Prezydenta Leona Barciszewskiego zabili Niemcy. Gdzie jest jego grób?

Berlin. Najwyższy członek Towarzystwa Przemysłowców to przyszły prezydent Bydgoszczy (ostatni rząd, w środku, z kokardą w klapie)
Berlin. Najwyższy członek Towarzystwa Przemysłowców to przyszły prezydent Bydgoszczy (ostatni rząd, w środku, z kokardą w klapie) zbiory Anny Borkowskiej
13 listopada 1945 r. "Ziemia Pomorska" informowała, że na Jachciach nastąpi ekshumacja zwłok zamordowanego przez Niemców prezydenta Bydgoszczy

Zbrodnia popełniona na Leonie Barciszewskim, ostatnim w międzywojniu włodarzu miasta nad Brdą i jego synu Januszu (listopad 1939 r.), nie doczekała się rzetelnego wyjaśnienia; winnych też nie osądzono. Bardzo spóźnione śledztwo, prowadzone od 1972 r. przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Bydgoszczy, zostało zawieszone trzy lata później.

Podjęte w 2005 r. przez pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej mogło już tylko zakończyć się umorzeniem, wobec stwierdzenia śmierci sprawców i nie wykrycia innych osób, winnych tego podwójnego morderstwa.

Winni zbrodni: Hitler. Himmler i Heydrich

Kpiną ze sprawiedliwości i skandalem zarazem były procesy w RFN, wytoczone katom odpowiedzialnym za śmierć prawie 350 bydgoszczan. Wedle niemieckich sędziów Barciszewskiego, jego 18-letniego syna i jeszcze ponad trzy setki osób, które straciły życie w Bydgoszczy i okolicach między 20 września a 20 listopada 1939 roku zabił... Hitier, Himmler i Heydrich!

Z prawnego punktu widzenia, jak wywiódł Sąd Krajowy w Monachium, wydając 1 kwietnia 1966 r. wyrok uniewinniający bezpośrednich sprawców zbrodni (chodzi o Wernera Kampego, okupacyjnego nadburmistrza Bydgoszczy, Jakoba Lóllgena, dowodcę Einsatzkommanda 16 i funkcjonariusza tej specjalnej grupy Horsta Eichlera) to najwyżsi przywódcy III Rzeszy ponoszą winę. Wszak to oni powzięli nieludzki plan wyplenienia polskiej inteligencji oraz skłaniali podwładnych do jego wykonania.

Wojny spodziewał się w 1938 roku

Zofia i Leon Barciszewscy
(fot. zbiory Anny Borkowskiej)

W chwili agresji Niemiec na Polskę Leon Barciszewski miał 56 lat, za sobą lata pracy w dyplomacji i we władzach samorządowych. Od jesieni 1932 r. był prezydentem Bydgoszczy. I byłby nim jeszcze przez następne pięć, gdyby nie wojna i zbrodniczy plan agresora o kryptonimie "Tanneberg".

Zajęcie Zaolzia przez Polskę uważał za "fałszywy krok", a wojny spodziewał się już od 1938 r. Niestety, jak wielu innych, wybitnych przywódców ufał, że "nie oddamy ani guzika".

Jeszcze przed końcem wakacji miał popłynąć z synem Januszem (w 1939 r. zdał maturę) do Stanów Zjednoczonych. Bilety na rejs statkiem pasażerskim "Batory" były już kupione. Plany ojca i syna zniweczyły zarządzenia mobilizacyjne. Okrutne zrządzenie losu - gdyby popłynęli, byliby uratowani... Zdaniem dr Janusza Kutty, historyka, autora książki "Prezydenci miasta Bydgoszczy 1920-1939" wybuch wojny i jej dramatyczny przebieg w pierwszych dniach września Barciszewski przypłacił załamaniem nerwowym.

