Spis treści
- Ośrodek Pracy Więźniów w Piechcinie
- W Pracy Więźniów w Piechcinie mogło przebywać nawet 1500 osadzonych
- W Ośrodku Pracy Więźniów w Piechcinie odnotowano śmierć kilku osadzonych
- Warunki Ośrodku Pracy Więźniów w Piechcinie były bardzo trudne
- Z Ośrodka Pracy Więźniów w Piechcinie nikomu nie udało się uciec
- "Polska Chorwacja" w Piechcinie
- Tak dziś wygląda "polska Chorwacja":
Ośrodek Pracy Więźniów w Piechcinie
Nie wszyscy wiedzą, że na terenie tego pięknego miejsca przed laty pracowali osadzeni w Ośrodku Pracy Więźniów w Piechcinie. Powołano go 15 listopada 1950 roku.
- Był to obóz pracy przymusowej wręcz niewolniczej, zważywszy na warunki tam panujące. Osadzeni pracowali przy wydobyciu kamienia wapiennego w kamieniołomach w Piechcinie. Trafili tam nie dlatego, że byli pospolitymi przestępcami. Trafili tam tylko dlatego, że należeli do organizacji niepodległościowych, które po II wojnie światowej walczyły z komunistycznym reżimem. Od 1953 roku do Ośrodka zaczęli napływać także rolnicy, którzy nie chcieli poddać się kolektywizacji. Ośrodek czynny był do czerwca 1956 roku. Dziś nie ma po nim śladu - opisuje Magdalena Basińska z Instytutu Pamięci Narodowej.
W Pracy Więźniów w Piechcinie mogło przebywać nawet 1500 osadzonych
"Jesteście bandytami niegodnymi chleba, jednak nasza Ludowa Ojczyzna daje wam szanse zmazania win poprzez uczciwą i wydajną pracę" - tak witał przybyłych do Ośrodka Pracy Więźniów w Piechcinie zastępca komendanta porucznik Czajka.
Jak przypomina Magdalena Basińska z IPN, Ośrodek Pracy Więźniów w Piechcinie powołał ppłk Jan Bartczak, wicedyrektor departamentu więziennictwa. Wcześniej, bo już od kwietnia 1950 roku, w Piechcinie i Bielawach pracowało 150 więźniów z Inowrocławia, budując ośrodek i drewniane baraki, później zamienione na murowane. W Ośrodku mogło przebywać nawet 1500 osadzonych.
- Administracja ośrodka znajdowała się w Inowrocławiu, gdzie więźniowie byli rejestrowani, zostawiali swoje osobiste rzeczy i otrzymywali obozowe uniformy. Otrzymywali swój numer, który identyfikował nie tylko osadzonego, ale również jego wózek z urobkiem w celu kontrolowania pracy - podkreśla Magdalena Basińska z IPN.
Do pracy transportowano od razu po przybyciu do Ośrodka bez względu na porę dnia czy pogodę. Często w opadach deszczu, czy śniegu, na mrozie.
"Raz trzeba było wstawać w pełni nocy, a kiedy indziej iść spać w południe" - wspominał Józef Holz, więzień obozu pracy.
- Pomimo mrozu, który dochodził nawet do -25 stopni posiadali tylko cienkie spodnie i kurtki z koca. Jako że uniform każdy miał tylko jeden, zdarzało się, że do pracy szli w mokrym, jeśli przez noc nie wysechł. Ciepłej odzieży nie było. Nie było również rękawic ani skarpet. Panował głód. Racje żywnościowe osadzonych składały się z wodnistej zupy ze zgniłych buraków, rybich łbów, ćwiartki chleba na cały dzień. Od święta serwowano kaszę - opisuje Magdalena Basińska z IPN.
Do tego dochodziła wyczerpująca praca na akord, polegająca na ładowaniu kamieni na wózki i układaniu ich w piecach do wypalania wapna. Każda para więźniów musiała wypracować dzienną normę 37 wózków (czyli ok. 15 ton) kamieni, odpowiednio posegregowanych ze względu na jego późniejsze przeznaczenie. Zbyt duże trzeba było rozłupać pięciokilogramowymi młotami. Często wózki spadały z torów i trzeba było je rozładować i ładować ponownie. Aby wypracować normę najpierw trzeba było pokonać 347 schodów, nierównych i niebezpiecznych.
W Ośrodku Pracy Więźniów w Piechcinie odnotowano śmierć kilku osadzonych
Praca w Piechcinie pozwalała na skrócenie czasu kary. - Po wypracowaniu trzech ton ponad normę dziennie, każdy dzień liczony był jak dwa dni w zwykłym więzieniu. Skazany na 10 lat mógł już po pięciu wrócić do domu. Jeśli oczywiście przeżyje. Śmierć mogła przynieść ciężka praca, ale też wypadki, które zdarzały się w kamieniołomach dość często. Łatwo było spaść ze ściany w przepaść, przygnieść mogły rozbijane ściany bądź żelazne wózki, wyładowane kamieniami. Odnotowano śmierć kilku osadzonych, kiedy przewożący ich, zamknięty na kłódkę samochód wpadł do wody - zdradza Magdalena Basińska.
Warunki Ośrodku Pracy Więźniów w Piechcinie były bardzo trudne
Osadzeni spali w barakach. W każdej celi znajdowało się dziewięć piętrowych prycz ustawionych przy ścianach. Na środku stała "koza" ogrzewająca całe pomieszczenie. Panował straszny chłód. W zewnętrznych ścianach były duże szpary, przez które wiejący wiatr często nawiewał śnieg wprost na prycze. Woda do mycia, tylko zimna. Opieka zdrowotna nie funkcjonowała.
"Zgłosiłem się do lekarza, który przyjeżdżał raz w tygodniu z bydgoskiego UB. Wysłuchał mnie, na karcie coś napisał, palcem wskazał drzwi i już byłem zdrowy" - wspominał Józef Holz.
- Pierwsza brama, budynek zbrojowni i pomieszczenie dla strażników, druga brama, budynek administracji obozu, kuchnia, świetlica, łaźnia, ośrodek zdrowia, kotłownia i magazyn żywnościowy tak wyglądał Ośrodek Pracy Więźniów w Piechcinie. Wszystko ogrodzone kolczastym drutem, z ambonami do obserwowania terenu. Kilka psów, które budziły postrach. Tak wyglądał obóz w 1951 roku, kiedy drewniane baraki zastąpiono już murowanymi. Na terenie obozu znajdował się także "Biały domek". Niewielki, murowany barak z kilkoma pojedynczymi celami, w których przetrzymywano więźniów nie wykonujących normy (bumelantów). Dostawali "pół racji żywnościowej" i spali na twardym łożu. Inne kary, które stosowano to brak widzenia i korespondencji z rodziną, zakaz zakupów w kantynie - opisuje Magdalena Basińska.
Z Ośrodka Pracy Więźniów w Piechcinie nikomu nie udało się uciec
"Od czasu do czasu zdarzały się ucieczki. Jednak bez pomocy z zewnątrz szanse były minimalne. Sterroryzowana okoliczna ludność, którą karmiono opowiadaniami o mordercach, bandytach, gestapowcach i upowcach nie udzielała pomocy, bała się" - czytamy we wspomnieniach Józefa Holza.
- Dziś po dawnym Ośrodku Pracy Więźniów nie ma już w Piechcinie śladu. O istniejącym obozie przypomina tylko pamiątkowa tablica w miejscowym kościele. Okryty był taką tajemnicą, że do dziś trudno oszacować liczbę osadzonych - podkreśla Magdalena Basińska.
"Polska Chorwacja" w Piechcinie
Przed laty w Piechcinie funkcjonowała kopalnia kamienia wapiennego. Po jej zalaniu, powstało magiczne miejsce. Lazurową wodę otaczają wapienne skały. Stąd turyści odwiedzający to miejsce nazywają "polską Chorwacją"".
Jest to też ulubione miejsce nurków. Działa tu Centrum Nurkowe Piechcin, które zachęca do podwodnego zwiedzania tego wyjątkowego miejsca.
- Wyjątkowy akwen powstały po zalaniu wapiennego wyrobiska jest niezwykle urokliwym miejscem: jezioro otaczają białe skały kontrastujące z czystą lazurową wodą. Przez chwilę można się poczuć jak na wakacjach nad morzem Śródziemnym ;) (...) Nurkowanie w Piechcinie pozwoli Wam na przeżycie niezapomnianych podwodnych chwil w niezwykle czystej wodzie w której przejrzystość (jesienią) sięga nawet 15 metrów! Akwen umożliwia przeprowadzenie nurkowań rekreacyjno - turystycznych i kursów niezależnie od poziomu wyszkolenia - informują członkowie Centrum Nurkowego Piechcin.