Książki z zakurzonej półki: Joanna Olczak-Ronikier, „W ogrodzie pamięci”: Piękni, mądrzy, dobrzy - pisze Krzysztof Maria Załuski

Krzysztof Maria Załuski
Na ponad 350 stronach Joanna Olczak-Ronikier opisuje sto kilkadziesiąt lat historii swojej rodziny. Jest to więc książka par excellence biograficzna.
Na ponad 350 stronach Joanna Olczak-Ronikier opisuje sto kilkadziesiąt lat historii swojej rodziny. Jest to więc książka par excellence biograficzna. mat. prasowe
Podobno każdy może stworzyć w życiu przynajmniej jedną książkę. Zwłaszcza autobiograficzną. Ważne, żeby była rzetelna, wiarygodna i napisana w miarę poprawnie. „W ogrodzie pamięci” wyczerpuje te kryteria. Czy jednak była na tyle uczciwa, żeby zasłużyć na (niegdyś) najbardziej prestiżową nagrodę literacką w Polsce? O tym za chwilę…

Książka „W ogrodzie pamięci” wyglądem przypomina trochę publikacje Wydawnictwa „Twój Styl” z serii „W kolorze sepii”. Seria ta poświęcona była dramatycznym dziejom i zagładzie polskiego ziemiaństwa. Joanna Olczak-Ronikier nie pochodzi jednak z rodziny ziemiańskiej. Nie oznacza to oczywiście, że jej biograficzne wspomnienia nie są interesujące. Dwie dekady temu cieszyły się nawet sporym zainteresowaniem czytelników, a w roku 2002 autorka dostała za nie nagrodę literacką NIKE.

Andrzej Wajda pisał o książce „W ogrodzie pamięci” następująco:

„Bohaterami tej prywatnej historii z Historią w tle są najbliżsi krewni autorki: babka, rodzeństwo babki, ciotki, wujkowie i kuzyni. Zasymilowani Żydzi - polscy inteligenci. Pracowici pozytywiści, którzy za swoje główne zadanie uznali służbę narodowi. Romantyczni szaleńcy, którzy uwierzyli, że można dźwignąć z posad bryłę świata…”.

Na ponad 350 stronach Joanna Olczak-Ronikier opisuje sto kilkadziesiąt lat historii swojej rodziny. Jest to więc książka par excellence biograficzna. Pradziadek autorki Lazar Horowitz był wiedeńskim Żydem, głównym rabinem tamtejszej gminy żydowskiej. Jak zapewnia Olczak, był „znaną postacią, światłym człowiekiem, jednym z największych rabinów”. Miał ośmioro dzieci. Jeden z jego synów – Gustaw, filozof i talmudysta został „wydany” za Julię, córkę Izaaka Kleinmanna, zamożnego kupca warszawskiego, dzierżącego monopol na handel solą z kopalni w Wieliczce do Królestwa Kongresowego.

Gustaw Horowitz nie zaaklimatyzował się w Warszawie. W domu rozmawiano po niemiecku, a teść pradziadka autorki wręcz nie lubił Polaków. Nie przepadał też za miejscową żydowską biedotą. Przełom w rodzinie, która w międzyczasie utraciła jedno „o” w nazwisku - z Horowitzów zmieniając się w Horwitzów - nastąpił w roku 1882, w momencie śmierci Gustawa.

Wdowa pozostała sama z dziewięciorgiem dzieci i postanowiła zostać Polką. Jej decyzję autorka mocno akcentuje. Można powiedzieć, że towarzyszy jej ona od pierwszej do ostatniej strony książki. Prababka na co dzień używała języka niemieckiego lub jidysz, natomiast dzieci wysłała do polskich szkół prywatnych (państwowe gimnazja były rosyjskojęzyczne), znanych z patriotycznych, proniepodległościowych tendencji. I właśnie to jest sednem tej książki – dochodzenie inteligencji żydowskiej znad Wisły do polskości.

Nieustanne podkreślanie polskiego patriotyzmu rodziny Horwitzów trochę dziwi. Bo skoro ktoś uważa się za Polaka, to nie musi chyba tego ustawicznie przypominać. Czyżby był to przejaw swoistego kompleksu niższości, tuszowanego zresztą zachwytem nad cnotami dziadków i babek autorki. Niemal bez wyjątku wszyscy oni są piękni, mądrzy, szlachetni, dobrzy… Czyżby autorka nie była pewna swojego przywiązania do ojczyzny, jakby nie było - ojczyzny z wyboru?

„Młodzi Horwitzowie w dość egzaltowany sposób byli dumni ze swojej polskości – pisze Olczak-Ronikier. – Nie ukrywali wprawdzie nieodległej przeszłości, nie uważali ją za coś w rodzaju niższego szczebla rozwoju, z którego ogromnym wysiłkiem wznieśli się o stopień wyżej”.

Czyżby?

Spróbujmy przyjrzeć się mariażom pokolenia dziadków autorki przedstawicielom rodziny Horwitzów.

Mąż najstarszej z rodzeństwa Flory, Samuel Beylin to bardzo pobożny Żyd. Następna - Róża, poślubiła Jakuba Nilsuna, Żyda holenderskiego. Gizela wyszła za Zygmunta Bychowskiego, syna uczonego talmudysty z Wołynia. Henriette jest za Julianem Marguliesem, Janina za Jakubem Mortkowiczem, który popełnił samobójstwo, gdyż założone przez niego przedsiębiorstwo „Ruch” zbankrutowało, a wierzyciele nie dawali spokoju.

Z kolei Ludwik ożenił się z Genowefą Luxemburg, a dwoje pozostałych to ideowi komuniści, którzy przyjaźnili się z Leninem i innymi tuzami przyszłego pierwszego państwa robotników i chłopów - Horwitz zostaje nawet zięciem Feliksa Kona, zdrajcy Polski biorącego udział w organizowaniu sowieckiego terroru na zajętych przez bolszewików ziemiach polskich w okresie wojny 1920 roku.

Z całej ósemki nikt nie zawarł związku małżeńskiego z Polką lub Polakiem. Podobnie rzecz się miała w następnym pokoleniu, gdzie jedynym wyłomem jest córka Janiny Martkowiczowej - Hanna, która wyszła za profesora Tadeusza Olczaka. Ale nawet to małżeństwo rozpadło się w kilka miesięcy po narodzinach Joanny Olczakówny. Autorka „W ogrodzie pamięci” tak pisze o swoim ojcu: „On sam pozbawiony był antysemickich uprzedzeń, jednak w przedwojennych czasach takie mieszane związki wzbudzały niechęć otoczenia”.

„Ta nowa inteligencja polsko-żydowska – Olczak-Ronikier cytuje z ironią Romana Dmowskiego - ...wytworzyła swoją własną sferę żydowską, z odrębną duszą, z odrębnym stosunkiem do życia i jego zagadnień. Nadto czuła ona swoją coraz większą siłę i naturalnym biegiem rzeczy, nieświadomie czy świadomie, dążyła coraz bardziej do narzucenia społeczeństwu polskiemu swoich pojęć i swoich aspiracji.”

Joanna Olczak-Ronikier urodziła się w roku 1934. Miała więc pięć lat w momencie wybuchu wojny. Razem z nią, pod okupacją niemiecką znalazło się jeszcze jedenastu potomków Lazara Horwitza. W październiku 1940 roku, gdy Niemcy zaczęli przesiedlać Żydów do getta, wszyscy postanowili zostać po „aryjskiej stronie”. Z tej dwunastki zginęło dwoje: Ludwik i Genowefa Horwitzowie. „Lutek nie przyjął do wiadomości antyżydowskich rozporządzeń – pisze Olczak-Ronikier. – Nie włożył opaski, nie próbował się ukryć pod zmienionym nazwiskiem”.

Horwitzowie zostali aresztowani i rozstrzelani na krótko przed wybuchem powstania w warszawskim getcie. Pozostałych uratowali Polacy. Autorka przypisuje to ocalenie szczególnemu zbiegowi okoliczności. Może tak było istotnie, a może w Holocauście ginął przede wszystkim żydowski proletariat. Inteligencji, zwłaszcza tej z najwyższej półki, mówiącej po polsku i mającej przyjaciół wśród Polaków, łatwiej było przeżyć Zagładę.

Interesujący jest także wątek Maksa i Kamilli, oddanych bez reszty komunizmowi, którzy jak na ironię od tegoż komunizmu zaznali najcięższych krzywd. Maks, wraz z innymi członkami Komunistycznej Partii Polski został zgładzony podczas czystek w 1937 roku. Kamillę skazano na 10 lat łagru. W syberyjskich obozach znalazły się także ich dorosłe dzieci.

„W ogrodzie pamięci” - Joanna Olczak-Ronikier

„W ogrodzie pamięci” to książka dobrze napisana i ciekawa. Czy jednak zasłużyła na miano najlepszej polskiej książki roku 2001? Nie wiem. Nawet teraz, po przeszło dwóch dekadach od jej publikacji. Gdyby Joanna Olczak-Ronikier dostała ją w roku 2023, pewnie bym się nie dziwił werdyktowi jury. W końcu większość nagród już od lat przyznawana jest nie za ich wartość artystyczną, lecz za postawę polityczną i poglądy jej autora.

Kryteria przyznawania takich wyróżnień w żadnym razie nie są obiektywne. Przykładem skrajnego upolitycznienia jest właśnie NIKE. Laureat nie musi być wielki duchem, ani talentem. Wystarczy, żeby był „słuszny” poglądowo. Na pewno jednak „W ogrodzie pamięci” warto, a nawet trzeba przeczytać. Wspomnienia Joanny Olczak-Ronikier dotyczą przecież ważnego i żywego nadal zagadnienia, jakim są stosunki polsko-żydowskie.

ZOBACZ TEŻ: Książki z zakurzonej półki: Jakub Malukow-Danecki, „Duma miasta”

  • Joanna Olczak-Ronikier „W ogrodzie pamięci”
  • Wydawnictwo „Znak”
  • Kraków 2001
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia