Rekordowa kwota padła w 2008 roku. Dom aukcyjny Christie's sprzedał wówczas obraz przedstawiający polujące lwy. Kupił je prywatny kolekcjoner. Nie wiemy, co go urzekło w obrazie Kuhnerta, ale możemy się domyślić.
Wystarczy jedno spojrzenie na jego płótna, aby poczuć się tak, jakby dzikie zwierzęta biegły tuż obok nas, a nie na równinach Afryki. Artysta - urodzony w Opolu 16 września 1865 roku - w genialny sposób pokazywał jednak nie tylko zwierzęta, ale również ludzi i krajobrazy. Proste, intensywnie kolorowe.
Malować zaczął w wieku pięciu lat i ponoć wszędzie, gdzie był, zostawiał po sobie jakiś ślad na obrusie czy serwetkach. Mimo to rodzice uznali, że lepiej będzie, jak zostanie kupcem, i wysłali go do Cottbus, gdzie uczył się w szkole o profilu techniczno-handlowym, przy jednej z fabryk.
Młody Wilhelm szybko jednak rzucił szkołę i pracę. Mając 17 lat, wyjechał do Berlina, gdzie komuś o uzdolnieniach artystycznych łatwiej było zrobić karierę. W stolicy cesarskich Niemiec mieszkał początkowo u kuzynki i zarabiał na utrzymanie, malując obrazki, wizytówki oraz kartki z życzeniami.
Przełom nastąpił w 1883 roku. Młody, nikomu nieznany artysta wziął udział w konkursie berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych, w którym nagrodą było stypendium uczelni. Kuhnert wykonał kopię obrazu Vermeera "Zaloty" i wygrał konkurs w cuglach, a potem do 1887 roku mógł spokojnie poświęcić się studiowaniu m.in. pod okiem Paula Meyerheima, kierującego klasą malarstwa animalistycznego (przedstawianie zwierząt), które w końcówce XIX wieku było bardzo popularne.
To Meyerheim zachęcił młodego opolanina do malowania dzikich zwierząt i podpatrywania ich w berlińskim zoo. Kariera Kuhnerta zaczęła nabierać rozpędu, bo już po pierwszym roku w akademii mógł sobie pozwolić na wynajęcie pierwszej pracowni, a także na liczne podróże po Niemczech, z których przywoził mnóstwo szkiców i grafik.
Być może jednak Kuhnert nigdy nie stałby się sławny, gdyby w berlińskim zoo nie zaprzyjaźnił się z dyrektorem placówki Ludwigiem Heckiem.
To on zwrócił uwagę na młodego człowieka, który potrafił godzinami siedzieć przed klatkami z dzikimi zwierzętami i zawzięcie szkicować coś w notatniku. Heck przedstawił opolanina Hansowi Meyerowi, pierwszemu Europejczykowi, który zdobył Kilimandżaro. Z kolei Meyer, będąc pod wrażeniem malarskich zdolności Kuhnerta, zaproponował mu ilustrowanie swojej słynnej wówczas książki - Brehms Tierleben - słownika zwierząt świata. I to ilustracje słownika stały się początkiem wielkiej kariery Kuhnerta. Dochody z książki pozwoliły bowiem artyście sfinansować pierwszą wyprawę do Afryki Wschodniej i urzeczywistnić marzenia.
Już wtedy Kuhnert - choć miał zaledwie 26 lat - stał coraz częściej w opozycji do swoich mistrzów. Uważał bowiem, że zwierzęta w sposób autentyczny i prawdziwy można przedstawiać tylko w ich naturalnym otoczeniu. Nie podobały mu się tak popularne wówczas obrazy, na których pokazywano tylko zwierzęta, nie przejmując się specjalnie ich otoczeniem.
- Mnie fascynowało nie tylko zwierzę, ale też niezafałszowana dzicz, gdzie ludzie żyją w zgodzie z naturą - pisał po latach we wspomnieniach.
W 1891 roku Wilhelm Kuhnert wyruszył w swoją pierwszą podróż do Afryki Wschodniej, gdzie kilka lat wcześniej powstały niemieckie kolonie. Na miejscu artysta sam organizował tragarzy, sprzęt i broń. Następnie jako jedyny biały wyruszył na czele kolumny (nie było to często spotykane), która udała się na niezwykłą ekspedycję. Przez ponad rok przemierzał sawanny i puszcze, poszukując przygód i badając Afrykę. Nieustannie polował, malował i szkicował.