Pozostał w mieście do niedzieli, 3 września. Po południu, zgodnie z zarządzeniami wojewody pomorskiego Władysława Raczkiewicza ewakuował się do Włocławka. Wskutek postępującego odwrotu wojsk polskich zdecydował się na dalszą podróż do Warszawy.

W Lublinie ginie prezydent Torunia

W stolicy od 26 sierpnia przebywali jego najbliżsi - żona Zofia z dziećmi - Januszem i 13-letnią córką Danutą.

"7 września ojciec przyjeżdża służbowym chevroletem, kierowcą jest pan Jezuit. Zabiera Mamę, mnie i towarzyszącą nam z domu p. Kazimierę Eliaszak - ruszamy w kierunku Lublina" - czytamy we wspomnieniach spisanych po wojnie pisze Danutę Borkowską, z d. Barciszewską. Tysiące Polaków było wtedy w drodze na wschód. Zapchane drogi, bombardowania lotnictwa - ucieczka nie miała sensu.

Dotarli do Lublina, gdzie prezydent ledwo uszedł z życiem, kiedy na stojące na dziedzińcu Zamku samochody spadły bomby. Jedna trafiła w auto prezydenta Torunia Leona Raszei, który właśnie zrzekł się stanowiska i zaciągnął do wojska Zginął na miejsca.

"Ojciec chce jechać na Kresy Wschodnie" - zanotowała córka. We wspomnieniach szczegółowo opisała trasę - Włodzimierz Wołyński, Łuck, Dubno i pobliska wieś Straldów Czeski (była zamieszkana przez czeskich osadników). Gdy 17 września wschodnie województwa anektują Sowieci, dalsza podróż staje się niemożliwa. Jadą do Lwowa. Udaje im się zdobyć bodaj ostatni pokój w hotelu "George". Kiedy trwają walki o miasto, schronienia szukają w hotelowych piwnicach, potem przenoszą się do wygodnego schronu pod ratuszem. Barciszewski w końcu podejmuje decyzje: wraca do Bydgoszczy!

- Powody tego kroku nie są do końca jasne. Może sądził, że podobnie jak prezydent stolicy Stefan Starzyński będzie mógł coś jeszcze uczynić dla mieszkańców Bydgoszczy. Tak się w rodzinie mówiło - ujawnia Anna Borkowska, córka Danuty, wnuczka Leona Barciszewsldego.

W drodze powrotnej zatrzymują się u krewnych w Warszawie. Do rodziny dołącza Janusz, który po apelu płk. Umiastowskiego, razem z "męską młodzieżą" opuścił stolicę w nocy z 6 na 7 września.

"Radość ogromna, nie wiemy jeszcze, że to jego nieszczęście, że wrócił i nas spotkał" - pisze siostra.

Nie mógł odpowiadać za coś. czego nie zrobił

Podobno będąc jeszcze we Lwowie Barciszewski dowiedział się, że niemieckie władze oskarżają go o defraudację pieniędzy z kasy miejskiej. Obarczono go także odpowiedzialnością za wydarzenia z 3 i 4 września 1939 r. (niemiecka dywersja, stłumiona przez wojsko). Czy wobec tego powinien był wracać? Czy świadomie pchał się w łapy zbrodniarzy?

Kiedy 11 listopada 1989 r. odsłaniano w Bydgoszczy pomnik Leona Barciszewskiego, z wersją o "naiwności prezydenta" próbował rozprawić się jego siostrzeniec Tadeusz Owczarkowsld - Znał dobrze Niemców (nie hitlerowców) i właśnie od tych, których znał nie spodziewał się bestialstwa, którego doznał on sam i jego rodzina To nie była naiwność, ale wiara w obecność prawa Nikt nie może odpowiadać za coś, czego nie uczynił I to właśnie legło u podstaw tej fatalnej decyzji o powrocie: dowieść, że oskarżenia są niesłuszne!!! - mówił Owczarkowski.

Gestapo w mieszkaniu na Długiej?

Bydgoszcz 1936. Zofia z córką Danuta i bernardynką Norą
(fot. zbiory Anny Borkowskiej)

W drodze powrotnej Barciszewski zasięgał języka, gdzie tylko mógł. O tym, co działo się w Bydgoszczy przez pierwsze tygodnie okupacji, dowiedział się na krótko przed dotarciem do miasta.

"Jedziemy przez Inowrocław. Przyjaciel Ojca z lat berlińskich red Kazimierz Ziętowsld mówi, co dzieje się w Inowrocławiu, Bydgoszczy i innych miastach. Jedziemy dalej, jesteśmy w Bydgoszczy pod wieczór. Ojciec prosi pana Jezuita, by odstawił samochód do garażu w Straży Miejskiej, jak zawsze i powiedział, gdzie się znajdujemy. Zatrzymaliśmy się u kuzynki Ludmiły Chrzanowskiej, żony nieobecnego wtedy dra Bernarda Chrzanowskiego, w mieszkaniu przy Długiej 2" - tak ostatnie chwile, kiedy rodzina była razem, zapamiętała córka.

Nie minęła godzina, gdy zjawili się gestapowcy. Kazali wszystkim członkom rodziny prezydenta, by się ubierali 13-letnią Danutę wyreklamowała gospodyni tłumacząc, że jest chorowita i bardzo zmęczona. Gestapowcy ustąpili, ale wychodząc (zabrali wszystkie bagaże aresztowanych) powiedzieli, że przyjdą po nią później.

Barciszewski z żoną i synem przewiezieni zostali do siedziby Tajnej Policji Państwowej, która zajęła gmach b. Ekspozytury nr 3 Oddziału II (uL Poniatowskiego).

Któregoś dnia w mieszkaniu Chrzanowskich pojawił się człowiek w mundurze - przyniósł zapisany świstek papieru oderwany z gazety. Zofia prosiła o jedzenie, bieliznę. Danusia przynajmniej dwa razy była na gestapo, ale ani ojca, ani mamy czy brata nie widziała. Nie wie też, czy paczki, które zaniosła, jej bliscy rzeczywiście otrzymali.

Deportacja z Szamotuł, wezwanie na Szucha

Dalsze losy Danuty pełne są dramatyzmu. Za radą dalszej rodziny wyjechała do dziadków Szynaków (rodzice Zofii Barciszewskiej) do Szamotuł Tam dowiedziała się, że jej ojciec został rozstrzelany. - Marian Szynaka, teść Leona Barciszewskiego był zdruzgotany tą wiadomością. Bardzo zięcia cenił - mówi Anna Borkowska.

W początkach grudnia Szynakowie wraz z wnuczką zostali wysiedleni do Generalnego Gubernatorstwa Trafili do Jędrzejowa Przed Bożym Narodzeniem przyjaciółki Zofii Barciszewskiej zabrały Dankę do Rabid Przez miejscowy urząd córka wystąpiła z wnioskiem o zwolnienie matid. Wiele miesięcy później spotkały się na dworcu w Krakowie - Zofię z Bydgoszczy przewieziono na Pawiak, a 4 maja zwolniono, z adnotacją, że może jechać po córkę.

Wróciły do Warszawy, do krewnych. Za namową znajomych prawników, Polaków z Gdańska, Zofia Barciszewska wysłała do Kancelarii Rzeszy w Berlinie wniosek o zwolnienie syna Janusza Po jakimś czasie dostała wezwanie na Szucha (adres warszawskiego gestapo), gdzie usłyszała, że Janusz Barciszewski został rozstrzelany 15 listopada 1939 r.

"Mama w to nie uwierzyła Twierdziła że widywała go po tym terminie, łudziła się, że jest w obozie".

Był skatowany, nie mógł się ruszać

O tym, co działo się z Leonem Barciszewskim po aresztowaniu wiemy z zeznań składanych zaraz po wojnie przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich i relacji świadków, którzy w tym czasie również przebywali w celach bydgoskiego gestapo i w obozie na Jachcicach.

Autorem jednej z najbardziej wstrząsających jest Stanisław Kamassa, radca pocztowy w Bydgoszczy, który został aresztowany 5 października Na początku listopada z grupą więźniów przeniesiono go do starej prochowni na Jachcicach.

"9 listopada przywieziono prezydenta miasta Barciszewskiego, który był tak skatowany, że nie mógł się ruszać. Szczęki miał wybite i w ogóle stanowił ledwie żyjącą, straszną masę. Zrzucono go z wozu na ziemię jak worek, rozebrano z futra i ubrania, i pozostawiono tak na dziedzińca Po krótkim czasie go zastrzelono. Koledzy, którzy przebywali z nim poprzednio w jednej celi, opowiadali mi szczegóły, jak go męczono - przywiązawszy za ręce do słupa, bito pałkami Dyżurny żandarm pokazywał mi z dumą futro Barciszewskiego, które zabrał jeden z jego kolegów jako łup. Żandarm ów wskazał na swój ciepły jeszcze karabin mówiąc, że właśnie przed chwilą zabił Barciszewsldego".

Leokadia Eacówna zeznawała: "10 listopada przyprowadzono na Jachcice prezydenta Barciszewskiego. Osobiście go nie widziałam, ale dowiedziałam się przez tłumacza Brysia Józefa Gestapowiec powiedział, że przywieziony został "wasz zbój", dla którego jest już wykopana mogiła Tego samego dnia, wieczorem, pokazano nam mogiłę. Jest to miejsce za małym pagórkiem przed lasem na północ od zabudowań".

Według Jerzego Łukaszewskiego grób prezydenta miał znajdować się pod lasem, przy płocie, na zachód od głównych budynków, w odległości mniej więcej 800 metrów do jednego kilometra Przesłuchiwany w październiku 1945 r. zeznał: "11 listopada 1939 r. o godz. 7.00 szedłem po drzewo z innymi więźniami Szedłem z policjantem w pewnym oddaleniu od innych. Gdy przechodziliśmy obok grobu policjant odezwał się: "Hierligt euer Leo". Zapytałem: ,Was fiir ein Leo?" Odpowiedział: "Euer Stadtprassident".

W południe 11 listopada 1939 r. na ulicach Bydgoszczy pojawiło się obwieszczenie o rozstrzelaniu tego dnia, w trybie doraźnym Leona Barciszewskiego. W uzasadnieniu Niemcy napisali "Przeprowadzone w ostatnich tygodniach dochodzenie wykazało niezbicie wielce lekceważący brak odpowiedzialności i współwinę w bydgoskiej krwawej niedzieli".

Nie ma wątpliwości że prezydenta Barciszewskiego zabito w tzw. prochowni na Jachciach, w listopadzie 1939 roka Wielkie zastrzeżenia budzi natomiast to, w jald sposób, po wojnie przeprowadzane były ekshumacje. W Archiwum Państwowym w Bydgoszczy jedyne protokoły ekshumacyjne z Jachcie dotyczą października 1946 i 1947 r. Gdzie są te z 1945 roku?

Zagadką pozostaje informacja, którą podała 13 listopada 1945 r. "Ziemia Pomorska". Nawet jeśli znaleziono szczątki prezydenta to ówczesna władza zrobiła wszystko, by to ukryć. Nie mogła dopuścić, by z honorami odprowadzać na miejsce wiecznego spoczynku włodarza, który symbolizował sanacyjną władzę (Barciszewki był bezpartyjny). Dlaczego mielibyśmy się spodziewać, że dla przedwojennego prezydenta zrobiono wyjątek...

Żyje córka Leona Barciszewskiego. Jest więc szansa na pobranie materiału do badań genetycznych. Tylko gdzie szukać szczątków prezydenta Czy na pewno na Cmentarzu Bohaterów?

Hanna Sowińska
NASZA HISTORIA

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia