Końcówka maja 1992 roku. Na sejmową mównicę wkracza Janusz Korwin-Mikke i mówi: „Panie Marszałku Wysoka Izbo pragnę złożyć wniosek o uzupełnienie porządku dziennego o zagłosowanie przyjęcia projektu uchwały zobowiązującej ministra spraw wewnętrznych do podania pełnej informacji na temat urzędników państwowych od szczebla wojewody wzwyż, a także senatorów, posłów, sędziów i adwokatów będących współpracownikami służby bezpieczeństwa w latach 45- 92”. Oliwa do ognia została dolana.
Trzy osie sporu
Polska roku 1992 to trzy poważne polityczne spory. O to, jak ma wyglądać przyszłość kraju w Europie; o to, jaki ma być krajobraz po wycofaniu Armii Czerwonej. I w końcu o to, co zrobić z ludźmi, którzy przez lata współpracowali z Służbą Bezpieczeństwa. Trzy spory i ani jednego mostu porozumienia. Trudno je znaleźć skoro po wyborach w październiku 1991 roku (pierwsze wolne wybory) w Sejmie jest aż 29 ugrupowań. 6 grudnia misję utworzenia nowego rządu po dymisji premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego otrzymuje Jan Olszewski. 250 posłów głosuje za. Unia Demokratyczna i PSL się wstrzymują, a SLD jest przeciw. Tak rozpoczęła się historia, która zakończyła się nocą, w którą szyby polskich domów były niebieskie od telewizorów, bo Polacy śledzili to, co działo się na ulicy Wiejskiej.
NATO czy NATO-bis?
17 grudnia Olszewski składa dymisję. Powodem jest fakt, że prezydent Lech Wałęsa dzień wcześniej poinformował go, że nie będzie współpracował z jego rządem. Tym razem „nie chcem, ale muszem” nie znalazło zastosowania. Jednak Sejm dymisję odrzucił. Olszewski wiedział już jednak, że na Belweder nie ma co liczyć. „Z tej zapaści wyjść możemy tylko razem albo nie wyjdziemy wcale” - mówi i jedzie szukać wiary oraz natchnienia u Jana Pawła II.
Mniej więcej w tym samym czasie w zjednoczonych Niemczech wchodzi w życie ustawa o otwarciu akt Stasi. Obywatele uzyskują do nich dostęp. W Polsce - kiedy Sejm uchwalił, że stan wojenny był nielegalny, a Leszek Moczulski z Konfederacji Polski Niepodległej rozszyfrował skrót PZPR jako Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji - Władysław Frasyniuk z Unii Demokratycznej nazwał to wszystko „tematami zastępczymi”. W marcu posłowie odrzucili program gospodarczy rządu. Zaczęło się przeciąganie liny. „Rząd będzie dążył do wszechstronnego rozwoju powiązań z NATO, jakie umożliwia nasz udział w północnoatlantyckiej Radzie Współpracy” - mówi Jan Olszewski. A prezydent Lech Wałęsa podczas spotkania w niemieckim Bundestagu ogłasza koncepcję NATO-bis i EWG-bis. Miałyby one zrzeszać dawne kraje bloku wschodniego. Koncepcja dziwna, ale może zrodziła się, bo Wałęsa nieco zagubił się podczas intensywnych spotkań. „Nawet w szpitalu potraktowaliby mnie lepiej, tam w łóżku miałbym naczynie do d..., a tu nie mam, bo nie mam czasu” - mówi w obecności niemieckiego prezydenta. Cytuje je cały świat. Przynależność do struktur Sojuszu Północnoatlantyckiego kontra NATO-bis. Porozumienie na linii premier-prezydent jest daleko.
Sprawa Parysa
W kwietniu minister obrony narodowej Jan Parys informuje oficerów Sztabu Generalnego, że niedawno pewni politycy proponowali generałom objęcie wysokich stanowisk w zamian za poparcie polityczne. Parys nazywa to próbą obalenia demokracji w Polsce. 6 kwietnia informują o tym „Wiadomości”, a 7 kwietnia Parys zostaje urlopowany przez premiera. „Od wielu lat uważam, że sprawa odwołania ministra Jana Parysa i w ogóle sposób potraktowania go przez prezydenta Lecha Wałęsę i później cała historia najpierw zawieszenia czy urlopowania Jana Parysa, później pozbycia się go z rządu jest, można powiedzieć, kluczowa dla zrozumienia w ogóle całego procesu prowadzącego do 4 czerwca 1992 roku, czyli do obalenia rządu Jana Olszewskiego” - mówił w „Magazynie Śledczym Anity Gargas” historyk Sławomir Cenckiewicz.
Krzysztof Wyszkowski, działacz opozycji antykomunistycznej w PRL, też nie ma wątpliwości. „Pierwszy atak Wałęsy i całego tego układu agenturalnego, postsowieckiego jest skierowany przeciwko Parysowi. Premier Olszewski został postawiony w sytuacji niesłychanie trudnej. Bo mianowicie, czy bronić Parysa ponad wszystko, czy zrobić sytuacyjny unik. Zdecydował się zawiesić ministra. Tam się odbyły niesłychane wydarzenia. Bunt w wojsku, który zagrażał bezpieczeństwu państwa. To w ogóle niesamowite rzeczy, że w sytuacji oficjalnie funkcjonującej demokracji, dochodzi do wydarzeń, które mają charakter próby zamachu stanu” - mówił w programie Gargas.
„Obecny stan rządu i szczególnie rozwiązywania problemów przez ten rząd jest karygodny i popierać dalej go nie mogę” - mówił w 1992 r. Wałęsa.
Sytuacja staje się coraz bardziej napięta
Na maj zaplanowano podpisanie w Moskwie traktatu o przyjaźni i współpracy dobrosąsiedzkiej. Współpracy między Rosją a Polską. Przygotowany przez stronę prezydencką zakładał w punkcie 7, że „obie strony stworzą sprzyjające warunki dla powstania na części obiektów wybudowanych w Polsce ze środków byłej armii byłego ZSRS wspólnych przedsiębiorstw polsko-rosyjskich”.
„Nie mogą pozostać na terytorium Rzeczypospolitej żadne pozostałości, które mogłyby być traktowane jako rozwiązania ograniczające na jakimkolwiek bądź obszarze suwerenność polskiej władzy państwowej” - mówi jednak Jan Olszewski i szyfrówką przypomina Wałęsie, że na taki zapis nie ma zgody rządu.
Gdyby takie spółki powstały, Polska miałaby zamkniętą drogę do NATO. Wałęsa już po przylocie do Polski mówi dziennikarzom, że „Olszewski już sporo sobie nagrabił i on go załatwi”. 26 maja oficjalnie wycofuje swoje poparcie dla rządu. W tych dniach w dzienniku „Nowy Świat” Krzysztof Wyszkowski udziela wywiadu, w którym sugeruje, że minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski mógł być tajnym współpracownikiem SB.
„Wiedziałem już o przygotowaniach Tuska prowadzonych przez Tuska i innych do obalenia rządu Jana Olszewskiego. Uznałem, że trzeba tutaj dalej atakować i udzieliłem wywiadu dziennikarzowi Polskiej Agencji Prasowej, że w Sejmie zasiada około 60 byłych agentów służby bezpieczeństwa. Ten wywiad ukazał się rankiem 28 maja” - wspominał w „Magazynie Śledczym” Wyszkowski.
Odważny minister
Kilka godzin później na sejmową mównicę wkroczył Janusz Korwin-Mikke… W głosowaniu oddano 233 głosy. 186 za, 32 wstrzymujące się i 15 przeciw. Uchwała lustracyjna została przyjęta. Wykorzystano, że część opozycji bawiła na śniadaniu u ambasadora Izraela. Kiedy wrócili do Sejmu, rozpędzonej machiny nie można było już zatrzymać. Unia Demokratyczna zaskarżyła uchwałę do Trybunału Konstytucyjnego, ale to było jedyne, co można było zrobić. Do 6 czerwca informacja z MSW miała znaleźć się na Wiejskiej. Teraz już co najwyżej można było się targować. Jak Wałęsa z szefem MSW Antonim Macierewiczem w Belwederze. „Ja ostrzegam pana i proszę o wielkie zastanowienie. Pan dobrze wie, panie ministrze, w latach 70. co było robione? Jakie podróbki, jakie, jakie rzeczy do dzisiaj krążą jeszcze” - zagaił tuż po wejściu Macierewicza do prezydenckiej siedziby Wałęsa. „Pan ma rację, dlatego pracowaliśmy przez cztery miesiące, by wszelkie możliwe posądzenia, uchybienia, fałszerstwa zostały wyeliminowane i gwarantuję panu, panie prezydencie, że wszystko, co zostanie ujawnione, będzie absolutnie zgodne z prawdą” - odpowiedział Macierewicz. „To pan odważny. Cieszę się, że mam takiego odważnego ministra” - zakończył dialog w korytarzu Wałęsa. Tę scenę znają praktycznie wszyscy, bo jest ona częścią filmu Jacka Kurskiego i Michała Balcerzaka „Nocna zmiana”. Ta rozmowa jednak nie skończyła się w korytarzu. W drodze do saloniku Wałęsa zagadnął Macierewicza: „Ale ja prosiłem o teczkę swoją. Bo ja do tej pory teczki żadnej nie sprawdzałem”. Macierewicz odpowiedział z uśmiechem: „Ale panie prezydencie ja nie sporządzałem dotąd żadnych list, żadnych teczek nie czytałem”.
Ta rozmowa ma miejsce 29 maja. 4 czerwca rano listy przygotowane w MSW są już w Sejmie.
4 czerwca
Wrze. Dziennikarze biegają od posła do posła, starając się coś ustalić.
W południe Kancelaria Prezydenta przesłała do PAP oświadczenie, w którym Wałęsa przyznawał się do współpracy z SB. Jednak szybko oświadczenie zostało wycofane, a Wałęsa uznał materiały SB za „sfabrykowane” i szybko pojechał do Sejmu.
„Panowie policzmy głosy” - nawołuje Donald Tusk. I liczą. Rozpoczyna się debata. Już wiadomo, że na pierwszej z dwóch list przekazanych konwentowi seniorów są 64 nazwiska parlamentarzystów i urzędników państwowych. Na drugiej nazwiska są tylko dwa. „Na drugiej liście jest prezydent Wałęsa” - krzyczy z ław poselskich poseł Kazimierz Świtoń. Wałęsa klaszcze.
„Nie mogę ich wpuścić jutro do biura” - mówi na spotkaniu, podczas którego po przeliczeniu głosów, jak chciał Tusk, zapada decyzja, że rząd zostanie odwołany, a nowym premierem zostanie Waldemar Pawlak z PSL.
„Naród powinien wiedzieć, że nieprzypadkowo właśnie w chwili, kiedy możemy oderwać się ostatecznie od komunistycznych powiązań, stawia się nagły wniosek o odwołanie rządu” - mówi z mównicy sejmowej Jan Olszewski. „Oświadczam, że nie składam rezygnacji” - dodaje. I kończy: „Chciałbym mianowicie, wtedy, kiedy ten gmach opuszczę, kiedy skończy się dla mnie ten - nie ukrywam - strasznie dolegliwy czas, kiedy po ulicach mojego miasta mogę się poruszać tylko samochodem albo w towarzystwie torującej mi drogę i chroniącej mnie od kontaktu z ludźmi eskorty, że wtedy, kiedy się to wreszcie skończy - będę mógł wyjść na ulice tego miasta, wyjść i popatrzeć ludziom w oczy. I tego wam - Panie Posłanki i Panowie Posłowie - życzę po tym głosowaniu”.
Po kilkunastu godzinach debaty - 273 głosami za, przy 33 wstrzymujących się i 119 przeciw - pierwszy po wolnych wyborach rząd upadł.