Do zbrodni w Szołomyi doszło w nocy z 10 na 11 czerwca. Oddziały Armii Krajowej spaliły w tzw. „akcji odstraszającej” wieś. Według różnych szacunków, w akcji zginęło od dziewięciu do kilkudziesięciu mieszkańców wsi.
Ponieważ oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii zbliżały się do Lwowa, napadając na kolejne wsie polskie, dowództwo Armii Krajowej we Lwowie podjęło decyzję o wznowieniu „akcji represyjno-zapobiegawczych”. Pierwszym ich celem miała być wieś Szołomyja, określona jako baza UPA.
Według planu, wieś miała zostać zniszczona bez względu na obronę, jednak możliwie z uniknięciem ofiar wśród ludności cywilnej. W ataku miały wziąć udział oddziały 14 pułk ułanów AK, oraz ochotnicy z sąsiednich wsi.
W nocy z piątku na sobotę żołnierze AK wyspowiadali się w kościele w Czyszkach. W sobotę pod wieczór około 100 żołnierzy i ochotników wyruszyło z Czyszek w kierunku Szołomyi. W Dawidowie grupa żołnierzy AK natknęła się na 2 własowców, z których 1 zlikwidowano. Zaalarmowało to żołnierzy niemieckich, którzy otworzyli niecelny ogień, powodując jednak szybki odwrót Polaków do lasu.
O zmierzchu oddział dotarł do Szołomyi. Kilometr przed wsią nastąpiła odprawa z przydzieleniem zadań. Następnie kpt. "Draża" przemówił do żołnierzy, wspomniał o polskich ofiarach. Oddział podzielił się na dwie grupy: mniejsza, dowodzona przez kpt. "Drażę," miała zaatakować wieś od północy. Większa, od południa.
Polacy, w celu odróżnienia w ciemnościach, założyli na rękawy białe opaski. Grupa kpt. „Draży” natknęła się na placówkę ukraińską uzbrojoną w karabin maszynowy, którą udało się zlikwidować bez wystrzału i bez strat. W tym momencie zaatakowała druga grupa. Nie natknięto się na żaden opór. Żołnierze polscy idąc tyralierą wrzucali przez okna chat granaty lub butelki z benzyną. Pozostawiono tylko cerkiew.
Po akcji żołnierze AK wycofali się z dwoma lekko rannymi. Według meldunków polskich spalono 55-60 gospodarstw, zginęło od dziewięciu do kilkudziesięciu ukraińskich mieszkańców. Zabrano również około 100 sztuk bydła.
Po tych wydarzeniach ukraińskie ataki na Polaków w okolicy Szołomyi już się nie zdarzyły.