Żołnierze Niezłomni z ziemi rybnickiej i pszczyńskiej. Walczyli o wolną, suwerenną Polskę. Poznajcie ich nazwiska i losy WIDEO i ZDJĘCIA

Ireneusz Stajer
Wideo
od 16 lat
Ziemia rybnicka wraz z ziemią pszczyńską to obszar brawurowych, głośnych akcji podziemia antykomunistycznego. Jego struktury były tutaj silne jeszcze od czasów II wojny światowej; na terenach tych działał Inspektorat Armii Krajowej Rybnik. Historycy z katowickiego Oddziału IPN szacują liczbę zakonspirowanych akowców, walczących z Niemcami, na 12 tysięcy. Po wojnie, każda z podziemnych, antykomunistycznych organizacji, a było ich co najmniej kilka, liczyła po kilkuset żołnierzy.

Dowódcą podziemia poakowskiego w powiatach rybnickim i pszczyńskim był por. Paweł Cierpioł ps. „Makopol”, „Pleban”. Jego zastępcą - ppor. Antoni Staier ps. „Lew”, „Feliks”, pochodzący z Ligoty pod Rybnikiem, w czasie niemieckiej okupacji dowódca I kompania AK – Rybnik. Silne struktury zbudowało na tych terenach również Konspiracyjne Wojsko Polskie, którego dowódcą mianowano pochodzącego z Żor ppor. Wiktora Kanię ps. „Felek”, „Andrzej”, pośmiertnie awansowanego do stopnia kapitana.

Nieludzko maltretowani w rybnickiej katowni Urzędu Bezpieczeństwa

Po wyparciu Niemców przez wojska sowieckie polscy partyzanci walczyli dalej. Natychmiast bowiem po ustanowieniu na ziemi rybnickiej i pszczyńskiej władzy ludowej, rozpoczęły się represje wobec żołnierzy Armii Krajowej oraz innych ugrupowań wiernych rządowi emigracyjnemu w Londynie. Prześladowania dotykały również rodzin żołnierzy podziemia. Dlatego, nawet gdy zaraz po przejściu oddziałów Armii Czerwonej partyzanci ujawniali się wobec nowych władz, wskutek represji natychmiast przechodzili do antykomunistycznej konspiracji. Złapani partyzanci oraz członkowie ich rodzin byli nieludzko maltretowani w osławionej katowni Urzędu Bezpieczeństwa w Rybniku.

- Tutaj partyzanci ukrywali się w lasach, których było mało w okręgu przemysłowym. W lasach rybnickich i pszczyńskich podziemie mogło operować, walczyć. Miało swoje bunkry oraz kwatery. Do oddziałów leśnych trafiali zdekonspirowani konspiratorzy. Z różnych powodów musieli uciekać, mylić tropy – mówi dr hab. Adam Dziuba, historyk Oddziałowego Biura Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach.

Akcje ekspropriacyjne dla rodzin aresztowanych partyzantów

Jak zaznacza, w ten sposób partyzanci przetrwali w lasach amnestię w 1945 roku. Natomiast na rozkaz swojego dowódcy por. Pawła Cierpioła, organizacja poakowska ujawniła się w 1947 roku. Zdała część broni. Natomiast znaczna liczba karabinów, pistoletów oraz innego sprzętu wojskowego pozostała w ukryciu.

- Niewątpliwie najwybitniejszymi żołnierzami poakowskiego podziemia był właśnie dowódca - por. Paweł Cierpioł oraz jego zastępca ppor. Antoni Staier, szef oddziałów dywersyjnych, którymi to z kolei dowodzili Pawlak i Paweł Sosna. Staier przygotowywał akcje m.in. ekspropriacyjne, zresztą były one najskuteczniejsze w skali całej Polski – twierdzi Adam Dziuba.

Zdobyte pieniądze szły na cele organizacji.

- Z części wypłacano żołd i nagrody partyzantom. Leśni musieli dobrze zjeść, aby mieć siły do walki; opłacano nawet rzeźnika, który w konspiracji dowoził partyzantom mięso i wędliny. Ponadto trzeba było opłacić konspiracyjne kwatery. Zimą przecież nie dałoby się przeżyć w ziemiance – wskazuje historyk.

Część pieniędzy przekazywano rodzinom aresztowanych partyzantów. Dzięki temu ich bliscy nie pomarli z głodu. Dr Dziuba stwierdza, że pozostawanie w podziemiu w czasach komunistycznych było bardziej ryzykowne niż w trakcie hitlerowskiej okupacji. Niemcy nie byli aż tak zdeterminowani i nie mieli tyle czasu (toczyła się wojna), by przenikać do oddziałów leśnych. Z trudnością pozyskiwali informatorów wśród polskiej ludności Górnego Śląska, tzw. władza ludowa miała dużo łatwiej, łapała ludzi na lep swojej komunistycznej propagandy.

