Dzień Wszystkich Świętych oraz Dzień Zaduszny, nieco się dziś zacierają. Podobnie jak skomercjalizowane konsumpcyjnie Boże Narodzenie, listopadowe święta to często stres związany z zakupem wystanej wiązanki, znicza, który będzie się palił przez kilka dni (bo przecież nikt nie chce, by zgasł zaraz po wizycie na cmentarzu) czy wytwornego stroika, o którego los będziemy się martwić ze względu na cmentarne kradzieże.
Gdzieś w tym wszystkim zatraca się dawny charakter święta, które dodatkowo w latach 80. było formą manifestacji wolności. Bo podczas gdy władze PRL nawet nie chciały tego wolnego od pracy dnia nazywać mianem Wszystkich Świętych, a popularnym wówczas, świeckim terminem było Święto Zmarłych, podczas zadumy nad grobami naszych bliskich mogliśmy znów wrócić do więzi, które pozwalały przetrwać nam czy naszym przodkom trudne chwile. I żadne nazewnictwo nie mogło nam tej refleksji odebrać.
Na cmentarz Osobowicki jechało się tramwajem, bez gorączkowania się o miejsce na parkingu. I choć składy były przepełnione, a ludzie podróżowali z wiadrami wypełnionymi kwiatami, nikt nie narzekał na tłumy.
Czemu z wiadrami? Bo bardziej zapobiegliwi i niecierpiący kolejek kupowali kwiaty np. dzień wcześnie w lokalnej kwiaciarni. Poza tym pod nekropoliami często handlowały hieny cmentarne, które wcześniej okradły groby. U uczciwych handlarzy zaś rosły kolejki. Dlatego chryzantemy, bo właściwie głównie te kwiaty woziliśmy na cmentarz, czy świece kupowało się w kwiaciarni. Rośliny zabierało się w wiadrze z wodą i szło się na tramwaj.
Każdy wybierał swoją porę na odwiedziny. Ale najciekawiej na cmentarzu było oczywiście po zmroku. Szukanie grobu, który chciało się odwiedzić bywało wówczas trudne, bo nie dość, że nekropolię oświetlały jedynie znicze (smartfonów z latarkami nie było), to jeszcze kwater szukało się na niedoświetlonych mapach. Stacjonarnych rzecz jasna - smartfonów z aplikacją do szukania grobów, jak już to zostało wspomniane, nie było.
Po długim spacerze, bo groby nierzadko bywają rozrzucone po całym terenie nekropolii, podchodziło się do krzyża, pod którym tliły się tysiące świec. Ten hipnotyzujący widok przyciągał zmęczone wędrówką dzieci, które chętnie zapalały kolejne świece, dorzucając swoje "trzy grosze" do cmentarnej łuny.
Po czasie ze zniczy wylewał się wosk, który płonął wielkim, pięknym ogniem. Sama symbolika światła pod grobami nieznanych zmarłych - żołnierzy, niezidentyfikowanych ofiar zabójstw czy katastrof, nienarodzonych dzieci, czy tych, których losu nie znamy, ma wielką moc. Z zachowaniem zdrowego rozsądku dbajmy o to, bo dzień Wszystkich Świętych czy Dzień Zaduszny były dla nas formą wyciszenia i okazją do dobrych wspomnień.
Nacieszcie oczy pięknymi zdjęciami wrocławskich fotografów i naszych fotoreporterów. Niektórych nie ma już między nami.
- Najbardziej niebezpieczne miejsca we Wrocławiu. Trzeba uważać, szczególnie po zmroku!
- Słynne zbrodnie we Wrocławiu. Morderstwa, strzelaniny i spektakularne kradzieże
- W Czasoprzestrzeni odbyły się aż 4 festiwale. Zobaczcie te tłumy! [ZDJĘCIA]
- Zmarła legenda dolnośląskiej Solidarności Walczącej. Andrzej Myc miał 69 lat