Obejrzyj: Tajemnice Twierdzy Toruń i innych miejsc w mieście
Nie mamy niestety żadnych informacji na temat woźnego szkoły przy Bauerweg, jak w czasach zaborów nazywała się ulica Łączna. Jakiś jednak musiał tam być, bo to przecież szkoła, a w szkole ktoś musi dzwonić na przerwy. Chociaż z drugiej strony... Woźny miewał tam konkurencję, bo jak w czerwcu 1902 roku przy szkole na Stawkach przydzwoniło, to aż się echo po gazetach rozniosło.
Polecamy
- Toruń. Co się stało z astrolabium z placu Armii Krajowej. Miało iść do renowacji...
- Toruń. Dworzec Północny zmieni właściciela. I nie tylko on
- Dlaczego prace przy budowie pawilonów na toruńskim bulwarze nie zostały przerwane?
- Sprawca śmiertelnego wypadku na Szosie Chełmińskiej jednak trafi do więzienia
„Niewiadomym sposobem padło siedem granatów na grunta leżące pomiędzy domostwami Jakóba Pansegrau i wdowy Schmidt - pisała „Gazeta Toruńska”. - U sześciu nastąpił wybuch, ale na szczęście ludzi w pobliżu nie było, więc nikogo nie raniły”.
Kilka dni później okazało się, że jednak ludzie w pobliżu byli. Odłamki latały im nad głowami, a brak rannych wynikał głównie z refleksu ostrzelanych.
„Wykazuje się, że granaty zabłąkały się w pobliżu szkoły sposobem nieprzewidzianym z powodu specyalnego nabijania - informował polski dziennik. - Około siedem grantów padło, z czego tylko cztery pękły. Dwaj nauczyciele i dwaj inni panowie znajdujący się w bliskości miejsca, gdzie granaty padły, musieli kilkakrotnie padać plackiem na ziemię, ażeby ich odłamki nie zraniły. Władza wojskowa uwiadomiona o wypadku zarządziła co potrzeba, ażeby wypadek podobny nie powtórzył się w przyszłości”.
Oto najlepsze grupy lokalne na Facebooku:
Konkrety tego zarządzenia pojawiły się w gazecie nieco później. Aby uniknąć tego typu problemów, władza wojskowa zakazała strzelać na północ. Nie oznacza to jednak, że sąsiedztwo poligonu przestało się cywilom dawać we znaki. Bodajże w roku 1911 podmuch wywołany silnymi eksplozjami zniszczył w podgórskiej gazowni ponad 30 szyb. W mieszkaniu kierownika tego zakładu posypało się wapno, a z sufitu spadły ozdoby. Tak było w czasach pruskich, podobne rzeczy działy się także w dwudziestoleciu, ale problemy wynikające z bliskiego sąsiedztwa poligonu były już głównym tematem jednego z naszych spacerów, zatem w tej chwili tematu zgłębiać nie będziemy. Tym bardziej, że w czerwcu 1902 roku mieszkańcy Torunia i okolic spoglądali z niepokojem w inną stronę. Pod murami miasta i na nadrzecznych nizinach niosło się powtarzane z trwogą "Vistula ante portas".
Dlaczego Wisła stała się groźna?
No dobra, dowodu na to, że 120 lat temu padały właśnie te słowa, nie mamy. Pomimo tego, że niemieckie szkoły średnie nie były wtedy miejscami przyjaznymi Polakom, to edukacja klasyczna stała w nich na wysokim poziomie, zaś kultura antyczna generalnie była naszym przodkom dość bliska. A Wisła rzeczywiście miała pojawić się u bram.
"Wisła, królowa rzek naszych, wre w górnym swym biegu niepohamowanym gniewem. Pod Krakowem czyste jej oblicze zasępiło się, zamiast czystej wody płynie jej w dwójnasób powiększonem korytem błotnista spieniona masa, zajadle szarpiąca brzegi - w dość poetycki sposób raportowała "Gazeta Toruńska" pod koniec czerwca A. D. 1902. - Pomiędzy Kętami a Żywcem zerwane dwa mosty. W Oświęcimiu część miasta pod wodą. Powódź ogarnęła cztery powiaty: krakowski, chrzanowski, bialski, podgórski. Z Krakowa wysłano dwa bataliony pionierów celem ratowania ludności i rozdawnictwa żywności. Na rzecz ofiar powodzi w krakowskiem i bialskiem namiestnictwo lwowskie udzieliło 10.000 koron zapomogi. U nas poziom wody dotychczas nie wzniósł się znacznie. Dziś przed południem przy niebie zachmurzonem deszcz przestał padać".
W nieco bardziej współczesnej wersji taką notkę można było umieścić w toruńskiej prasie 95 lat później. W 1997 roku również zaczęło się od wieści z demolowanych przez wodę okolic Krakowa.
Ile razy był sadzony dąb cesarski na Rynku Nowomiejskim?
Historia lubi się powtarzać, w gazetach sprzed ponad wieku można również znaleźć informacje podnoszące na duchu. Pamiętacie Państwo Las Niepodległości, czyli sto dębów posadzonych z wielką pompą przy ul. Mickiewicza? Miał służyć przyszłym pokoleniom, ale nie przetrwał nawet roku, bo nikt go nie podlewał i drzewa uschły. A jak się Państwu podobają jarzębiny przy ul. Uniwersyteckiej? W tym samym czasie drzewa tego samego gatunku pojawiły się w marszałkowskim Parku Pamięci oraz przy torach tramwajowych. Te w parku mają się nieźle, natomiast te miejskie przy torach były już wymieniane i niestety nadal się do wymiany kwalifikują. Proszę się jednak nie martwić, na początku XX wieku również nie wszystkie nasadzenia się przyjmowały.
"Przed zborem na Nowem Mieście znajdujący się tak zwany dąb cesarski już czterokrotnie był sadzony - informowała "Gazeta Toruńska". - Obecnie skutkiem wichru znowu został uszkodzony. Jak tutejsze gazety niemieckie donoszą, kora została podrapana i korzenie obnażone".
Dla władz dęby cesarskie były drzewami szczególnej troski. Może taka nobilitacja byłaby również rozwiązaniem obecnych problemów z opieką nad roślinami? Z drugiej strony mieliśmy przecież w Toruniu dąb papieski, Las Niepodległości również miał być swego rodzaju pomnikiem...
Polecamy
Wiadomości o nadchodzącej powodzi i uszkodzonym dębie "Gazeta Toruńska" opublikowała 24 czerwca, a więc w dzień św. Jana Chrzciciela. Dziś jest to święto miasta, w Roku Pańskim 1902 nikt jeszcze o tym nie myślał. W gazecie znaleźliśmy jeszcze jedną ciekawą notkę, która rzuca nieco światła na stosunki jakie w tamtych czasach panowały w mieście.
"Dr Kohli, dawniej starszy burmistrz miasta Torunia pobierający pensyę z kasy miejskiej osiadł w Koblencyi jako adwokat - czytamy. - Do ustąpienia z Torunia zniewolono go, gdy chodziło o powołanie na czoło naszego miasta osoby zdolnej do energicznego występowania wobec Polaków".
Doktor Paul Kohli objął urząd w 1881 roku, zaś do dymisji podał się latem roku 1899. Wtedy prasa o kulisach tej decyzji nie informowała.
Ile zarabiał główny burmistrz Torunia?
„Posada pierwszego burmistrza w Toruniu, która od 1 października z powodu wstąpienia w stan spoczynku dotychczasowego burmistrza dr. Kohli wolną będzie, zostanie niebawem rozpisaną - donosiła wtedy „Gazeta Toruńska. - Dochód roczny podwyższono z 7500 marek na 9000 marek. Dochód wzrasta co trzy lata o 150 marek, aż do 10500 marek”.
Posada i zarobki zainteresowały 18 kandydatów, wśród których znalazł się burmistrz Bydgoszczy Schmeider, a także były landrat człuchowski Georg Kersten. To właśnie on wybory wygrał.
„Przeciw wyborowi agraryusza, byłego landrata Kerstena na burmistrza miasta Torunia, protestują niektóre dzienniki liberalne - pisała w pierwszej połowie listopada 1899 roku „Gazeta Toruńska”. - Dla Polaków byłby ten wybór zapowiedzią, że hakatyzm ma kwitnąć w Toruniu, bo p. Kersten jest bratem po duchu byłego landrata świeckiego Gerlicha. Czy hakatyzm miałby się przyczynić do ożywienia stosunków handlowych między Toruniem a Królestwem Polskiem, wątpimy bardzo. Już dziś Polacy z tamtej strony granicy tłumaczą, że nie jeżdżą do naszego miasta tak często jak dawniej, aby groszem polskim nie wspierać hakatystów”.
Rzeczywiście Kersten za polskimi współobywatelami miasta nie przepadał. Wiosną 1902 roku niemiecki parlament przyjął kontrowersyjną uchwałę znacznie zwiększającą rządowe fundusze dla niemieckiej komisji kolonizacyjnej. Burmistrz, który zasiadał w izbie wyższej, wyrażał się o tej uchwale z wielkim entuzjazmem.
Polecamy
W ten sposób, w naszej gazetowej podróży przez Toruń sprzed 120 lat dotarliśmy wreszcie do końca czerwca 1902 roku. Można napisać, że powódź depcze nam po piętach.
"Chełmno. Ponieważ i tu doszła wiadomość o nagłem wezbraniu wód w górnym biegu Wisły, więc zawczasu przygotowują się ludzie, aby ich powódź nie naszła - donosiła "Gazeta Toruńska" w przedostatnim numerze czerwcowym. - Znajdujące się drzewo nad Wisłą zwożą w górne części, na łąkach spieszą się z pokosem i zwózką siana, ponieważ siano przez które przeszła powódź, nic nie jest warte".
Fala powodziowa, która w 1902 roku przetoczyła się przez Toruń i okolice, przepłynie przez nasze łamy w jednym z kolejnych odcinków.