Gdy słyszymy: „przednia szyba samolotu”, wyobrażamy sobie sporą taflę szkła, przez którą pilot może oglądać podniebne przestworza. Nic bardziej mylnego! Teraz bardziej przypomina… bryłkę lodu albo szklankę, którą, choć się do tego nie nadaje, ktoś umył w zmywarce. Jest kompletnie matowa.
- Ona tak wygląda po ponad 70 latach. Widać pęknięcia, jedna z warstw się odkleiła, obnażając system grzewczy. Klej się rozwarstwił, więc można zobaczyć, że metal był wtopiony, jak we współczesnym samochodzie, i podpięty do instalacji elektrycznej. W ten sposób ogrzewano szybę, by nie zamarzała. Mimo jej stanu, widać, jak to wszystko było wtedy przemyślane - mówi nam Tomasz Agejczyk, dyrektor Muzeum Miasta Malborka.
Podobno zachowały się tylko dwie takie szyby w całości. Nie jest to jednorodne szkło, ale cztery warstwy: dość cienka zewnętrzna, dwie grube pancerne i cieniutka wewnętrzna, ta, która była ogrzewana.
- To centralna szyba, którą pilot miał przed nosem. Jedyna, która w samolocie Focke-Wulf Fw 190 była prostokątna. Reszta miała inne kształty - tłumaczy Tomasz Agejczyk.
Doświetlała magazyn
Szyba odnalazła się przypadkiem w gospodarstwie niedaleko lotniska w Królewie, gdzie w latach 40. ubiegłego wieku, podczas drugiej wojny światowej, była montownia niemieckich myśliwców. Co ciekawe, właściciel wcale nie traktował jej jak perłę. Szyba to szyba, za komuny liczył się tylko jej walor użytkowy.
Dlatego przez dziesięciolecia, niczym przez luksferę, wpadało do niej światło do pomieszczeń w budynku gospodarczym. Zajęła miejsce wcześniej wybitego okna. A że to samolotowe było mniejsze, więc zostało omurowane dodatkowymi cegłami. Gospodarz nie od razu chciał oddać ten skarb. Miało się to stać dopiero przy okazji zaplanowanej rozbiórki stareńkiego magazynku. Ale chyba pod wpływem błysku w oku dyrektora Tomasza Agejczyka zmienił zdanie. Żeby ją wydobyć, trzeba było więc od razu rozebrać kawałek muru.
- Zawsze mamy w samochodzie niezbędne narzędzia, od młotów po kaski - śmieje się Tomasz Agejczyk.
Wiadomo, muzealnik nie zna dnia ani godziny, w której będzie mógł zdobyć cenne artefakty. Choć Agejczyk zaledwie od stycznia jest dyrektorem, po internecie krążą już memy na temat jego skłonności do zbieractwa.
- Ostatnio, jak w memie, leciałem z urzędu do muzeum z jakimiś metalowymi elementami, herbem z oryginalnej lampy ulicznej, z metalowymi narzędziami – żartuje.
Ważna montownia niemieckich samolotów pod Malborkiem
Ale okazuje się, że to nadprogramowe zaangażowanie się opłaca. Właśnie dzięki niemu malborskie muzeum wzbogaciło swoje zasoby.
- To bardzo ważny, autentyczny element, który mamy... z „malborskich” samolotów - poważnieje dyrektor.
Według znawców, wyprodukowano ok. 20 000 egzemplarzy myśliwców Focke-Wulf Fw 190 dla Luftwaffe. Połowa z nich została złożona właśnie w Marienburgu, jak przed wojną nazywał się Malbork. Dokładnie w Königsdorf, czyli obecnym Królewie. Montownię uruchomiono przez powtarzające się bombardowania Bremy. To zmusiło Niemców do przeniesienia części produkcji na wschód kraju.
W halach zakładu montażowego zatrudniona była nie tylko niemiecka załoga. Samoloty z przywożonych części składali również jeńcy Stalagu XXB. Prawdopodobnie mógł tu być również podobóz Stutthofu. Zdawali sobie sprawę, że składają maszyny dla wroga, które niosły śmierć. Czy na linii produkcyjnej dochodziło do aktów sabotażu? Takie informacje nie są dostępne. Ale niemiecki przemysł zbrojeniowy pracujący na potrzeby frontu był systematycznie niszczony przez aliantów.
9 października 1943 r. podmalborska montownia została zbombardowana przez 96 samolotów B-17 8 Floty Powietrznej USAF. "Latające fortece" po starcie z bazy pod Londynem leciały nad Danią, Szlezwikiem-Holsztynem i Bałtykiem i dotarły nad Malbork od zachodu. W pięciu falach, przy dobrej widoczności, niosąc 570 bomb burzących i 1444 bomby zapalające, dotarły nad zaskoczone Królewo. Syreny alarmowe na lotnisku zostały włączone w chwili, gdy atakująca grupa zaczęła opróżniać luki bombowe.
