Na tropach Michała Willmanna, śląskiego Rembrandta

Katarzyna Kaczorowska
Autoportret artysty namalowany w 1682 roku
Autoportret artysty namalowany w 1682 roku Wikimedia Commons
Możemy się nim chwalić bez kompleksów. Historyków sztuki przyprawia o wielkie emocje: Michał Willmann, nazywany śląskim Rembrandtem. Zapraszamy na wyprawę śladami malarza

Jego pierwszym nauczycielem był ojciec Christian Peter, ale malarskie szlify zdobył w Niderlandach, gdzie pojechał około roku 1650. Tam poznał dzieła takich mistrzów, jak Rembrandt, Rubens czy van Dyck, które odcisnęły niezatarte piętno na jego poszukiwaniach artystycznych.

Urodzony w Królewcu w 1630 roku, zmarł w małym Lubiążu w 1706 r. Przez ten czas był nadwornym malarzem w Berlinie, pracował w Pradze, pojawił się we Wrocławiu, ale ostatecznie osiadł pod skrzydłami cystersów, dla których stworzył wyjątkowe dzieła, w czym pomagało mu i to, że urodzony w rodzinie protestanckiej już jako dojrzały mężczyzna przeszedł konwersję i został katolikiem.

Na szlaku imienia Willmanna

W 2008 roku powstał Szlak Sztuki Barokowej im. Michaela Willmanna, który ma połączyć rozwój lokalny z promowaniem dzieł malarzy baroku z Europy Środkowo-Wschodniej. Warto odkrywać region już choćby tylko według listy miejsc, jakie znalazły się na tym szlaku, bo odkryjemy też dzieła twórców, o których istnieniu wiedzą tylko specjaliści i miłośnicy lokalnej historii. W roku 2009 do listy (patrz ramka) dołączono Bazylikę Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny w Bardzie oraz Sanktuarium Maryjne w Grodowcu. Od 2010 roku zaś realizowany jest projekt "Szlak Sakralnej Sztuki Barokowej im. Michaela Willmanna w dawnym księstwie żagańskim".

W kościele pw. Świętego Antoniego przy ul. św. Antoniego we Wrocławiu na przełomie 2009 i 2010 roku odnaleziono - na strychu - obraz, który Willmann namalował dla tej świątyni, czyli "Kazanie św. Jana Kapistrana", a w tym samym roku potwierdzono autorstwo obrazu z ołtarza głównego - "Wizja św. Antoniego Padewskiego".

Dzisiaj z Dzielnicy Wzajemnego Szacunku powędrujmy do Muzeum Narodowego, gdzie znajduje się największa kolekcja dzieł Willmanna (część obrazów z powojennego Śląska "wyemigrowała" do Warszawy, do tamtejszego Muzeum Narodowego, ale też i do kurii i kilku kościołów).

Muzeum odwiedźmy w sobotę - wstęp jest wtedy bezpłatny. Przy okazji koniecznie zobaczmy świetną wystawę "Sztuka europejska XV-XX wiek", a wędrując salami, w których prezentowana jest inna stała ekspozycja - "Sztuka śląska XII-XVI" - rozbudźmy w sobie patriotyzm lokalny. To bowiem jeden z najcenniejszych zbiorów sztuki średniowiecznej nie tylko w Polsce, ale i w Europie, z bezcenną hermą św. Doroty - dziełem złotników, które po wojnie zostało wywiezione do Warszawy, ale po wielu bojach powróciło do Wrocławia.

Jedziemy do Lubiąża

W Muzeum koniecznie znajdźmy też czas na świetną kolekcję polskiej sztuki współczesnej, jedną z najbardziej reprezentatywnych w całym kraju, a przy herbacie w muzealnej kawiarence zaplanujmy wyjazd do Lubiąża, gdzie osiadł Willmann. Poprośmy też o pieczątkę - w kasie lub u pana z ochrony. W końcu bycie Odkrywcą Dolnego Śląska to nie tylko zabawa, ale i zaszczyt.

Do Lubiąża najlepiej dotrzeć własnym autem lub namówić na wyprawę zmotoryzowanych znajomych - niestety, PKS nie ułatwi nam wyprawy. Najwcześniejszy autobus z dworca wrocławskiego (w niedzielę) odjeżdża o godzinie 9.55. Jedziemy nim do Wołowa - na miejscu jesteśmy o godzinie 11.19, a o 11.45 mamy autobus do Lubiąża, w którym jesteśmy o godzinie 12.15. Autobus staje przy szpitalu psychiatrycznym, zabytki związane z Willmannem są po drugiej stronie miejscowości. W tygodniu jest już lepiej, ale też nie idealnie - wyjedziemy z Wrocławia o 5.25, na miejscu będziemy o 7.52. Plus jest taki, że jedziemy bez przesiadki, ale ten wariant najlepszy jest dla szkolnych wagarowiczów.

Po drodze do Lubiąża warto sięgnąć trochę do bliżej nam historii i jej okrutnego oblicza. W tutejszym szpitalu hitlerowcy przeprowadzali słynną akcję T4, podczas której w całych Niemczech nazistowskich zamordowano ok. 300 tysięcy osób nieuleczalnie chorych, upośledzonych, dotkniętych chorobami psychicznymi i kalectwem. Lubiąż był jednym z miejsc, gdzie w imię czystości rasy mordowano niewinnych ludzi, a kilka lat temu w szpitalu odbył się spektakl przygotowany przez teatr z Niemiec, w którym aktorzy próbowali zmierzyć się z tym tematem. Widzami tego przedstawienia byli zarówno krytycy teatralni, jak pacjenci placówki, i dla wszystkich było to ogromne przeżycie.

Katarzyna Kaczorowska

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia