Pechowy obraz i zaginione miecze

Portret młodzieńca, mal. Rafael Santi
Portret młodzieńca, mal. Rafael Santi Wikimedia
O utraconych pamiątkach i dziełach sztuki opowiada historyk, Robert Och

Co jakiś czas, choć doprawdy tak rzadko, docierają do nas informacje o tym, że jakieś zaginione pamiątki historyczne, zrabowane dzieła sztuki, wracają po ciężkich bojach do kraju. Wśród dużej listy tych, które zostały zagrabione, są także zabytki zbierane przez Czartoryskich.

Czaszka poety

- Kiedy w wyniku III rozbioru upadło państwo polskie, wiele osób na własną rękę zaczęło gromadzić pamiątki świadczące o naszej chlubnej przeszłości, pamiątki po postaciach, które przyczyniły się do rozwoju niegdysiejszej potęgi kraju - opowiada Robert Och, historyk. - Oczywiście nie byli to zwykli zbieracze, a kolekcjonerzy, których było stać na to. Do kręgu szczególnie zainteresowanych należał na przykład Tadeusz Czacki.

Tadeusz Czacki był jednym z wybitnych przedstawicieli epoki. Adam Jerzy Czartoryski określał go jako "znakomitego z nauki i cnót człowieka". Zauważał, że jest on "…niespracowany tam, gdzie o dobro powszechne chodziło (...), poświęcił swoje mienie, zdrowie, życie nawet dla dokonania stworzonego przez się dzieła".

Jednak nie umniejszając wiedzy i zasług Czackiego trzeba dodać, że do pewnych spraw podchodzono wówczas dość lekko i - jak byśmy dziś powiedzieli - zupełnie nieprofesjonalnie. Otóż Czacki w roku 1791 wizytował Wawel. Tam po prostu otworzył groby królewskie beztrosko zabierając z nich cenne pamiątki. Między innymi wziął z grobu czaszkę, którą uważał za czaszkę Jana Kochanowskiego i ofiarował ją w darze księżnej Izabeli Czartoryskiej!

- Czacki może z początku próbował konkurować w kolekcjonowaniu pamiątek z Izabelą, ale to Czartoryscy mieli majątek i w końcu zrezygnował - poświęcił się zbieraniu rękopisów, starodruków, rzadkich wydawnictw. Z czasem nawet współpracowali.

Rozdzielone

Tak, to Izabela miała pieniądze oraz siedzibę - w Domu Gotyckim gromadziła zbiory zagraniczne, w Świątyni Sybilli pamiątki polskie.

- Podczas pobytu w Krakowie i na Wawelu Czacki ratował to, czego Austriacy nie zdążyli zagrabić - wyjaśnia historyk. - Wśród przedmiotów znalazły się dwa miecze grunwaldzkie. Zabrał je do swojego majątku na Wołyniu i tam były wiele lat. Wreszcie jeden z mieczy postanowił podarować Czartoryskim, co też świadczyło o jego braku profesjonalizmu - rozdzielił to, co powinno być razem. Wysłał więc do nich miecz i list takiej treści: "Dumny Mistrz przysłał miecze na urągowisko przed bitwą. Dobry Jagiełło, mężny Witold przyjęli to narzędzie bardziej próżności niż śmierci, przetrwały te miecze jestestwo nawet narodu. Ja je uniosłem za pozwoleniem cesarza Franciszka. Składam jeden miecz w ręce JOW ks. Mości. Zgasła ojczyzna, nie ma jeszcze nikt prawa do tej własności. Niech ją otrzymuje godny potomek. Chciej Książę ten miecz, ten pomnik drogi umieścić w Świątyni Puławskiej".

Czacki jeden miecz sobie zostawił, ale powiedział, że jeśli książę się do niego zwróci, drugi też da. Jednak tak się nie stało. Dopiero kilka lat po śmierci Czackiego cały jego zbiór od wdowy odkupił Czartoryski. Obiekty historyczne trafiły do Świątyni Sybilli, książki do biblioteki. Miecze stanowiły ozdobę sali głównej Sybilli i trzeba przyznać, że dbano o nie, konserwowano.

Rewizja u księdza

W 1831 roku zbiory Czartoryskich były zagrożone. Kiedy uciekający z Warszawy wielki książę Konstanty zatrzymał się w Puławach, Izabela poleciła zamknąć obydwa muzea - Świątynię Sybilli i Dom Gotycki. Już grudniu 1830 roku zarządziła ewakuację zbiorów, a w marcu 1831 roku toczyły się tam działania wojenne i Rosjanie chcą zrabować kolekcję i wszystko co się da. Izabeli udaje się wyjechać do majątku córki. Książę za udział w powstaniu zostaje skazany na karę śmierci, a majątek ma przejąć rosyjski zaborca.

- Decydują się na uratowanie tego, co się da i na wywiezienie do Sieniawy - mówi Robert Och. - Znaczną część przedmiotów i dzieł sztuki ukryto w Klemensowie u Zamoyskich, w parafii w Kurowie, w klasztorze oo. Reformatów w Kazimierzu, a także u ludzi zaufanych i dworzan. Sukcesywnie to wydobywano i starano się wszystko wywieźć jak najdalej. Miecze i kilka innych przedmiotów ukryto na plebanii we Włostowicach u ks. Józefa Dobrzyńskiego.

Jednak "życzliwi" i wtedy byli i ktoś doniósł Rosjanom o tym, że ksiądz ukrywa cenne przedmioty. Przyjeżdża żandarmeria i przeprowadza rewizję. W bibliotece Czartoryskich zachował się taki opis:

"Świętej pamięci ksiądz Józef Dobrzyński, proboszcz parafii włostowickiej miał w zachowaniu u siebie niektóre przedmioty z Sybilli i książki z Biblioteki Puławskiej pochodzące. Po roku 1831 od różnych osób ponabywane i że na skutek zaszłej denuncjacji zjechał kapitan żandarmerii z Lublina rewizję w jego mieszkaniu i w kościele zrobił i część tych przedmiotów, a mianowicie czaprak księcia wojewody ruskiego, ósm chorągwi starych na Szwedach i Tatarach niegdyś zdobytych i kuferek z książkami i rękopisami zabrał".

Miecze zaginęły

Jednak Rosjanie nie wszystko znaleźli - najcenniejsze rzeczy zostały.

- 10 lat po śmierci księdza na plebanię przybywa specjalna komisja i jeszcze raz robią przegląd budynku i znajdują to, co udało się przed zaborcą ukryć - mówi historyk. - W 1858 roku pan Jaszowski, który był świadkiem tego wydarzenia napisał do Zamoyskiego: "W roku 1853 w miesiącu maju doniósł pan Amborski, nauczyciel szkółki wiejskiej w Włostowicach, że ksiądz Dobrzyński umarł, że pozostałe po nim ruchomości opieczętowano i że pomiędzy tymi znajdują się ważne pamiątki historyczne z Sybilli i Domku Gotyckiego w Puławach pochodzące. Jakoż byłem obecny na gruncie przez cały czas spisywania inwentarza pozostałości po śp. księdzu Dobrzyńskim i wszystkie przedmioty wskazane mi przez siostrę księdza Dobrzyńskiego przy nim mieszkającą i inne osoby w Puławach zamieszkałe i rzeczy świadome jakoby z Puław Pochodzące, zabrałem".

Jednak Jaszowski nie zabrał wszystkiego - nie pozwolono mu zabrać broni, a za taką uważano dwa miecze grunwaldzkie. Ta broń miała być odesłana do Warszawy. Że była ważna w zbiorach Izabeli świadczy wpis do "Pocztu pamiątek" księżnej, gdzie na pierwszym miejscu odnotowano: "Dwa miecze krzyżackie posłane przez Wielkiego Mistrza Władysławowi Jagielle przed bitwą pod Grunwaldem".
O mieczach słuch zaginął.

Pechowy młodzieniec

W Świątyni Sybilli gromadzone były pamiątki przeszłości, w Domu Gotyckim sztuka europejska. Perłą tego zbioru była tzw. wielka trójka czyli "Dama z gronostajem" Leonarda da Vinci, "Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" Rembrandta i "Portret młodzieńca" Rafaela Santi.

- Po śmierci Rafaela obraz przechodził z rąk do rąk, aż w I poł. XVII wieku znalazł się w rodzinie Justinianich w Wenecji - wyjaśnia R. Och. - Książę Adam Jerzy Czartoryski był przez jakiś czas ambasadorem Rosji przy królu Sardynii i jeździł po różnych miastach interesując się dziełami sztuki. Rodzina Justinianich akurat wpadła w tarapaty finansowe i Czartoryski odkupił od nich obraz i przywiózł do Puław. Wszystkie trzy dzieła znalazły się w Domu Gotyckim bez żadnych alarmów, klimatyzacji, ochroniarzy. Przez dziesięciolecia były atrakcją dla odwiedzających Puławy.

Inaczej ratowano pamiątki ze "świątyni" inaczej z "domu". W 1830 roku pamiątki z Domu Gotyckiego przewieziono do klasztoru w Kazimierzu. Dzieła ze świątyni zostają schowane w lochach pod Sybillą. Wszystko to jednak było w zasięgu Rosjan. Czartoryska decyduje się na przewiezienie tych bezcennych zbiorów do Sieniawy. Tam najcenniejsze eksponaty zostaną na 8 lat zamurowane w alkowie. Jednak brak dostępu powietrza i możliwości konserwacji budzą niepokój. Czartoryscy decydują się na przewiezienie ich do Krakowa. Jednak w 1846 roku wybucha tzw. powstanie krakowskie. Znów obawa, że łapę położą na to Austriacy.

- Już część zbiorów z Sieniawy przewożą do Paryża - dodaje Robert Och. - Ale w 1891 roku wybucha tzw. Komuna Paryska. Z obawy o dzieła wywożą je znów do Krakowa. Tam tworzą muzeum, ale wybucha I wojna światowa. Ratują się przed zrabowaniem obrazów wypożyczając je muzeum w Dreźnie. Wojna szczęśliwie się kończy, ale zarządzający muzeum wcale nie chcą się rozstać z obrazami. Długo trwają przepychanki i wreszcie w 1920 roku wielka trójka wraca do Czartoryskich. Jest 19 lat spokoju. Dyrektorem powstałego Muzeum Czartoryskich był gen. Marian Kukiel. W 1939 roku uznał, że trzeba kolekcje ewakuować do Sieniawy i tam ją ukryć.

Tak też się stało. Skrzynie z obrazami zamurowano w piwnicy oficyny dworskiej. Ale oczywiście i tu znalazł się życzliwy donosiciel, który Niemcom szybko doniósł o tym skarbie.

Niemcy zwrócili się z propozycją nie do odrzucenia, że zabiorą kolekcję i zaopiekują się nią - dla jej bezpieczeństwa. Po zakończeniu wojny obrazy Rembrandta i Leonarda wróciły do Polski. "Młodzieniec" Rafaela nie. Gdzie jest? U kogo w salonie wisi? Czyje zbiory ozdabia? Czy w ogóle się dowiemy o wielu zaginionych skarbach, również tych z kolekcji Czartoryskich?

Maria Kolesiewicz
DZIENNIK WSCHODNI

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia