Wilhelm Kuhnert. Wpatrzony we lwy

Artur Janowski
Tymczasem w muzeum w Opolu - gdzie przed wojną istniała specjalna sala z obrazami Kuhnerta - zachował się zaledwie jeden rysunek i grafika artysty. Kilka lat temu Muzeum Śląska Opolskiego próbowało przypomnieć opolanom znanego malarza, bo uważano, że takim człowiekiem miasto może się chwalić. Bezskutecznie. Dotąd nikt nawet nie pomyślał, aby uhonorować artystę nazwą ulicy.
Tymczasem w muzeum w Opolu - gdzie przed wojną istniała specjalna sala z obrazami Kuhnerta - zachował się zaledwie jeden rysunek i grafika artysty. Kilka lat temu Muzeum Śląska Opolskiego próbowało przypomnieć opolanom znanego malarza, bo uważano, że takim człowiekiem miasto może się chwalić. Bezskutecznie. Dotąd nikt nawet nie pomyślał, aby uhonorować artystę nazwą ulicy. Archiwum
Jest jedynym artystą z Opola, za którego obraz zapłacono ponad pół miliona dolarów. W swoim rodzinnym mieście nie ma nawet ulicy.

Rekordowa kwota padła w 2008 roku. Dom aukcyjny Christie's sprzedał wówczas obraz przedstawiający polujące lwy. Kupił je prywatny kolekcjoner. Nie wiemy, co go urzekło w obrazie Kuhnerta, ale możemy się domyślić.

Wystarczy jedno spojrzenie na jego płótna, aby poczuć się tak, jakby dzikie zwierzęta biegły tuż obok nas, a nie na równinach Afryki. Artysta - urodzony w Opolu 16 września 1865 roku - w genialny sposób pokazywał jednak nie tylko zwierzęta, ale również ludzi i krajobrazy. Proste, intensywnie kolorowe.

Malować zaczął w wieku pięciu lat i ponoć wszędzie, gdzie był, zostawiał po sobie jakiś ślad na obrusie czy serwetkach. Mimo to rodzice uznali, że lepiej będzie, jak zostanie kupcem, i wysłali go do Cottbus, gdzie uczył się w szkole o profilu techniczno-handlowym, przy jednej z fabryk.

Młody Wilhelm szybko jednak rzucił szkołę i pracę. Mając 17 lat, wyjechał do Berlina, gdzie komuś o uzdolnieniach artystycznych łatwiej było zrobić karierę. W stolicy cesarskich Niemiec mieszkał początkowo u kuzynki i zarabiał na utrzymanie, malując obrazki, wizytówki oraz kartki z życzeniami.

Przełom nastąpił w 1883 roku. Młody, nikomu nieznany artysta wziął udział w konkursie berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych, w którym nagrodą było stypendium uczelni. Kuhnert wykonał kopię obrazu Vermeera "Zaloty" i wygrał konkurs w cuglach, a potem do 1887 roku mógł spokojnie poświęcić się studiowaniu m.in. pod okiem Paula Meyerheima, kierującego klasą malarstwa animalistycznego (przedstawianie zwierząt), które w końcówce XIX wieku było bardzo popularne.

To Meyerheim zachęcił młodego opolanina do malowania dzikich zwierząt i podpatrywania ich w berlińskim zoo. Kariera Kuhnerta zaczęła nabierać rozpędu, bo już po pierwszym roku w akademii mógł sobie pozwolić na wynajęcie pierwszej pracowni, a także na liczne podróże po Niemczech, z których przywoził mnóstwo szkiców i grafik.

Być może jednak Kuhnert nigdy nie stałby się sławny, gdyby w berlińskim zoo nie zaprzyjaźnił się z dyrektorem placówki Ludwigiem Heckiem.

To on zwrócił uwagę na młodego człowieka, który potrafił godzinami siedzieć przed klatkami z dzikimi zwierzętami i zawzięcie szkicować coś w notatniku. Heck przedstawił opolanina Hansowi Meyerowi, pierwszemu Europejczykowi, który zdobył Kilimandżaro. Z kolei Meyer, będąc pod wrażeniem malarskich zdolności Kuhnerta, zaproponował mu ilustrowanie swojej słynnej wówczas książki - Brehms Tierleben - słownika zwierząt świata. I to ilustracje słownika stały się początkiem wielkiej kariery Kuhnerta. Dochody z książki pozwoliły bowiem artyście sfinansować pierwszą wyprawę do Afryki Wschodniej i urzeczywistnić marzenia.

Już wtedy Kuhnert - choć miał zaledwie 26 lat - stał coraz częściej w opozycji do swoich mistrzów. Uważał bowiem, że zwierzęta w sposób autentyczny i prawdziwy można przedstawiać tylko w ich naturalnym otoczeniu. Nie podobały mu się tak popularne wówczas obrazy, na których pokazywano tylko zwierzęta, nie przejmując się specjalnie ich otoczeniem.

- Mnie fascynowało nie tylko zwierzę, ale też niezafałszowana dzicz, gdzie ludzie żyją w zgodzie z naturą - pisał po latach we wspomnieniach.

W 1891 roku Wilhelm Kuhnert wyruszył w swoją pierwszą podróż do Afryki Wschodniej, gdzie kilka lat wcześniej powstały niemieckie kolonie. Na miejscu artysta sam organizował tragarzy, sprzęt i broń. Następnie jako jedyny biały wyruszył na czele kolumny (nie było to często spotykane), która udała się na niezwykłą ekspedycję. Przez ponad rok przemierzał sawanny i puszcze, poszukując przygód i badając Afrykę. Nieustannie polował, malował i szkicował.

- Wszystko, co spotykał: zwierzęta, zagubione osady, egzotyczne pejzaże, przenosił na papier - opowiada Marcin Nyga z Muzeum Zamkowego w Pszczynie, który w 2011 roku wydał publikację na temat życia i twórczości Wilhelma Kuhnerta. - Myślę, że to wtedy zakochał się w Afryce. Urzekła go jej pozbawiona piętna cywilizacji przyroda, krajobrazy i niezwykłe światło, tak odmienne dla nas Europejczyków.

Z wyprawy Kuhnert wrócił z tuzinami obrazów olejnych i szkiców. Już wówczas upodobał sobie malowanie lwów i do końca życia to te piękne zwierzęta były głównym motywem jego prac. W 1893 roku afrykańskie obrazy Kuhnerta po raz pierwszy pokazano na berlińskiej wystawie sztuki.

Wzbudziły sensację, a opolanin zyskał medal i sławę. O tyle łatwiejszą wówczas do uzyskania, że nie było kolorowych zdjęć, a i fotografia nie była powszechna. Tymczasem Kuhnert malował tak dokładnie, że nawet dziś ktoś mógłby wziąć niektóre jego rysunki za kolorowe fotografie.

- Jest jeszcze coś, na co warto zwrócić uwagę - opowiada Marcin Nyga. - Kuhnert stał się w tym czasie również bardzo popularnym ilustratorem książek. Nie znam wszystkich publikacji, jakie ilustrował, ale na przełomie XIX i XX wieku wspólnie z zoologiem Wilhelmem Haacke wydał trzytomową pracę Tierleben der Erde ze 120 barwnymi tablicami i aż 620 czarno-białymi rysunkami. Był wtedy osobą bardzo znaną, a jego obrazy stały się cenione i rozpoznawalne. Na słynnej wystawie światowej w St. Louis w 1904 roku jego prace zdobyły złoty medal.

Ale Kuhnert wciąż tęsknił za Afryką, do której wyruszył w 1905 roku i gdzie spędził kolejny rok. Nie wrócił jednak do Niemiec, ale wyjechał do swojego przyjaciela Johna Hagenbecka, który na Cejlonie zajmował się handlem zwierzętami. Dopiero w 1906 r. artysta wrócił do Europy i znów zadziwił obrazami dzikich zwierząt.

W 1911 roku został zaproszony na wyprawę przez Fryderyka Augusta II, króla Saksonii, z którym polował w Egipcie i Sudanie. W tym samym roku po raz drugi wyruszył na Czarny Ląd, ale groźny upadek z konia szybko przerywał jego podróż. Malarz wyjechał do Niemiec na leczenie. Nie zdawał sobie sprawy, że już nigdy do ukochanej Afryki nie wróci.

Wybuch I wojny światowej zniweczył podróżne plany Kuhnerta. Początkowo artysta zamknął się w pracowni i odgrodził się od koszmarów wojny. Wciąż dużo malował i to wówczas powstały jego wielkoformatowe obrazy, wykonywał też pierwsze grafiki. W 1916 r. odwiedził Puszczę Białowieską, aby obejrzeć i uwiecznić żubry. Po zakończeniu wojny w 1920 roku podróżował po Szwecji, aby w naturze malować renifery.

Wilhelm Kuhnert zmarł 11 lutego 1926 roku, mając niespełna 61 lat, podczas pobytu w Szwajcarii w uzdrowisku Flims, gdzie leczył się z zapaści po śmierci żony. Pochowano go w Berlinie na cmentarzu Südwestkirchhof Stahnsdorf, a na nagrobku wyryto, zachowanego do dziś, pięknego lwa.

- Do końca był bardzo płodnym artystą, w sumie stworzył aż 6,5 tysiąca różnego rodzaju prac - podkreśla Marcin Nyga z Muzeum Zamkowego w Pszczynie. - Niestety II wojna światowa, a także upływ czasu sprawiły, że do naszych czasów zachowało się tylko 2,5 tys. prac, z czego 300 przedstawia ulubiony motyw artysty - lwa. W muzeum w Pszczynie mamy sześć obrazów i 23 rysunki Kuhnerta. W Polsce to na pewno największa kolekcja. Kilka z tych prac można zobaczyć na ekspozycji stałej. Zapraszam, naprawdę są warte dokładnego obejrzenia.

ARTUR JANOWSKI, Nowa Trybuna Opolska

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia