Nie wszyscy Polacy w czasie okupacji byli szlachetni. Dlatego też pojawił się w trudnych czasach nowy "zawód" - szmalcownik. Była to osoba, która żądała od ukrywających się Żydów okupu lub sama za pieniądze donosiła na nich okupacyjnym władzom.
Zjawisko w największym natężeniu istniało w okupowanej Warszawie, ale zdarzało się również w innych miastach.
O działaniach szmalcowników ostrzegał Biuletyn Informacyjny AK, jednak Polskie Państwo Podziemne wprowadziło karę śmierci za szmalcownictwo na wiosnę 1943 roku. Już po likwidacji warszawskiego getta.
Szmalcowników uważano za zdrajców. W komunikacie Kierownictwa Walki Cywilnej z 18 marca 1943 roku czytamy:
Każdy Polak, który współdziała z ich morderczą akcją czy to szantażując, czy denuncjując Żydów, czy to wyzyskując ich okrutne położenie lub uczestnicząc w grabieży, popełnia ciężką zbrodnię wobec praw Rzeczypospolitej Polskiej i będzie niezwłocznie ukarany.
Niewielką liczbę wyroków wykonano jesienią tego samego roku. Dotknęły one jednak głównie tych, którzy szmalcownictwo łączyli ze szpiegowaniem dla gestapo. Zdaniem Władysława Bartoszewskiego liczba wyroków śmierci wydawanych wobec szmalcowników przez sądy Polski Podziemnej była znacząca, lecz z powodu trudności w ich wytropieniu działania te nie mogły skutecznie odstraszyć tych przestępców.
Pozostający po wojnie w mocy artykuł 1 pkt. 2 dekretu PKWN z 31 sierpnia 1944 o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego wydawanie Niemcom osób przez nich poszukiwanych ściga jako zbrodnię karaną śmiercią. Wymuszanie pieniędzy od tych ludzi karano pozbawieniem wolności do lat 15 lub dożywotnim więzieniem.
I w tym przypadku władza nie była jednak konsekwentna. Tych szmalcowników, których ofiary nie straciły życia objęła bowiem amnestia z 1956.