O tym, jakim lekarzem była Zuzanna Wartenberg, dużo mówi ta historia: pewnego dnia do oleskiej lekarki zadzwonił jej pacjent.
- 50 lat temu pani mnie wyleczyła z gruźlicy, dlatego dzwonię do pani. Jestem poważnie chory i tylko pani może mnie wyleczyć - mówił. - Dam pani za to wszystko, co mam!
- Odpowiedziałam mu, że ja nikogo nie wyleczyłam, ja tylko pomagam się wyleczyć. Nikomu nie umiem przecież dać życia - opowiadała Zuzanna Wartenberg. - Pamiętałam tego pana. Nadużywał alkoholu, a ja chodziłam wtedy po knajpach za moimi pacjentami, żeby brali leki. Teraz na szczęście nie mam już tego zwyczaju.
- Powiedział mi, że za wyleczenie da wszystko, co ma. Ale wiedziałam, że nic nie ma, jest biedny jak mysz, więc poszłam do niego - dodawała Zuzanna Wartenberg. - Zbadałam go, okazało się, że ma dużą niewydolność krążenia. Przyrzekł mi, że rzuci palenie. Ja mu zapowiedziałam, że nazajutrz skieruję go do szpitala, a jeśli w nocy gorzej się poczuje, ma wezwać pogotowie. Zmarł tej samej nocy. Nie wezwał karetki. Dlatego mówię, że ja nikomu nie umiem dać życia.
Do końca życia Zuzanna Wartenberg była lekarką w Domowym Hospicjum przy Caritasie. Jeździła do domów osób chorych na nowotwór. I apelowała, żeby nie wzywać lekarza dopiero wtedy, gdy na ratunek jest za późno.
- Przyjeżdżamy do domu pacjenta, nie trzeba nas szukać. Ja wiem, że nie da rady uzdrowić tych osób, ale jest mi żal, kiedy jesteśmy wzywani za późno, kiedy nie da się już nawet pomóc im w bólu - mówiła Zuzanna Wartenberg
Słynnej oleskiej lekarce wcale nie podobało się, kiedy chwalono ją, że ma 90 lat, a nadal leczy i jeździ do pacjentów. Oprócz pracy w Domowym Hospicjum doktor Zuzanna Wartenberg w przychodni lekarskiej na ulicy Pieloka w Oleśnie miała dyżur tylko raz w tygodniu i to tylko przez dwie godziny. Niezwykle trudno było się do niej zapisać na wizytę. Wielu pacjentów bowiem specjalnie umawiało termin tylko do niej!
- Tylko nie wypominajcie mi mojego wieku! Dla mnie to jest moje życie. Ja tego nie robię z dobroci serca. Leczenie ludzi jest po prostu moim zawodem - mówiła Zuzanna Wartenberg.
Za swoją działalność dostała wiele nagród, m.in. była laureatką Diamentowej Spinki „NTO".
Ocalała cudem z Holocaustu, nigdy nie straciła wiary w ludzi i w ludzką dobroć
Zuzanna Wartenberg niemal przez całe życie nie mówiła o swojej tragicznej przeszłości. O tym, jak cudem ocalała z Holocaustu. Dopiero kilka lat przed śmiercią uchyliła rąbka tajemnicy i to tylko po to, żeby wspomnieć z wdzięcznością ludzi, którzy pomogli jej przeżyć.
Zuzanna Wartenberg urodziła się w 1930 roku w Nowym Sączu jako Sulamit Grossbard. W czasie wojny przeżyła horror jako żydowskie dziecko. Została złapana przez niemieckich żołnierzy i poprowadzona na masową egzekucję. Ocalała tylko dlatego, że rozstrzelani nie mieścili się już w dole wykopanym jako masowy grób...
Po tej masakrze Zula (takim zdrobnieniem bliscy i przyjaciele nazywali ją przez całe życie) przez 2,5 roku ukrywała się na strychu.
Zuzanna nie lubiła wspominać strasznych wojennych przeżyć.
- Rozpamiętywanie złych rzeczy nie ma żadnego sensu. Każdy musi przeżyć swoje życie i to przeżyć tak, żeby móc spojrzeć ludziom w oczy – mówiła lekarka z Olesna.
- Nawet my nie wiedzieliśmy o wielu rzeczach, mama nie chciała rozmawiać o tym, a my rozumieliśmy jej traumę i nie dopytywaliśmy – mówi Krystian Wartenberg, syn Zuzanny.
Grób okazał się za mały, dlatego nie zabito małej Zuli
Dramatyczną historię małej Zuli chciała opisać w latach 70. Hanna Krall, nazywana królową polskiego reportażu, autorka wielu książek o Holokauście. Oleska lekarka jednak nie zgodziła się na rozmowę o swoich strasznych przeżyciach.
- Hanna Krall pisze piękne książki o Żydach, ale ja przecież przez całe życie chciałam zapomnieć o mojej żydowskiej historii. Nigdy nie byłam bohaterką, zawsze uciekałam, kiedy coś złego się działo – mówiła Zuzanna Wartenberg.
Bo co innego mogła zrobić 9-letnia dziewczynka, skazana na śmierć za swoje nazwisko i pochodzenie, jak tylko uciekać przed śmiercią.
Kiedy wybuchła II wojna światowa, Zuzanna miała właśnie 9 lat. Urodziła się w Nowym Sączu, jej rodzina prowadziła tam cegielnię. Niemcy zaczęli prześladować i zabijać Żydów, więc Zula uciekała. Z Nowego Sącza do Pińska, potem do Kołomyi, Jaremcza, Stanisławowa, Turki nad Stryjem i z powrotem do Nowego Sącza, kiedy okazało się, że gdzie indziej jest jeszcze straszniej.
W Jaremczu Niemcy ją dopadli i poprowadzili na masową egzekucję. Przerażona dziewczynka stała w grupie Żydów nad świeżo wykopanym masowym grobem i w milczeniu czekała na egzekucję.
- Wszyscy czekali na swoją kolej w całkowitej ciszy, bez krzyków, bez płaczu – wspominała Zuzanna Wartenberg.
SS-man przechodził od człowieka do człowieka, pociągał za spust, rozlegał się strzał i kolejne ciało wpadało do dołu. Za chwilę miał podejść do Zuzanny, ale grób okazał się za płytki. Dół wypełnił się ciałami, Niemcy musieli przerwać egzekucję.
- Grób się zapełnił, więc resztę osób puścili wolno. Tak po prostu. Niemiec, który rozstrzelał po kolei kilkanaście osób, podszedł i powiedział, że możemy iść do domu – opowiadała Zuzanna Wartenberg. – Dopiero wtedy zaczęłam się panicznie bać, że w drodze do domu znowu mnie złapią i tym razem już na pewno zastrzelą.
Mordowanie ludności żydowskiej trwało nadal. Zula ocalała tylko dlatego, że ukraiński burmistrz Mironowicz ukrył kilka żydowskich rodzin u siebie w piwnicy. Jego żona przez kilka dni wywoziła ich furmanką z miasta, ukrytych w sianie.
Zula ocalała, ale straciła oboje rodziców.
Jej ojca Emila Niemcy zastrzelili w 1942 roku w Turce nad Stryjem. Mama Regina zginęła najprawdopodobniej w getcie we Lwowie. Nie wiadomo nawet, gdzie zostali pochowani.
Zuzanna trafiła do nowosądeckiego getta, gdzie przebywała jej rodzina. 23 sierpnia 1942 roku Niemcy rozpoczęli jednak likwidację getta w Nowym Sączu, a mieszkających tam Żydów wywieźli do obozu śmierci w Bełżcu i wymordowali w komorze gazowej.
Zula kolejny raz cudownie ocalała, ponieważ Niemcy nie mieli jej w swoim spisie, dzięki czemu udało się jej uciec.
Nie miała już jednak gdzie uciekać. Miała na szczęście swoją dawną nianię. Po wybuchu wojny Aniela została służącą w domu Alexandra, niemieckiego dyrektora cegielni. Tej samej, która należała dawniej do rodziny Zuli.
Aniela ukryła Zulę w pokoiku na strychu, gdzie sama mieszkała. Tam dziewczynka ukrywała się przez 2,5 roku. Nie mogła dawać znaku życia. Nie mogła nawet chodzić po pokoju, żeby odgłos kroków nikogo nie zaalarmował. Zimą, nawet w czasie największych mrozów, aż do powrotu Anieli wieczorem nie mogła rozpalać ognia w piecu, bo dym z komina mógł zdradzić ukrywające się żydowskie dziecko.
Na strychu Zula ukrywała się od listopada 1942 r. do stycznia 1945 roku. Ocalała. Rozpoczęła nowe życie jako Zuzanna Czarkowska. Pod takim wymyślonym nazwiskiem pisała w czasie wojny pamiętnik, ukrywając się na strychu. Teraz pod takim nazwiskiem zarejestrowała się w urzędzie.
Jak Zuzanna Wartenberg trafiła ze Starego Sącza do Olesna
Do Olesna po raz pierwszy przyjechała w 1950 roku, kiedy jej przyszły mąż, lekarz Włodzimierz Wartenberg chciał przedstawić ją swoim rodzicom. Po ukończeniu studiów młodą lekarkę wysłano do pracy w Rabce, ale po kilku miesiącach w 1956 roku na stałe zamieszkała w Oleśnie.
Zuzanna Wartenberg była pierwszym i przez lata jedynym lekarzem pulmonologiem w Oleśnie. Stworzyła od podstaw poradnię chorób płuc. Razem z mężem wychowała dwóch synów: Krystiana i Pawła, którzy również są cenionymi lekarzami. Wartenbergowie mieli jeszcze trzeciego syna, Tomasza. Niestety, zginął tragicznie w wieku 14 lat, utonął w basenie.
To nie był jedyny straszny cios w życiu lekarki z Olesna. Przeżyła poważny wypadek w karetce pogotowia, po którym przez trzy lata nie chodziła i przez który musiała przejść na emeryturę. Mąż Włodzimierz zmarł przedwcześnie, nie dożył nawet emerytury.
Zuzanna Wartenberg przeżyła wiele tragedii, ale nic jej nie złamało.
- Każdy człowiek musi przeżyć swoje życie i to tak, żeby być w miarę zadowolonym z tego życia, a także by móc bez obaw spojrzeć innym ludziom w oczy - mówiła lekarka z Olesna.
- Nasz kochana Zula była aniołem w ludzkiej postaci - uważa Danuta Gmur, poetka z Olesna.
Jak Aniela Hebda została oleśnianką
Straszne przeżycia wojenne i ukrywanie Zuli przez lata na strychu przez jej nianię miały piękny epilog.
Zuzanna Wartenberg przyjęła Anielę Hebdę pod swój dach. Dawna niania przeprowadziła się do Olesna. Role się odwróciły, teraz to Zula opiekowała się swoją nianią aż do jej śmierci.
- Jeszcze pomogła mi wychować moich synów – wspominała Zuzanna Wartenberg.
- Dla nas to była ciocia Aniela, traktowaliśmy ją jak członka rodziny – mówi Krystian Wartenberg. - Hodowała króliki, uprawiała ogródek i dużo się modliła, była bardzo pobożna.
Kiedy Aniela Hebda zmarła, głęboko wierząca Zuzanna Wartenberg podkreślała, że uważa ją za świętą i modli się do niej.
- Miała ukończone tylko cztery klasy szkoły powszechnej, ale była jednym z najmądrzejszych ludzi, jakich poznałam w życiu. Kiedy jest mi ciężko, to czasem modlę się do niej: „Anielo, pomóż mi” – mówiła lekarka z Olesna.
Zuzanna Wartenberg zmarła 24 października 2020 roku. Jej grób jest niezwykły tak samo, jak niezwykła była lekarka z Olesna. Na zielonym grobie rośnie drzewo i krzewy. Można go łatwo znaleźć na cmentarzu komunalnym w Oleśnie. Grób znajduje się przy głównej alei (sektor 1), po lewej stronie od głównej wejścia.
Czego uczyła Zuzanna Wartenberg
- Że warto do ludzi podchodzić z życzliwością i zaufaniem, bo to wyzwala w drugim człowieku dobre cechy.
- Że ludzie są pełni słabości i należy mieć dla nich wyrozumiałość.
- Że jeśli ktoś jest pełen złości, to lepiej go unikać, żeby nie zarażał nas złymi emocjami.
- Że należy być wdzięcznym za każdego dobrego człowieka, którego spotyka się na swojej drodze.
- Że można z kimś się nie zgadzać, a nadal lubić go i szanować (w dyskusji Zuzanna Wartenberg powtarzała często: „Pozwolisz, że się z tobą nie zgodzę?”).
- Że być chrześcijaninem to szanować drugiego człowieka i pomagać mu, a sprawdzianem wiary jest właśnie traktowanie bliźniego.
- Że nie starczy życia, żeby wszystkim odpłacić za otrzymane dobro, ale warto choć zacząć odpłacanie.
Grób Zuzanny Wartenberg znajduje się na cmentarzu komunalnym w Oleśnie: