O całej sytuacji pisaliśmy jako pierwsi w artykule:
Spis treści
Jakie fakty o Podlaku odkrył IPN?
Jerzy Podlak to wyjątkowy świadek historii, mieszkaniec Wrocławia od 1944 r., cenne źródło informacji o historii naszego miasta. Jeden z ostatnich, o ile nie ostatni, żyjący więzień niemieckiego przymusowego obozu Burgweide, który funkcjonował w czasie wojny na terenie dzisiejszych Sołtysowic.
Jerzy Podlak od lat wytrwale starał się o upamiętnienie tej historii na terenie byłego obozu. Współpracował w tej sprawie z Instytutem Pamięci Narodowej. Przed kilkoma dniami IPN przekazał jednak nieznane dotąd fakty z życia Podlaka i jednocześnie zerwał z nim oficjalną współpracę. Chodzi o komunistyczną działalność Jerzego Podlaka w PRL-u. Był członkiem PZPR przez prawie 25 lat, na ochotnika przyszedł do pracy do Wojewódzkiego Urzędu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego we Wrocławiu. Został oficerem operacyjnym Sekcji 5 Wydziału V. Później współpracował- z SB jako tzw. konsultant.
"Konsultant, oprócz kontaktu operacyjnego, kontaktu służbowego oraz podstawowej formy agentury - jakim był tajny współpracownik - stanowił kategorię tajnych osobowych źródeł informacji. Biorąc pod uwagę ich specjalistyczną wiedzę, osoby te nierzadko dla SB stanowiły cenniejsze źródło bieżących informacji niż niejeden tajny współpracownik" - tłumaczą pracownicy wrocławskiego Instytut Pamięci Narodowej.
Jerzy Podlak postanowił wyjaśnić parę kwestii
Po naszej publikacji Jerzy Podlak postanowił udzielić szerszego komentarza niż we wcześniejszym artykule, kiedy zapytaliśmy go o te szokujące fakty. Teraz rzuca szersze światło na informacje podane przez Instytut Pamięci Narodowej.
- Młody człowiek znający język niemiecki w swojej młodzieńczej naiwności uległ naciskom oraz namowom, że dzięki znajomości języka wyjedzie za granicę. Zgodził się podjąć pracę w Służbie Bezpieczeństwa. Ten sam młody człowiek, bez żadnego przygotowania w zakresie pracy operacyjnej, po 6 miesiącach siedzenia przy biurku (w tym miesiąc urlopu) zostaje skierowany do szkoły w Czerwieńsku. W krótkim czasie po odkryciu zbrodni aparatu podczas Polskiego Października oraz stwierdzeniu, że podczas wykładów zaczęto mówić o sprawach, które nie były zgodne z obietnicą wyjazdu za granicę, dochodzi do wniosku, że popełnił błąd i składa raport o zwolnienie z służby - opisuje Podlak.
Odnosi się także do funkcji opisywanego wyżej konsultanta SB.
- Nie znajdziecie w moje teczce żadnego napisanego przeze mnie opracowania, najwyżej notatki oficera. Pracowałem w JZS Jelcz prawie 30 lat, w tym kilka na stanowisku zastępcy dyrektora ds. produkcji. Jelcz współpracował z firmami austriackimi, francuskimi a równocześnie realizował produkcję specjalną dla wojska. W tamtym czasie po każdej rozmowie z przedstawicielami zagranicznymi tzw. "opiekun" chciał znać szczegóły. Dzisiaj, z perspektywy czasu, ludziom niepracującym w tamtym systemie trudno pewne sprawy sprawiedliwie ocenić
- uważa wrocławski świadek historii.
Podkreśla, że "oprócz błędu podjęcia pracy w aparacie opresji, ma czyste sumienie" . Dodaje, że sam doznał opresji ze strony NRD Stasi, gdy w trakcie pracy na kontrakcie, początkowo w NRD a po zjednoczeniu NRF, opowiadał o polskiej "Solidarności" oraz Wałęsie i otoczono go tajnymi współpracownikami Stasi. Twierdzi, że ma na to stosowne dokumenty.
Jak tłumaczy natomiast tak długą przynależność do partii?
- Tak, należałem do partii, jak wiele innych osób - w tym również wielu wybitnych ludzi związanych z obecną ekipą władzy, ale o tym nie napiszecie. A premierem odrodzonej po 1989 roku Polski był nawet sekretarz KC PZPR i dalej działa w polityce. Nie piszę tego wszystkiego, by się usprawiedliwiać. Konsekwencje moich błędnych decyzji sprzed ponad 60 lat oraz okresu młodości przyjmuję z pokorą. Najważniejsze, że każdemu mogę patrzeć w oczy i że nie popełniłem żadnego złego czynu - podsumowuje Jerzy Podlak.
Upamiętnienie pamięci o byłym obozie Burgweide było jego życiowym celem. Wyraża nadzieję, że również bez jego udziału wrocławski oddział IPN tego dokona.
- Na najbliższym posiedzeniu Zarządu Klubu ludzi ze znakiem "P" postawię wniosek o wotum zaufania i, jeżeli go uzyskam, będę dalej krzewił wiedzę i utrwalał pamięć o martyrologii Polaków w wojennym Wrocławiu oraz grupie Antyhitlerowskiego Oporu "Olimp" w którym działała moja siostra Felicyta - deklaruje wrocławianin.