Historia kpt. Romualda Rajsa ps. "Bury", która towarzyszy jego życiu jest bardzo skomplikowana i trudna

Grażyna Rakowicz
Postrzeganie Żołnierzy Wyklętych dzisiaj jest też pokłosiem bieżącej walki politycznej. Niestety, ich kult został upolityczniony. Ja tu nie mówię o tym, która ze stron jest lepsza czy gorsza. Ale o tym, że jeśli jedna ze stron sceny politycznej identyfikuje się z Żołnierzami Wyklętymi, to druga strona tej sceny – bije w ich kult, wszystkim co ma pod ręką. No niestety, tak jest. I dlatego trzeba się starać, aby historie Żołnierzy Wyklętych opowiadać ponad polityką. A walczyli oni z dość potężnym systemem - mówi w rozmowie z „Gazetą Pomorską” Michał Ostapiuk, historyk z olsztyńskiej delegatury IPN, autor książki „Komendant Bury. Biografia komendanta Romulada Adama Rajsa Burego. 1913-1949". Najbardziej popularnej, wydanej przez IPN w 2019 roku.

Ulicami Bydgoszczy przeszedł IV Marsz „Burego”, podczas którego uczestnicy podkreślali, że kpt. Romuald Rajs, Żołnierz Wyklęty, komendant 3 Brygady Wileńskiej AK jest dla nich bohaterem i „tak już pozostanie”. Według pana, historyka jak istotne są takie inicjatywy?
Bez wątpienia wszystkie takie uroczystości, posiadające masowy charakter, wychodzące do społeczeństwa ipopularyzujące pamięć o Żołnierzach Wyklętych, są bardzo cenne. I dobrze, że towarzyszą im elementy edukacyjne, czyli takie które uczestnikom tego typu inicjatyw - jak Marsz „Burego” - umożliwiają poznanie bardzo skomplikowanej historii antykomunistycznego podziemia niepodległościowego.

A w przypadku samego komendanta „Burego”, jak ważna jest ta pamięć?
Historia kpt. Romualda Rajsa ps. „Bury”, która towarzyszy jego życiu jest bardzo skomplikowana i trudna. Poniekąd w tym człowieku ogniskuje się pełna gama problematyki funkcjonowania podziemia niepodległościowego. Dlatego ukazywanie jego postaci i decyzji, jakie podejmował, jest bardzo ważne. Na pewno organizatorzy marszu zmierzyli się z trudnym zadaniem. Chodzi mi o wydarzenia, w których brał on udział. Myślę tu o tzw. pacyfikacjach, czyli o akcjach represyjnych, skierowanych przeciwko mieszkańcom pięciu wsi na przełomie stycznia i lutego 1946 roku, w powiatach: bielsko-podlaskim i białostockim oraz likwidacji tzw. furmanów. Podczas nich doszło do śmierci przypadkowych osób, które bezwzględnie nie powinny zginąć - mówię o kobietach i dzieciach. To są wydarzenia bardzo trudne i skomplikowane, dlatego w przestrzeni publicznej, historycznej, publicystycznej toczy się poważny spór na ten temat.

W pana opinii kpt. Rajs nie dążył do śmierci tych przypadkowych osób…
Taką mam opinię popartą konkretnymi faktami, dokumentami i opiniami, które zgromadziłem podczas pisania mojej książki. A z nich wynika jasno, że kpt. Rajs starał się jedynie ukarać tę skomunizowaną ludność. W tym także białoruską, na Białostoczczyźnie. Osoby, które były podejrzane o współpracę z komunistycznym aparatem władzy i represji. Wyłuskiwał je i starał się pozbawić majątku poprzez spalenie wsi. Nie dążył do śmierci kobiet i dzieci. Jeżeli te ofiary zaistniały, to w sposób przez „Burego” niezamierzony. Tam, gdzie był i nadzorował swoje akcje, nie dochodziło do wydarzeń czy zachowań wychodzących poza żołnierską dyscyplinę. Zupełnie inaczej należy ocenić sytuację w miejscowości Zanie. Tu, 2 lutego 1946 roku, jeden z plutonów 3 Brygady NZW, którą „Bury” dowodził spacyfikował ją, ale – co chcę podkreślić - osobiście tam „Burego” nie było. Wtedy plutonem dowodził Jan Boguszewski ps. "Bitny", który albo zezwolił swoim żołnierzom, albo wydał im taki rozkaz, albo nad swoimi żołnierzami nie zapanował i doszło tam do czynów niegodnych polskiego żołnierza. Do strzelania do ludności cywilnej.

W 2005 roku białostocki prokurator IPN, Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu uznał jednak, że działania „Burego” w 1946 roku na Białostocczyźnie wobec ludności białoruskiej miały „znamiona ludobójstwa”.
Zgadza się. Ale w 2019 roku IPN te ustalenia z 2005 roku oficjalnie odwołał i uznał, że „Bury” jest niewinny tych zbrodni. Także w mojej ocenie, podobnie jak wielu innych naukowców i historyków związanych z pionem naukowym IPN, wydarzenia te nie były motywowane czynnikami narodowościowymi, czy też religijnymi. Zdeterminował je wyłącznie czynnik polityczny.

Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego aresztowało „Burego” w listopadzie 1948. Rok później, po pokazowym procesie w Białymstoku został stracony przez komunistyczny sąd. Dopiero w 1995 roku oczyszczono go z zarzutów przed warszawskim sądem wojskowym, uznając te zbrodnie za komunistyczne. Natomiast w opisach sylwetki kpt. Rajsa ciągle czytamy, że dokonał wielu zbrodni przeciwko ludności cywilnej. Z czego to wynika?
Na pewno z tego dramatyzmu wydarzeń z przełomu stycznia i lutego 1946 roku. W mojej ocenie nie należy się dziwić potomkom tych, którzy wtedy zginęli. Niesankcjonowanie przez nich tego wyroku z 1995 roku jest pewnego rodzaju elementem ich traumy po utracie przodków. Stąd w ich odczuciu wyrok sądu komunistycznego był słuszny. My jednak, historycy, analizując ówczesne wydarzenia, nie podzielamy w żaden sposób tych opinii. Chcę podkreślić, że problem jest znacznie szerszy i nie dotyczy tylko kpt. Romualda Rajsa, a wielu innych żołnierzy, w tym choćby mjr. Zygmunta Szendzielarza ps. "Łupaszka".

Michał Ostapiuk, autor książki „Komendant Bury".
Michał Ostapiuk, autor książki „Komendant Bury". nadesłane

Z czego on wynika?
Wiele osób nie rozumie walki Żołnierzy Wyklętych, tej specyfiki wojny partyzanckiej po 1944 roku. Poza tym, jeżeli chodzi o podziemie antykomunistyczne, to wciąż jeszcze borykamy się z pokłosiem komunistycznej propagandy. Aczkolwiek należy pamiętać, że system ten zawalił się 30 lat temu i od tego czasu mamy niepodległą Polskę. Uważam, że to postrzeganie Żołnierzy Wyklętych dzisiaj jest też wynikiem bieżącej walki politycznej. Niestety, ich kult został upolityczniony. Ja tu nie mówię o tym, która ze stron jest lepszacza czy gorsza. Ale o tym, że jeśli jedna ze stron sceny politycznej identyfikuje się z Żołnierzami Wyklętymi, to druga strona tej sceny bije w ich kult wszystkim, co ma pod ręką. No niestety, tak jest. I dlatego trzeba się starać, aby te historie Żołnierzy Wyklętych opowiadać ponad polityką. A walczyli oni z dość potężnym systemem – w grupach po kilkudziesięciu ludzi - przeciwko tysiącom reżimowych i uzbrojonych żołnierzy. Z pełnym aparatem państwowym, które ma silne totalitarne państwo, jakim była wtedy Polska rządzona przez komunistów.

Jakim człowiekiem był „Bury”, Żołnierz Wyklęty podwójnie? 30 listopada mija 109. rocznica jego urodzin.
Na pewno nie był tak porywczy, jak mu się to przypisuje. Raczej był człowiekiem spokojnym, zdyscyplinowanym i skromnym. Nie nadużywał alkoholu ani tytoniu. Był dobrze wychowany. Jako 16-latek trafił do Podoficerskiej Szkoły Piechoty dla Małoletnich, która ukształtowała jego charakter. Podobnie jak później służba pod wielkimi dowódcami, w tym pod wspomnianym już mjr. "Łupaszką". Komendant „Bury” był wysokiej próby ideowcem, którego religijność była związana z polskością. Oczywiście, nie wszystko, co zrobił w swoim życiu było dobre – tak, jak w życiu każdego z nas, ale na pewno – co trzeba podkreślić - nigdy nie czerpał żadnych apanaży ze swojej walki. Gdy szedł do partyzantki, to kupił broń za swoje pieniądze, co było dla niego i jego rodziny ogromnym wyrzeczeniem. I także z tej partyzantki wyszedł bardzo ubogi, a mógł z niej wyjechać z walizkami pieniędzy. Nigdy tego nie zrobił. Do końca swoich dni myślał o wolnej, niepodległej Polsce. To był jego cel, który realizował. Był kawalerem Krzyża Walecznych i właścicielem dwóch orderów Virtuti Militari. Zginął za Polskę i poświęcił jej wszystkie swoje najlepsze dni życia. Chronił ludność cywilną, ratował Żydów na Wileńszczyźnie. Był człowiekiem zasłużonym.

Na ile pańska książka wpłynęła na odbiór sylwetki kpt. Rajsa?
Wzbudziła bardzo skrajne emocje. Niestety przeglądając część recenzji o niej zauważyłem, że piszący je po prostu nie przeczytali jej uważnie. Na przykład nie zgadzam się z tym, że po 1944 roku istniał konflikt białorusko-polski. Tak nie było. W mojej książce wykazuję, że w podziemiu niepodległościowym Białorusini bili się dzielnie i płacili za to bardzo wysoką cenę. Że ten konflikt nie przebiegał na linii etnicznej, a na linii lojalności wobec niepodległego, wolnego państwa polskiego. Co do sylwetki „Burego”, to myślę, że poprzez moją książkę wprowadziłem o nim do obiegu naukowego kilka nieznanych szerzej faktów. Dzięki nim wielu naukowców, którzy wcześniej przychylali się do tezy o ludobójstwie w 1946 roku, dzisiaj mówi o zbrodniach. Taka zmiana opinii jest tu bardzo ważna. I udowodniłem, ponad wszelką wątpliwość, że „Bury” podczas śledztwa nie wydał swojego zastępcy ppor. Kazimierza Chmielowskiego. Książka, na pewno odkłamała obraz kpt. Rajsa w wielu obszarach.

Jego szczątków do tej pory nie znaleziono…
Niestety nie. Także i jego zastępcy. Prace poszukiwawcze prowadzono na terenie więzienia w Białymstoku i w innych miejscach, jednak do tej pory okazały się nieskuteczne. IPN ma zabezpieczone DNA kpt. „Burego”. W przypadku, gdy jego szczątki się odnajdą, to jesteśmy w stanie je zidentyfikować. W tych poszukiwaniach wspiera nas mocno jedyny syn, imiennik „Burego”. Jest bardzo mocno zaangażowany w odkłamywanie pamięci o swoim ojcu, kapitanie Rajsie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia