Major Benedykt Serafin - To on bronił przed bolszewikami Grodna

Piotr Kościński
fot. Archiwum Autora
Był faktycznym dowódcą obrony Grodna we wrześniu 1939 r., jednak do niedawna nie znał go właściwie nikt. Dlaczego? Po pierwsze, w PRL w oficjalnie wydawanych książkach nikt nie pisał i nie mówił o sowieckiej agresji 17 września 1939 r. Po drugie, wracając w 1948 r. z Wielkiej Brytanii, major Benedykt Serafin zmienił swój oficjalny życiorys, „wycinając” obronę Grodna i pisząc o „walkach z Niemcami pod Sokółką”.

W rządzonej przez komunistów Polsce tym bardziej nie wspominano o bitwach z Sowietami – także tej o Grodno; bardzo długo starcie to w ogóle nie istniało w społecznej świadomości, a i dziś jest mało znane. Zmianę życiorysu przez mjr Benedykta Serafina można zrozumieć. Do 1956 r. w PRL dawni żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie byli co najmniej podejrzani, a wielu represjonowano. A Serafin chciał w miarę normalnie żyć, nie narażając przy tym swojej rodziny. Pracował, był nawet członkiem Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Zmarł w 1978 r., pochowany na cmentarzu Świętej Rodziny we Wrocławiu, gdzie mieszkał po wojnie.

Strzępy dokumentów
Nazwisko Benedykta zaczęło się pojawiać dopiero w publikacjach, wydawanych po 1989 r. – na przykład w książkach prof. Czesława Grzelaka, słusznie uważanego za głównego specjalistę od historii obrony Kresów Północno-Wschodnich we wrześniu 1939 r. Ale o losach obrońcy Grodna wciąż wiadomo było bardzo niewiele. W Londynie, w Instytucie Sikorskiego, znajdowała się jego krótka relacja z wydarzeń w Grodnie. W Polsce – jakieś mało istotne dokumenty. Żyjąca we Wrocławiu córka Serafina, Teresa Michałowska (niestety, niedawno zmarła), nie spieszyła się z ujawnianiem i tak skromnych materiałów. Druga córka zmarła już dawno temu w USA. Wnuk, wrocławianin Krzysztof Michałowski, a także wnuczka mieszkająca na Florydzie, dziadka pamiętają – ale o jego losach wiedzą nie za wiele. Na szczęście udało się pozyskać z brytyjskiego Ministerstwa Obrony kserokopie polskich dokumentów z czasów wojny, które sporo wyjaśniły.