Ponieważ cała załoga zakładu była w pracy, straty w ludziach były ogromne: 114 ofiar śmiertelnych i 76 rannych, inne mówią nawet o 300 rannych. Niemieckie źródła nie wspominają o losach więźniów, jeńców czy robotników przymusowych.
Sama fabryka nie mogła od razu kontynuować produkcji. Zbombardowane były hale produkcyjne, pasy startowe, ale też linie kolejowe, którymi elementy samolotów trafiały do Królewa. Zniszczonych zostało 20 gotowych samolotów, kolejnych 15 zostało uszkodzonych, tak jak materiał przygotowany do zmontowania 60-80 maszyn. Ale ostatecznie hale zostały odbudowane.
Tyle tylko, że kilka miesięcy później miało miejsce następne bombardowanie. Odbyło się w Niedzielę Wielkanocną 1944 r. i całkowicie wyłączyło zakład z produkcji. Tym razem budynki praktycznie zniknęły z powierzchni ziemi. To, co zostało, wysadzili w powietrze sami Niemcy w styczniu 1945 r. W tym czasie w Malborku słychać już było ostrzał artyleryjski wojsk radzieckich.
Muzeum Miasta Malborka. Działają w białych rękawiczkach, by nie spłoszyć historii
Kiedy w 1933 r. Arnold Flatauer, zamożny żydowski kupiec i radny miejski, zmuszony został do wyjazdu z ówczesnego Marienburga, przez myśl mu nawet nie przeszło, że w należącej do jego rodziny pięknej ...
Focke-Wulf budził respekt
Choć nic z montowni nie zostało do współczesnych czasów, to przetrwała sława samych focke-wulfów.
- To był jednosilnikowiec, typowy jednoosobowy samolot myśliwski. Miał bardzo dobre osiągi, jak na tamte czasy - przyznaje Maciej Żuchowski, pasjonat historii i Malborka.
Fw 190 był typowym myśliwcem do walki na małych i średnich wysokościach do pułapu 7600 m. Uzbrojenie jego stanowiły dwa karabiny maszynowe MG 17 kaliber 7,92 mm oraz działka 20 mm MG FF.
- Samoloty wykorzystywane były między innymi na froncie zachodnim. Anglicy mieli problemy z tymi samolotami, z zestrzelaniem ich, bo były bardzo szybkie i zwrotne - słyszymy od Macieja Żuchowskiego.
Można więc przypuszczać, że przypadkowo odnaleziona szyba myśliwca, mimo że wszystko zostało zniszczone, prawdopodobnie była "świadkiem" alianckich nalotów bombowych i przetrwała. Aż trudno w to uwierzyć, bo nie tylko budynki były kompletnie zrujnowane. Miejsce przez cały czas budziło ciekawość. Stąd znany jest opis, jak wszystko wyglądało po wojnie.
- Mieszkający w tym czasie w Malborku Mieczysław Ostrowski, zbierając jako mały chłopiec odłamki samolotów, stwierdził, że cały teren pokryty był lejami po bombach. Niektóre były tak głębokie, że stała w nich woda - wspomina Wiesław Jedliński w książce „Malbork - dzieje miasta”.
ZOBACZ TEŻ: Nowa wystawa w Muzeum Miasta Malborka. Zaginione podobozy KL Stutthof
Okolice dawnej montowni swego czasu odwiedzał również Maciej Żuchowski.
- To było lata temu, jak wokół lotniska w Królewie nie było jeszcze płotów i ochrony. Teraz się już tam nie wejdzie. Wtedy jeszcze można było buszować w krzakach i zbierać takie lotnicze historie - przyznaje pasjonat.
Teraz jest niemożliwe, ale wówczas udało mu się wydłubać z ziemi niewielkie elementy myśliwców czy markę narzędziową z numerem 3906. Na żadną szybę samolotową nie natrafił, nie licząc niedużego kwadratowego szkiełka.
- To może być szybka od celownika, która się zachowała - przypuszcza kolekcjoner.
Czy tak było, nie wiadomo. Anna Kossarzecka z Działu Inwentaryzacji i Archiwizacji Zbiorów miejskiego muzeum przyjrzała się dokładnie elementom zebranym przez Macieja Żuchowskiego. Na taką szybkę się nie natknęła.
- Ania ostatnio studiowała zdjęcia samolotu i lokalizację tych elementów. Część znalazła w kokpicie na jednym z zegarów - zdradził Tomasz Agejczyk.
Przednia szyba z niemieckiego Focke-Wulf Fw 190, jak i pozostałe elementy niemieckich myśliwców, leżą gablotka w gablotkę na wystawie „Zaginione podobozy. Pruszcz Gdański - Rusocin”, która właśnie została otwarta w Muzeum Miasta Malborka.
Giuseppe w Marienburgu. Wspomnienia jeńca Stalagu XXB
W czasie drugiej wojny światowej Niemcy umieszczali w Stalagu XXB Willenberg/Marienburg także Włochów. W niniejszym artykule zapoznamy naszych czytelników z losami wojennymi Giuseppe Zeni, dla którego...