- Wszystko, co spotykał: zwierzęta, zagubione osady, egzotyczne pejzaże, przenosił na papier - opowiada Marcin Nyga z Muzeum Zamkowego w Pszczynie, który w 2011 roku wydał publikację na temat życia i twórczości Wilhelma Kuhnerta. - Myślę, że to wtedy zakochał się w Afryce. Urzekła go jej pozbawiona piętna cywilizacji przyroda, krajobrazy i niezwykłe światło, tak odmienne dla nas Europejczyków.
Z wyprawy Kuhnert wrócił z tuzinami obrazów olejnych i szkiców. Już wówczas upodobał sobie malowanie lwów i do końca życia to te piękne zwierzęta były głównym motywem jego prac. W 1893 roku afrykańskie obrazy Kuhnerta po raz pierwszy pokazano na berlińskiej wystawie sztuki.
Wzbudziły sensację, a opolanin zyskał medal i sławę. O tyle łatwiejszą wówczas do uzyskania, że nie było kolorowych zdjęć, a i fotografia nie była powszechna. Tymczasem Kuhnert malował tak dokładnie, że nawet dziś ktoś mógłby wziąć niektóre jego rysunki za kolorowe fotografie.
- Jest jeszcze coś, na co warto zwrócić uwagę - opowiada Marcin Nyga. - Kuhnert stał się w tym czasie również bardzo popularnym ilustratorem książek. Nie znam wszystkich publikacji, jakie ilustrował, ale na przełomie XIX i XX wieku wspólnie z zoologiem Wilhelmem Haacke wydał trzytomową pracę Tierleben der Erde ze 120 barwnymi tablicami i aż 620 czarno-białymi rysunkami. Był wtedy osobą bardzo znaną, a jego obrazy stały się cenione i rozpoznawalne. Na słynnej wystawie światowej w St. Louis w 1904 roku jego prace zdobyły złoty medal.
Ale Kuhnert wciąż tęsknił za Afryką, do której wyruszył w 1905 roku i gdzie spędził kolejny rok. Nie wrócił jednak do Niemiec, ale wyjechał do swojego przyjaciela Johna Hagenbecka, który na Cejlonie zajmował się handlem zwierzętami. Dopiero w 1906 r. artysta wrócił do Europy i znów zadziwił obrazami dzikich zwierząt.
W 1911 roku został zaproszony na wyprawę przez Fryderyka Augusta II, króla Saksonii, z którym polował w Egipcie i Sudanie. W tym samym roku po raz drugi wyruszył na Czarny Ląd, ale groźny upadek z konia szybko przerywał jego podróż. Malarz wyjechał do Niemiec na leczenie. Nie zdawał sobie sprawy, że już nigdy do ukochanej Afryki nie wróci.
Wybuch I wojny światowej zniweczył podróżne plany Kuhnerta. Początkowo artysta zamknął się w pracowni i odgrodził się od koszmarów wojny. Wciąż dużo malował i to wówczas powstały jego wielkoformatowe obrazy, wykonywał też pierwsze grafiki. W 1916 r. odwiedził Puszczę Białowieską, aby obejrzeć i uwiecznić żubry. Po zakończeniu wojny w 1920 roku podróżował po Szwecji, aby w naturze malować renifery.
Wilhelm Kuhnert zmarł 11 lutego 1926 roku, mając niespełna 61 lat, podczas pobytu w Szwajcarii w uzdrowisku Flims, gdzie leczył się z zapaści po śmierci żony. Pochowano go w Berlinie na cmentarzu Südwestkirchhof Stahnsdorf, a na nagrobku wyryto, zachowanego do dziś, pięknego lwa.
- Do końca był bardzo płodnym artystą, w sumie stworzył aż 6,5 tysiąca różnego rodzaju prac - podkreśla Marcin Nyga z Muzeum Zamkowego w Pszczynie. - Niestety II wojna światowa, a także upływ czasu sprawiły, że do naszych czasów zachowało się tylko 2,5 tys. prac, z czego 300 przedstawia ulubiony motyw artysty - lwa. W muzeum w Pszczynie mamy sześć obrazów i 23 rysunki Kuhnerta. W Polsce to na pewno największa kolekcja. Kilka z tych prac można zobaczyć na ekspozycji stałej. Zapraszam, naprawdę są warte dokładnego obejrzenia.
ARTUR JANOWSKI, Nowa Trybuna Opolska