Z wojska austriackiego do polskiego

Wydana już w PRL legitymacja wojskowa oficera rezerwy jest lakoniczna, ale też wiele mówi. Na zdjęciu widać twarz całkiem łysego mężczyzny z małym wąsem. Obok adnotacja: Serafin Benedykt oraz imiona rodziców, Stanisław i Bronisława. Urodzony 8 kwietnia 1893 r. w Kwasowicach, powiat Myślenice, woj. krakowskie. Stopień wojskowy – od 1924 r. major. A na kolejnej stronie przebieg służby. Najpierw jest „Armia Austryjacka”: „Służba w stopniu szeregowca 2 m-ce, Szkoła Ofic. Resz. Piech – 3 m-ce, Służba w stopniu podofic – 4 m-ce, Dowódca komp. – 3 lata 6 mcy”. I obok dopisek „ze słów”, co oznacza, że książeczka wypełniona została na podstawie relacji Serafina. A potem jest „Służba w wojsku Polskim”: „Dowódca Kompanii 4 lata 3 m-ce, Dowódca Batalionu 1 rok, Komendant P.K.U. 14 lat”. I ponownie „ze słów”, z dodatkiem „do 1939 r.”. A pod tym pieczątka „Komendant W.K.R.” i nieczytelny podpis. To oczywiście wielki skrót. Wiadomo, że przed I wojną światową był w Drużynach Strzeleckich. Wydawałoby się więc, że powinien trafić do Legionów, tak się jednak nie stało. Zapewne służył w 20. Pułku Piechoty Cesarsko- Królewskiej Armii, w którym byli niemal sami Polacy. Jeśli tak, to walczył z Rosjanami pod Kraśnikiem i Komarowem. Potem razem z pułkiem wycofywał się na południe. I wreszcie skierowany został do Szkoły Oficerów Rezerwy. Tam przypuszczalnie najpierw otrzymał stopień offiziersstellvertreter, zastępcy oficera, a dopiero później awansowano go na podporucznika i porucznika. I razem z kolegami z pułku trafił na front włoski, gdzie trwały ciężkie, uporczywe walki. Nastał wreszcie rok 1918 i rozpad monarchii austro-węgierskiej. Serafin wrócił do odradzającej się Polski i został przyjęty do Wojska Polskiego w stopniu porucznika. O jego dalszych losach wiemy mało. Trafił na front ukraiński, gdzie został ranny. Być może właśnie walki z Ukraińcami przyczyniły się do jego awansu na kapitana w 1919 r. Co robił podczas wojny polsko-bolszewickiej: nie wiadomo, ale w 1924 r. awansowano go na majora i musiały być tego jakieś powody. W 1930 r. został komendantem Rejonowej Komendy Uzupełnień w Grodnie. Była to nominacja ważna, ale też odsunięcie na boczny tor. Czemu nie awansował przez kolejne lata? Czy dlatego, że wywodził się nie z Legionów, a z armii austriackiej? Tego się już nie dowiemy. Trzeba jednak pamiętać, że pozostał w wojsku i to na dość eksponowanym stanowisku.

Z Grodna na Litwę

Tak naprawdę, ze służby liniowej major Serafin trafił do urzędu – bo RKU była przecież urzędem, choć wojskowym. Miał na ulicy Akademickiej spore, ładne mieszkanie, w którym żył z żoną Zofią i dwiema córkami, nazywanymi przez niego pieszczotliwie „Teniusia” i „Kokosia”; panią Zofię wspierała kucharka i niania. Codziennie rano wkładał mundur i szedł ulicą Orzeszkowej do nieodległej Dominikańskiej, gdzie znajdowała się Komenda Uzupełnień. Po pracy wracał na Akademicką. I tak przez ponad osiem lat. Aż nastała wiosna i lato 1939 r., kiedy to szykowano się do nadciągającej wojny. W sierpniu 1939 r. częściej niż na Dominikańską kierował się na Piłsudskiego, do równie nieodległego Dowództwa Okręgu Korpusu III. Pomagał przy organizacji transportów wojskowych. W ramach 29. Dywizji Piechoty do Armii Prusy pojechał stacjonujący w Grodnie 76. Pułk Piechoty i 81. Pułk Strzelców Grodzieńskich. W mieście pozostały tylko jednostki zapasowe. Już po wybuchu wojny sformowano z nich Grupę Operacyjną „Grodno”, która jednak została skierowana do obrony Lwowa. Mimo to, gdy 17 września Sowiety napadły na Polskę, miasto szykowało się do obrony. Trzeba w tym miejscu powiedzieć, że właśnie wówczas okazało się, jacy naprawdę są ludzie. Grodno w pośpiechu opuścili prezydent Witold Cieński i starosta powiatowy Tadeusz Walicki. Generał Józef Olszyna- Wilczyński, dowódca Okręgu Korpusu III, załamał się i wyjechał w kierunku Litwy (świetnie opisała go w swej książce „Bez prawa do chwały?” dr Agnieszka Jędrzejewska, wskazując, iż był zasłużonym i dobrym oficerem) – został zamordowany przez czerwonoarmistów pod Sopoćkiniami. W mieście pozostał wiceprezydent Roman Sawicki i właśnie major Benedykt Serafin. On sam relacjonował, że dowodzenie obroną miasta powierzył mu pisemnym rozkazem gen. Olszyna- Wilczyński, jednak dokument ten się nie zachował. Zdaniem prof. Grzelaka, nawet gdyby takiego rozkazu nie dostał, jego dowodzenie byłoby czymś oczywistym – jeśli w mieście nie było wyższego rangą oficera, najważniejszą osobą był szef miejscowej komendy uzupełnień. Grodno broniło się trzy dni i to bardzo skutecznie. Sowieci, dysponujący ogromną liczbą czołgów, mieli ogromne problemy logistyczne – zabrakło im benzyny, dlatego 20 września rano do Grodna dotarło z początku zaledwie około dwadzieścia. Nie potrafili też walczyć w mieście. A obrońcy (w tym liczna młodzież), choć niedysponujący bronią ciężką (mieli dwie mało skuteczne przeciw czołgom armaty przeciwlotnicze 40 mm), wykorzystali możliwości, jakie dawało np. użycie zapobiegliwie przygotowanych butelek z płynem zapalającym. Czerwonoarmiści wg oficjalnych danych stracili blisko trzydzieści czołgów i samochodów pancernych. 22 września większość polskich oddziałów wycofała się w kierunku północno-zachodnim, ku Puszczy Augustowskiej. Serafin wraz ze swoimi żołnierzami dopiero w nocy z 24 na 25 września przeszedł na Litwę, gdzie został internowany. To też daje pojęcie, jak długo trwały walki z Sowietami – w przypadku Grodna pięć, a cofających się od granicy żołnierzy KOP nawet osiem dni.

Z Litwy do Wrocławia

Serafin po jakimś czasie został zwolniony z obozu dla internowanych. Po zajęciu Litwy przez ZSRR zadenuncjowany i aresztowany trafił do Krasłagu – czyli łagru rozmieszczonego w rejonie Krasnojarska, gdzie w tym czasie więziono ponad 17 tys. ludzi. Dopiero po układzie Sikorski-Majski został wypuszczony i dotarł do Buzułuku. A tam powierzono mu stanowisko analogiczne jak przed wrześniem 1939 r.: został szefem komendy uzupełnień tworzonej 9. Dywizji Piechoty, a gdy zapadła decyzja o wyjeździe do Persji i dalej, na Bliski Wschód – komendantem jej oddziału likwidacyjnego. Później pełnił różne funkcje administracyjne i szkoleniowe na Bliskim Wschodzie; wkrótce po wojnie doznał uszczerbku na zdrowiu z powodu wypadku samochodowego. I trafił do Wielkiej Brytanii. Na Wyspach okazało się, że czeka go co najmniej niepewna przyszłość, jak wszystkich żołnierzy, którzy trafili do Polskiego Korpusu Rozmieszczenia i Przysposobienia. Miał wybór: powrót do Polski, kraju pod rządami komunistów, zdominowanym przez Sowietów, lub wegetacja w Wielkiej Brytanii albo w innym kraju. Wegetacja, bo w wieku pięćdziesięciu pięciu lat rozpoczynanie cywilnego życia właściwie od zera nie mogło być niczym innym. Smutne wrażenie robi wypełniony przez niego po angielsku kwestionariusz. Języki obce: „niemiecki w mowie i piśmie płynnie – rosyjski w mowie i piśmie słabo – angielski w mowie i piśmie płynnie”. Praca zawodowa – rubryki pozostały puste. Umiejętności dodatkowe: „czy umiesz prowadzić samochód” – „tak”. „Czy umiesz prowadzić motocykl” – „nie”. „Podkreśl, co potrafisz z pewną wprawą dzięki zamiłowaniu lub pracy zawodowej”. Wybór był ciekawy: rysować, malować, naprawiać instalacje elektryczne, naprawiać zegarki, uprawiać warzywa lub kwiaty, gotować, naprawiać obuwie… Serafin wpisał jeszcze instrument, na jakim potrafi grać: skrzypce. Ostatecznie więc zdecydował się wrócić do Polski. Odnalazł rodzinę i osiadł we Wrocławiu. Bliscy pamiętają go jako dbającego o rodzinę, uśmiechniętego człowieka. Pracował – ale wyłącznie w przedsiębiorstwach cywilnych. Zmarł 2 grudnia 1978 r. Próbowałem opisać jego losy w powieści „Obrońca Grodna. Zapomniany bohater”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia