Wielu z nich, zanim w 1945 r. wstąpiło w szeregi amerykańskiej armii, wcześniej służyło w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Ich dramatem był fakt, że nigdy nie dane im było wrócić do wolnej ojczyzny. Teraz uroczystości odbyły się z udziałem kompanii honorowej 12 szczecińskiej Brygady Zmechanizowanej im. Józefa Hallera, francuskiej armii, przedstawicieli Eurokorpusu w Strasbourgu we Francji. W 800-letniej katedrze w Toul ks. Ryszard Wątorek odprawił uroczystą mszę św. w intencji polskich żołnierzy, a na miejscowym cmentarzu odbyła się patriotyczna uroczystość z udziałem francuskich władz i konsula RP Czesława Barteli. Mer Toul przypomniał, że tym zapomnianym polskim żołnierzom we Francji trzeba było przywrócić pamięć. IPN w Warszawie sfinansował nowe nagrobki dla dowódcy polskich żołnierzy, kpt. Jana Borkowskiego i tablicę pamiątkową dla 5 tysięcy jego żołnierzy. Jan Borkowski był kapitanem Oddziałów Wartowniczych przy armii amerykańskiej we Francji, wieloletnim dowódcą polskiej kompanii 4095 w Toul. 22 września 1939 r., podczas walk w Warszawie, ówczesny por. Jan Borkowski zastrzelił najwyższego rangą niemieckiego generała - byłego dowódcę niemieckich sił lądowych gen. płk Wernera von Fritsch’a – jedynego tak wysokiego rangą niemieckiego generała, który zginął na froncie podczas II wojny światowej. Następne 5 lat II wojny Borkowski spędził w niemieckim oflagu. W 1945 r. wstąpił do amerykańskiej armii w Niemczech i wyjechał do służby we Francji. Co roku odwiedzali go generałowie Anders, Kopański, Maczek i Duch, podczas corocznych zjazdów w Pierre La Treiche. Borkowski był też prezesem Związku Rezerwistów i byłych żołnierzy WP we Francji. Gdy umarł w 1990 r., na jego pogrzeb przybył francuski generał Bizar, a francuski płk Luis Giorgii powiedział: „Jestem przyjacielem Polaków dlatego, że nikt dotąd nie zaimponował mi swoim bohaterstwem i wytrwałością - tak na polu walki, jak i w życiu cywilnym - jak Polacy”. Ks. Wątorek przypomniał w homilii, że francuska żona Jana Borkowskiego na jego pogrzebie powiedziała: „Nie chcę być pochowana z nim w jednym grobie, ponieważ na jego grób nikt nigdy nie przyjdzie”. Po 33 latach od śmierci kpt. Borkowskiego te słowa nie sprawdziły się. Spełniły się za to słowa kapitana, który 3 maja 1960 r. do swoich żołnierzy z kompanii 4095 powiedział: „Pozostając na emigracji, nie mając możności powrotu do Ukochanego Kraju, który jęczy pod terrorem barbarzyńców spod znaku sierpa i młota, jest naszym świętym obowiązkiem względem naszego Kraju - tutaj na emigracji, czcić ten Wielki Dzień i pamiętać w każdej chwili, że jesteśmy odpowiedzialni przed Bogiem i Historią, i naszym przyszłym potomstwem – za utrwalanie polskości poza granicami naszej Ojczyzny, że Konstytucja czyni nas współwłaścicielami Polski, o której nigdy i nigdzie nie wolno nam zapomnieć. Kiedyś osądzą nas, czy robiliśmy wszystko, by być dobrymi synami Polski”. Kpt Jan Borkowski porównał również polskich żołnierzy przy armii amerykańskiej w Niemczech i we Francji do reszty emigracji: „Jestem pewien, że kiedy nasz Kraj będzie Wolnym i Niepodległym – mówić będą o nas wartownikach – że naprawdę byliśmy perłami wśród wieprzy. Bo zawsze i wszędzie wypełniamy nasze obowiązki społeczno-narodowe - tak jak na prawych Polaków przystało, bo w pełni rozumiemy nasze i innych potrzeby dla dobra Polski”. W siedzibie merostwa w Toul otwarto też wystawę archiwalnych zdjęć polskich żołnierzy ze zbiorów Jacka Żywiczyńskiego.
Pamięć o pierwszych polskich żołnierzach w NATO
MONIKA MAZANEK-WILCZYŃSKA
We francuskim Toul po raz pierwszy w polskiej historii uczczono pamięć pierwszych polskich żołnierzy w sojuszu NATO. 160 tys. służyło w armii amerykańskiej w czasach, gdy w Europie istniała żelazna kurtyna. Dziś jednak ani w Polsce, ani w Europie czy w USA historia tych żołnierzy nie jest znana.
Wideo
Materiały promocyjne partnera