Objawił się też zdeterminowany mężczyzna, który z narażeniem życia zdobył materiały z wojskowych ćwiczeń sztabowych Armii Sowieckiej i Ludowego Wojska Polskiego z użyciem broni jądrowej i chciał je koniecznie przekazać Amerykanom wraz z listem do prezydenta USA. Sprawę zaś zakończył spostrzegawczy funkcjonariusz kontrwywiadu, który doprowadził do ujęcia kilkuosobowej szpiegowskiej bandy. Można by powiedzieć – mocna historia – gdyby nie fakt, że ustna relacja byłego funkcjonariusza Departamentu II MSW nie wytrzymuje krytyki w porównaniu z archiwaliami SB.
Życzliwy oferent
Trochę czasu zajęło mi odnalezienie w Archiwum IPN stosownych dokumentów. Na ich podstawie odkryłem, że początek tej historii miał miejsce 1 sierpnia 1963 r., kiedy to por. Regina Kruk, funkcjonariuszka SB z Biura Śledczego MSW wszczęła dochodzenie na podstawie przejętego przez Biuro „W” MSW (odpowiedzialne za perlustrację korespondencji) listu zaadresowanego do Ambasady USA w Warszawie przez Jana Życzliwego z Krakowa. Autor wiadomości prosił o pilne spotkanie z przedstawicielami placówki dyplomatycznej. Informacje na temat potencjalnego oferenta błyskawicznie trafiły na biurko płk. Ryszarda Matejewskiego – ówczesnego dyrektora Departamentu II MSW (czyli kontrwywiadu), który zawnioskował w Biurze Śledczym i Biurze „W” MSW o systematyczną kontrolę korespondencji wysyłanej przez bliżej niezidentyfikowanego Jana Życzliwego z Krakowa. Już następnego dnia w odręcznej notatce skierowanej do por. Zbigniewa Twerda z Wydziału VIII Departamentu II MSW nakazano przygotować raport z danymi Adama Wilka, przeprowadzić analizę porównawczą pisma i badania daktyloskopijne oraz rozmowę z wyżej wymienionym. Jest to o tyle ciekawe, że w zachowanej dokumentacji sprawy nie udało się odnaleźć samego listu, a jego treść jest dziś znana tylko fragmentarycznie z esbeckich raportów. Kolejne działania bezpieki były prowadzone z dużą opieszałością i wymagały interwencji Biura Śledczego, o czym jeszcze wspomnę poniżej. Brak też jakiejkolwiek sensownej sugestii co do przesłanek, na jakich SB wytypowało Adama Wilka i powiązało go z osobą Jana Życzliwego. Pozostanie to już chyba tajemnicą tej sprawy na zawsze.
„Dobry i zdolny oficer”
Zbieranie informacji o Adamie Wilku zajęło SB kilka tygodni i to przy zaangażowaniu oficerów Wojskowej Służby Wewnętrznej. To z inspiracji wojskowej bezpieki 9 sierpnia 1963 r. Adam Wilk jako oficer rezerwy napisał życiorys potwierdzony własnym podpisem. Na podstawie wielu źródeł, dokumentów i wywiadów ustalono, że podejrzany pochodził z Podkarpacia. Urodził się 7 sierpnia 1930 r. w Sulistrowej w pow. krośnieńskim w domu Franciszka i Julii z domu Serwińskiej. Rodzice zmarli w trakcie niemieckiej okupacji – ojciec w czerwcu 1942 r., zaś matka w listopadzie 1944 r. Po zajęciu przez Armię Czerwoną Podkarpacia we wrześniu 1944 r., jako sierota na utrzymaniu dalszych krewnych, był świadkiem gwałtów, zabójstw, szabru, wywłaszczania mienia czy niszczenia polskich dworów i zabytków, w tym majątku bliskich krewnych wyjątkowego wynalazcy i filantropa Ignacego Łukasiewicza. Po tych wydarzeniach pozostawała w nim niechęć do komunistów, którą pogłębiała świadomość popełnianych zbrodni komunistycznych z Katyniem na czele, a w latach kolejnych także osobiste negatywne doświadczenia. W kwietniu 1946 r. Wilk przeniósł się do Nysy, gdzie znalazł pracę w lokalnej poniemieckiej drukarni jako pomocnik zecera, a następnie w fabryce Strauch und Schmidt jako tkacz. Przejściowo także zajmował stanowisko referenta socjalnego w lokalnym PGR. Jako nieletni robotnik zarabiał dużo mniej od dorosłych, ale mimo to z odłożonych pieniędzy uczęszczał na prywatne korepetycje z matematyki i fizyki, aby podjąć naukę w gimnazjum przemysłowym w Bielawie, które udało mu się ukończyć w 1949 r. Następnie został słuchaczem oficerskiej Szkoły Artylerii w Toruniu i służył w Ludowym Wojsku Polskim w różnych jednostkach, m.in. w szkole podoficerskiej dla żołnierzy służby zasadniczej w 12. Brygadzie Artylerii Ciężkiej w Orzyszu, czy też jako dowódca baterii w jednym z pułków tej brygady. W 1956 r. złożył wniosek o przeniesienie do cywila. Odchodząc, uzyskał dobrą opinię. Jeden z jego przełożonych odnotował: „Adam Wilk był dobrym i zdolnym oficerem. Wykazywał duże zdolności organizacyjne, w pracy był systematyczny, dokładny i samodzielny. Dobrze wyrobiony politycznie i nie budził zastrzeżeń pod względem moralnym. […] wykazywał dobrą pamięć i zdolność szybkiego przyswajania nowych materiałów”. W analizie dokonanej przez SB podkreślono jednak, że nie wszystkie opinie służbowe były tak pozytywne i czasami wzajemnie się wykluczały. W tym też czasie rozpoczął studia na Uniwersytecie Warszawskim na Wydziale Prawa, które przerwał z nieznanych powodów. Wcześniej w 1953 r. założył rodzinę, wchodząc w związek małżeński z wiejską nauczycielką Wandą Winiarską, z którą miał dwoje dzieci – Andrzeja i Elżbietę. Żona przez cały okres małżeństwa mieszkała przy rodzicach w Korczynie (powiat krośnieński), a którzy, niestety, mieli bardzo duży wpływ na córkę. Od samego początku nie akceptowali zięcia. Stało się to powodem licznych małżeńskich i rodzinnych kłótni, sugerowania sąsiadom ze wsi choroby psychicznej Wilka i w efekcie opuszczenia rodziny przez mężczyznę. Adam wolał usunąć się i wyprowadzić z domu, niż trwać w bardzo nieprzychylnej, patologicznej sytuacji.
Smutny i rozgoryczony
Adam Wilk schorowany na gruźlicę i marskość wątroby podejmował się różnych zajęć. Mimo niewielkiej renty, ukończył technikum handlowe w 1958 r. W międzyczasie pracował na różnych stanowiskach w Krośnie, Stargardzie Szczecińskim, Szczecinie, Bielawie i Dzierżoniowie. Do Szczecina przeprowadził się ponownie pod koniec 1963 r., zatrzymując się najpierw u swojego brata Jana Wilka w dzielnicy Dąbie. Następnie zamieszkał na sublokatorce w małym pokoiku przy ul. Kopernika i podjął pracę w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego w magazynie stali narzędziowej, jako inspektor wyliczeń wewnętrznych. Z niewielkiej pensji co miesiąc wykładał większość pieniędzy na mieszkanie w Szczecinie i na utrzymanie dzieci żyjących przy matce w Korczynie. Dlatego wiódł skromne życie, o którym pisał w swoim odręcznym pamiętniku. Jedyną przyjemnością dnia codziennego były papierosy, rzadkie spotkania towarzyskie z rodziną i znajomymi oraz pisane niemal codziennie listy. Trzeba przy tym zaznaczyć, że stanowiły one znaczną część aktywności osobistej Wilka. W warunkach Polski Ludowej pisał on dużo, także za granicę do Francji i do USA. Budziło to zainteresowanie znajomych i sąsiadów, a w czasie wspólnego zamieszkania z żoną w gospodarstwie w Korczynie stanowiło jeden z głównych powodów małżeńskich kłótni. Z pisanego odręcznie pamiętnika Adama Wilka wyłania się obraz człowieka nieszczęśliwego, który ewidentnie tęskni do dzieci. W jednym z wpisów stwierdził on wprost: „Bardzo tęsknię do dzieci, które bezgranicznie kocham, bo ostatecznie nie do żony, od której dostałem tyle różnych, demokratycznych szykan”. Z żalem opisuje Wigilię 1963 r., kiedy ze strony najbliższej rodziny – żony i dzieci – nie otrzymał nawet kartki świątecznej z życzeniami, choć sam taką wysłał. W jego przekonaniu Andrzej i Elżbieta (9 i 6 lat) byli kiepod dużym wpływem matki, która nie pozwalała odpisywać na listy ojca. Z materiałów źródłowych wyłania się także smutny obraz relacji między małżonkami, z konkluzją, że jedyne, co interesowało żonę Adama Wilka, były pieniądze, jakie co miesiąc miał obowiązek wysyłać rodzinie. Przy tym żona stale straszyła go prawnymi konsekwencjami. Smutny i rozgoryczony osobistymi doświadczeniami Adam Wilk kontestował życie polityczne, społeczne i zawodowe w PRL. Zwracał uwagę na nierówności społeczne, które nowy system miał zniwelować, jednocześnie uwypuklając uprzywilejowanie członków PZPR. Pisał przy tym o podziale społeczeństwa Polski na „sytych przy żłobie i »dobrze« wyzyskiwanych”. W konsekwencji rozmów z polskimi ekspatriantami z ZSRS pochodzącymi z Wileńszczyzny z lat pięćdziesiątych XX w. zauważał także straszliwy ucisk ludności ZSRS pod totalitarnymi rządami komunistów: „To jest najlepiej zorganizowany wyzysk państwa na czele z małą garścią u władzy ludzi – nad robotnikiem i chłopem”. Z dystansem podchodził do mediów: prasy, radia, a szczególnie telewizji, której program mógł oglądać w domu siostry zamieszkałej w szczecińskich Zdrojach. O przynależności do koncesjonowanych związków zawodowych napisze: „W stoczni, gdzie pracuję, wszyscy płacą składki członkowskie na związki zawodowe. Jest tylko siedemnastu, którzy wyraźnie oświadczyli, ażeby im nie potrącali przy poborach. Ja jestem osiemnasty. Jeden procent pensji (chyba więcej), automatycznie potrącają ludziom. W obawie o utratę pracy nikt przeciw temu nie protestuje – bierna zgoda. To równa się utracie ponad 7 kilogramów chleba miesięcznie”. W swojej ocenie Wilk się nie pomylił. Na fali redukcji zatrudnienia z przełomu 1963 i 1964 r. został zwolniony z pracy w Stoczni Szczecińskiej, a jedyne utrzymanie zapewniała mu niska, 950-złotowa renta wojskowa.
Łamaną polszczyzną
Opieszałość pionu kontrwywiadowczego SB w prowadzeniu sprawy Adama Wilka spowodowała pod koniec listopada 1963 r. ostrą interwencję Biura Śledczego MSW. Początkowo na niewiele się to zdało. Po miesiącu kpt. Romuald Michniewicz, naczelnik Wydziału VIII Departamentu II MSW wnioskował o zamknięcie sprawy z powodu nieustalenia celu korespondencji listownej wysłanej przez Wilka do Ambasady USA. Dyrektor Biura Śledczego MSW okazał się w tym względzie nieustępliwy i dyskusję na temat dalszych działań wobec Wilka przeniósł na poziom ścisłego kierownictwa kontrwywiadu, angażując do tego płk. Stanisława Bejma, zastępcę dyrektora Departamentu II MSW. Dopiero wówczas interwencja okazała się skuteczna, a sprawa nabrała tempa. Wobec niejednoznacznych dowodów winy Adama Wilka co do prób nawiązania współpracy wywiadowczej z Amerykanami funkcjonariusze SB postanowili spotkać się z nim osobiście, podszywając pod pracowników Ambasady USA. W styczniu 1964 r. do Korczowej udał się por. Zbigniew Twerd, ale nie dotarł do gospodarstwa Winiarskich z powodu bardzo dużych zasp śnieżnych. We wsi dowiedział się jedynie od sąsiadów, że Wilk wyprowadził się od teściów i udał się do sanatorium na leczenie choroby płuc. Ustalanie nowego miejsca zamieszkania zajęło SB kilka tygodni i ostatecznie Zbigniew Twerd czarnym mercedesem na dyplomatycznych tablicach rejestracyjnych WZ-11-86 udał się do Szczecina, „uzbrojony” w ukryty pod ubraniami mikrofon z magnetofonem. Do spotkania doszło 22 marca 1964 r. W trakcie rozmowy, łamaną polszczyzną, por. Twerd przedstawił się jako pracownik amerykańskiej ambasady i zapytał, czy Wilk jest autorem listu z 1 sierpnia 1963 r. Tenże nie tylko potwierdził ten fakt, ale stwierdził, że jest przedstawicielem tajnej organizacji Niezależna Partia Młodych, liczącej niemal 150 członków w różnych miastach Polski, a która miała prowadzić działalność przeciwko władzom komunistycznym w PRL. Zaproponował też współpracę z Amerykanami, prosząc o umożliwienie kontaktu z władzami Rzeczypospolitej na Uchodźstwie w Londynie, pomoc finansową dla partii, wyrobienie pieczątki dla organizacji i… zaprosił Twerda na spotkanie członków grupy w Szczecinie. W odpowiedzi funkcjonariusz SB zabronił Wilkowi podejmowania jakichkolwiek działań o charakterze antypaństwowym, zaś termin kolejnego spotkania panowie mieli potwierdzić pocztówką wysłaną z Warszawy do Wilka z widokiem pałacu kultury i nauki.
Operacja krypt. „Komitet”
Do kolejnego spotkania doszło dopiero 21 kwietnia 1964 r. w Caffe Club w Szczecinie, skąd uczestnicy przeszli do pokoju wynajmowanego przez Wilka przy ul. Kopernika. Uczestniczyli w nim, obok Adama Wilka i Zbigniewa Twerda, jeszcze krewny Aleksander Wilk i kolega Tadeusz Sieczka. W takcie zebrania mówił tylko Adam o celach organizacji, jakimi było przede wszystkim oderwanie Polski od ZSRS. W trakcie rozmów prosił o materialne wsparcie w wysokości 100 tys. zł i 5 tys. dolarów amerykańskich na działalność propagandową. Jako sukcesy wymienił akcje ulotkowe partii w Lublinie i Olsztynie, a także wysadzenie kotła grzewczego w KP MO w Elblągu. Z niepowodzeń wskazał na rozbicie przez SB odłamu grupy z Gdyni, a która zbierała broń na potrzeby dywersji. Jak się później okaże, będzie to jedyna sytuacja znajdująca potwierdzenie w rzeczywistości, choć zupełnie niezwiązana z działalnością Wilka. Zgodnie z planem operacji o krypt. „Komitet”, po wyjściu z zebrania Zbigniewa Twerda, do akcji wkroczyli funkcjonariusze SB z KW MO w Szczecinie i dokonali zatrzymania pozostałych osób, a następnie szeregu rewizji w mieszkaniach podejrzanych. W efekcie znaleziono bogatą korespondencję Adama Wilka, liczny wykaz adresów, jego pamiętnik i… żadnych innych dowodów winy. Prokurator po przeanalizowaniu sprawy postawił zarzuty tylko Adamowi, uznając, że pozostali uczestnicy zebrania nie mieli świadomości, w czym biorą udział. Wydział VI karny Sądu Wojewódzkiego w Szczecinie w październiku 1964 r. wydał wyrok skazujący Adama Wilka na 3 lata więzienia, zmniejszony następnie do półtora roku na mocy amnestii. Po wyjściu z więzienia niedoszły szpieg i konspirator zamieszkał we Wrocławiu, gdzie zmarł 22 października 1975 r. Sama sprawa okazała się nieudolną amatorszczyzną, charakterystyczną dla działań podejmowanych przez niedoświadczonych oferentów wywiadowczych. Nawet sami funkcjonariusze SB nie zakwalifikowali jej do grona wywiadowczych incydentów, czego najlepszym dowodem jest fakt nieumieszczania jej w pochodzącym z połowy lat osiemdziesiątych XX wieku opracowaniu „Informator o osobach skazanych za szpiegostwo”, a przygotowanym przez funkcjonariuszy Biura C MSW, czyli resortowych archiwistów. Adama Wilka i jego kompanów nie zaliczano do grona szpiegów, a jedynie do członków organizacji nielegalnych. W materiałach SB nie ma też słowa o żadnych wojskowych tajemnicach, tym bardziej tych dotyczących wspólnych szkoleń Ludowego Wojska Polskiego z Armią Sowiecką z użyciem broni atomowej. Inaczej niż w opowieściach byłego funkcjonariusza SB.