Ostatni partyzant - Henryk Filipecki

- Aczkolwiek na ziemi rybnickiej była to rzadkość. Tyle, że ostatni partyzant Henryk Filipecki (do podziemia trafił jako milicjant przenikniętego antykomunistyczną konspiracją posterunku w Boguszowicach), w ostatnich miesiącach swojej działalności był otoczony siatką agentów. W pułapkę wprowadził go właśnie agent – zaznacza dr Dziuba.

W 1947 roku, Cierpioł i Staier zostali skrytobójczo zamordowani podczas próby przekroczenia granicy polsko – czechosłowackiej w rejonie Wałbrzycha. Dowódcy konspiracji poakowskiej, powiadomieni o rychłym aresztowaniu, próbowali przedrzeć się na Zachód. Korzystali z „pomocy” organizacji o nazwie Śląskie Siły Zbrojne, która miała ich przerzucić na bezpieczną stronę. Okazało się, że była to ubecka prowokacja. Miejsca pochówku obu żołnierzy nie odnaleziono do dzisiaj.

Kapitan Wiktor Kania: od naczelnika gminy do bezkompromisowego żołnierza antykomunistycznego podziemia

Spośród wybitnych partyzantów, którzy po wojnie związali się z narodowym podziemiem, dr Dziuba wskazuje ppor. Wiktora Kanię - wybornego kontrwywiadowcę. Urodził się w Katowicach, był jedynym dzieckiem Franciszka i Anny z domu Fox, pochodzącymi z Warszowic (powiat pszczyński). W 1921 roku, rodzina przeprowadziła się do Żor i zamieszkała w jednej z kamienic przy Rynku. W 1934 roku, Wiktor Kania został powołany do wojska w Jarosławiu, gdzie ukończył szkołę podoficerską. Dwa lata później ożenił się z Anną, mieszkanką Górek Małych. W pierwszych dniach września 1939 roku, walczył w szeregach Obrony Narodowej Żory. Został ranny, a po hospitalizacji wywieziony na roboty w głąb III Rzeszy. Po powrocie pracował na dole w kopalni Blücher (Chwałowice).

Równocześnie trafił do konspiracji w Związku Walki Zbrojnej „Żyrafa” Inspektoratu Rybnickiego. „Następnie otrzymał zadanie rozpoznania powstałych struktur ruchu oporu w okolicach miejscowości Brenna w Beskidzie Śląskim powiat Cieszyn. 1 lipca 1943 r. jako sierżant piechoty przejął dowództwo nad oddziałem partyzanckim kryptonimem „Wędrowiec”, podległym Rybnickiemu Inspektoratowi AK. Rozbudował sieć łączników, powiększył stan liczebny oddziału. Przeprowadził liczne akcje zbrojne i dywersyjne na niemieckie posterunki i patrole żandarmerii. Po zrzucie sowieckiego desantu dywersyjno-rozpoznawczego w okolicach Brennej 24 marca 1944 r., którego celem było podporządkowanie lokalnego ruchu oporu, został odwołany z funkcji komendanta „Wędrowca”, pozostając do dyspozycji Rybnickiego Inspektora AK" – pisze Wikipedia.pl.

Brawurowa ucieczka z więzienia w Cieszynie

Po wojnie włączył się w organizację władz cywilnych w Żorach, został rajcą Miejskiej Rady Narodowej oraz naczelnikiem gminy Osiny. Bronił miejscowa ludność przed prześladowaniami i bezprawiem ze strony żołnierzy sowieckich podlegających lokalnemu rezydentowi NKWD, kpt. Alejewowi. Jako samorządowiec organizował fałszywe dokumenty i zakwaterowanie ukrywającym się żołnierzom „Wędrowca”.

Latem 1945 roku, rozpoczął działalność w cieszyńskich strukturach Narodowej Organizacji Wojskowej „Cezary 20”. Następnie dowodził grupie Narodowych Sił Zbrojnych, równocześnie prowadząc rozmowy z pozostałymi w konspiracji partyzantami Inspektoratu Rybnickiego AK, z którego się wywodził. W listopadzie 1945 roku, został aresztowany przez funkcjonariuszy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Cieszynie. 15 grudnia, wraz z innymi osadzonymi partyzantami zbiegł z więzienia i wraz z innymi byłymi dowódcami „Wędrowca” zadeklarował wierność wobec rządu emigracyjnego i śląskiego komendanta AK, płk. Zygmunta Waltera Jankego.

Aktywnie działał w rejonie Żor i Rybnika. Pisemnie ostrzegał działaczy Polskiej Partii Robotniczej. Grupa „Andrzeja” wykonała kilka wyroków śmierci i przeprowadzała akcje ekspriopriacyjne. W 1946 roku, Kania nawiązał kontakt z śląską komendą Konspiracyjnego Wojska Polskiego i 18 marca 1946 roku został mianowany przez komendanta KWP „Klimczok”, mjr. Gerharda Szczurka, dowódcą KWP w powiatach rybnickim, pszczyńskim i cieszyńskim. Dowodził też komendą powiatową KWP „Leśniczówka” w powiecie rybnickim.

Pomniki pamięci skrytobójczo zamordowanych żołnierzy podziemia

Wskutek donosu tajnego współpracownika UB, w nocy z 4 na 5 maja, liczące około tysiąca ludzi siły Korpusu bezpieczeństwa Wewnętrznego i milicji przeprowadziły obławę w Osinach, gdzie przebywał właśnie ppor. Kania. Żołnierz zginął w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach. W niedzielę rano, jego ciało znaleźli idący do kościoła ludzie i przetransportowali na cmentarz farny w Żorach. Na pogrzeb przyszło wielu mieszkańców Żor. Funkcjonariusze UB zbezcześcili zwłoki, zdzierając z nich mundur i pozostawiając w samej bieliźnie. Zabronili też księdzu odprawienia ceremonii żałobnych.

„10 listopada 2005 r. z inicjatywy lokalnych środowisk kombatanckich oraz pracowników IPN o. Katowice, samorząd gminy Brenna uhonorował partyzantów, fundując w Brennej pomnik poświęcony żołnierzom Oddziału Partyzanckiego AK „Wędrowiec”, na którym wymienione zostały nazwiska jego kolejnych dowódców: Karol Heller, Wiktor Kania, Paweł Heczko” – przypomina Wikipedia.

Podobny pomnik stanął w Żorach, upamiętnia żołnierzy Konspiracyjnego Wojska Polskiego, działających na ziemi rybnickiej i pszczyńskiej, których zamordowano w Cieszynie, oraz ich dowódcę kpt. (mianowany pośmiertnie) Wiktora Kanię. Na pomniku widnieją również nazwiska por. Pawła Cierpioła i ppor. Antoniego Staiera. Którzy zginęli później.

Syn wspomina ojca – kapitana Wiktora Kanię

Udało nam się skontaktować z synem kpt. Wiktora Kani, Wiktorem Kanią jr, który mieszka w Żorach. Nie było łatwo namówić go do spotkania. Ojca nie znał, bo urodził się dwa tygodnie po tragicznej śmierci ojca. Niemniej przez wszystkie te lata przeżywał z tego powodu głęboką traumę, nie może zapomnieć o tamtych okrutnych wydarzeniach.

- Po śmierci ojca rozpoczęła się gehenna naszej rodziny. Wcześniej nasz dom był obserwowany przez funkcjonariuszy UB, którzy wdrapywali się na dach kamienicy. Matka była przesłuchiwana, prześladowana, choć była w ciąży – opowiada pan Wiktor.

Rodzina została skazana przez komunistów na infamię. Urodził się bardzo schorowany. Na domiar tego, pani Anna miała udar. Nie mogła ruszać rękoma ani chodzić, a wychowywała trójkę małych dzieci, w tym nowo narodzonego Wiktorka. Bardzo pomagała rodzina, a zwłaszcza matka, która mieszkała w Górkach Małych (koło Brennej).

- Przeżyliśmy dzięki dobrym ludziom, gospodarzom okolicznych wiosek, których dzieci przynosiły nam, żywność: mleko, chleb, owoce i inne artykuły spożywcze. Matka wyszła z choroby i przez lata ciężko pracowała na nasze utrzymanie – podkreśla pan Wiktor.

Z relacji starszego rodzeństwa dowiedział się, że prawdziwym bohaterem poza ojcem była ich matka. Pani Anna sama odbudowywała zniszczony wskutek działań wojennych dom. Musiała być stolarzem dekarzem, krawcem; musiała umieć wszystko, żeby utrzymać rodzinę przy życiu. Do Kaniów bali się przychodzić i okazywać sympatię mieszkańcy Żor, by nie narazić się na gniew milicji i UB. Dzięki determinacji matki, dzieci zdobyły wykształcenie i są szanowanymi obywatelami.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia