielały pomocy głodującym Ukraińcom. Do pewnego stopnia skutecznie. Wprawdzie działające w Polsce stowarzyszenia wspierały ofiary głodu, ale ich działania nigdy nie zostały wsparte oficjalnie przez rząd polski ani nie nabrały ogólnokrajowego wymiaru. Jednak chociaż strona polska dostosowywała się do sugestii Rosjan, ci szukali sposobu do jednoznacznego rozwiązania kwestii ukraińskiej i szukali w tej sprawie wsparcia Warszawy. Bezprecedensowa akcja rosyjskiej dyplomacji w tej sprawie miała miejsce w październiku 1933 r. w jej poselstwie w Ankarze. Dowiadujemy się o niej dzięki kwerendzie w radzieckich archiwach wojskowych wykonanej przez dr. hab. Jana Jacka Bruskiego, historyka Uniwersytetu Jagiellońskiego specjalizującego się w polskiej polityce wschodniej w czasach II Rzeczypospolitej.

Bruski - zbierając materiały do książki o działaniach polskiej dyplomacji w czasach Hołodomoru (ta praca ukazała się w 2008 r.) - natrafił na notatki ze spotkania, do jakiego doszło w Turcji. Reprezentujący Polskę w tym kraju ambasador Jerzy Potocki spotkał się w sowieckim poselstwie (radziecki odpowiednik ambasady) z Klimientem Woroszyłowem, ludowym komisarzem ds. wojskowych oraz jednym z najbliższych współpracowników Stalina, który złożył wizytę w Ankarze z okazji tureckiego święta narodowego.

Przebieg tego spotkania - przytoczony przez Bruskiego - miał wręcz szokujący charakter. Do rozmowy między Potockim a Woroszyłowem doszło przy okazji przyjęcia w radzieckiej ambasadzie. W jego trakcie sowiecki dygnitarz wznosił toasty za zdrowie Józefa Piłsudskiego, wychwalał armię, prawił komplementy stronie polskiej. Jednak w pewnym momencie rozmowa skręciła w kierunku zamachu na Majłowa. Woroszyłow rzucił w stronę Potockiego zdanie, które zabrzmiało jak groźba, ale też zawoalowana propozycja.

„Dziwię się, że Polska tak pobłaża Ukraińcom i nie dosyć ostro się z nimi rozprawia, gdyż w Rosji sowieckiej Ukraińcy są trzymani w zupełnych ryzach" - miały brzmieć słowa Klimienta Woroszyłowa w relacji ambasadora Potockiego. Te słowa można zinterpretować jako sugestię, by Moskwa i Warszawa rozpoczęły wspólną akcję przeciwko Ukraińcom - tak, by ostatecznie się z nimi uporać. Ambasador Potocki jednak nie dał się wciągnąć w jakiekolwiek dyskusje na temat Ukrainy. „Sprawa Małopolski Wschodniej jest kwestią wewnętrzną Polski i nie potrzebuje żadnych komentarzy" - ostro przerwał Klimientowi Woroszyłowowi jego wywód. Także później Warszawa kategorycznie odrzuciła sugestię Sowietów, podkreślając, że nie ma zamiaru podejmować wspólnie z Moskwą żadnej akcji wymierzonej w Ukraińców.

Sposobności do ponowienia rozmów na ten temat później już nie było. Polska - pilnując się zasady zachowywania równych odległości do Rosji i do Niemiec - 26 stycznia 1934 r. podpisała z Berlinem pakt o nieagresji, analogiczny do tego, który sygnowała z Moskwą dwa lata wcześniej. W odpowiedzi jednak Kreml (obawiając się, że Piłsudski chce razem z Hitlerem stworzyć antysowiecki sojusz) zamroził stosunki z Polską. Znów wróciły one do stanu napięcia, jaki miał miejsce do 1932 r. Wkrótce w Związku Radzieckim rozpoczęła się wielka czystka w kadrach partii i wojska - a zarzut szpiegostwa na rzecz Polski był jednym z najczęściej powracających i najsurowiej karanych. Usłyszał go nawet w 1939 r. Nikołaj Jeżow, który wcześniej - stojąc na czele NKWD - całą czystkę organizował. Na to jeszcze nałożyła się kampania wymierzona w Polaków mieszkających w Związku Radzieckim. Jak wyliczył prof. Nikołaj Iwanow w książce „Zapomniane ludobójstwo", w latach 1937-1938 zamordowano co najmniej 180 tys. Polaków.

Pozostało jedynie wspomnienie kilkunastu miesięcy stosunkowo ciepłych relacji między Warszawą a Moskwą oraz dziwna sugestia wspólnej akcji przeciwko Ukraińcom, która padła w tym czasie. Sytuacja niemalże analogiczna do tej, jaka miała miejsce w latach 2007-2010, kiedy też miało miejsce ocieplenie w stosunkach między Polską a Rosją i kiedy Władimir Putin złożył Donaldowi Tuskowi propozycję podzielenia Ukrainy między Rosję a Polskę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia