15-letni Gerard Cieślik i 10-letni Ernest Pol razem z 50 tysiącami innych widzów dopingowali w lutym 1941 roku reprezentację Rumunii w pojedynku z drużyną Saksonii. Niemcy wygrali 5:3, a na murawie brylował rudy lewoskrzydłowy Ernest Wilimowski, który strzelił trzy bramki mijając rywali jak tyczki.
Ćwierćfinał mistrzostw świata w 1938 roku. Polacy w Strasburgu w pierwszym meczu turnieju natrafili na faworyzowanych Canarinhos z wielkim Leonidasem w składzie. Król strzelców ostatniego przed II Wojną Światową czempionatu od początku meczu pokazywał wielką klasę. Prowadzeni przez niego Brazylijczycy prowadzili do przerwy 3:1, bijąc na głowę Polaków w większości pojedynków.
Nagle na początku drugiej połowy nad Strasburgiem przeszła nawałnica zamieniając boisko w basen, co uskrzydliło biało-czerwonych, zwłaszcza gdy od butów Leonidasa odklejały się antypoślizgowe paski skórzane. Zdenerwowany gwiazdor ściągnął buty twierdząc, że będzie biegać na boso.
Ekstremalne warunki okazały się sprzymierzeńcem biało-czerwonych, którzy za sprawą Ernesta Wilimowskiego doprowadzili do wyniku 4:4 i dogrywki, w której Canarinhos wygrali 2:1. Polacy przegrali, ale nazwisko Wilimowski, pierwszego w dziejach strzelca czterech bramek w jednym meczu mistrzostw świata, trafiło do najgorętszych notesów trenerów i menedżerów.
W tym Josefa Herbergera, selekcjonera reprezentacji Niemiec. Gra Wilimowskiego zachwyciła wszystkich. Zdaniem francuskiego "La Depeche" - "Polakom zabrakło do zwycięstwa jeszcze choćby ćwierci takiego gracza, jakim w Strasburgu objawił się niewiarygodnie zdolny rekrut Wilimowski".
Dzień po meczu Wilimowski razem Wilhelmem Gorą z Cracovii zostali zaproszeni przez francuskiego prezydenta do jednego ze strasburskich kabaretów. Podpity Wilimowski podpisał nawet kontrakt z jednym klubów francuskiej ekstraklasy. Dzień później już nie pamiętał tej sytuacji, gdy uzgadniał warunki umowy z klubem brazylijskim. 22-letniemu zawodnikowi całą sytuację wyjaśniał jeden z przedstawicieli PZPN.
Urodzony na terenie Rzeszy
Po sukcesie w meczu z Brazylią fachowa prasa dosłownie rozpływała się w zachwytach nad polskim piłkarzem
(fot. Archiwum)
Wielka forma Wilimowskiego nie była dla Polaków żadnym zaskoczeniem. Urodzony w 1916 r. na terenie Rzeszy Wilimowski, już w wieku dziewięciu lat został zapisany do szkółki klubu mniejszości niemieckiej 1. FC Katowice, gdzie zdobywał futbolowe szlify nosząc po matce nazwisko Pradella. Jego ojciec zmarł podczas I Wojny Światowej.
W domu Pradellich nigdy nie brakowało dyscypliny. Ernesta wychowywano w duchu germańskiej kultury i języka, co przełożyło się wiele lat później na dokonywane przez niego wybory.
W 1929 roku w życiu Pradellich nastąpił przełom. Matka Paulina związała się z Romanem Wilimowskim, zwolennikiem Wojciecha Korfantego i przyłączenia Górnego Śląska do Polski. Już wtedy Ernest uczęszczał do polskojęzycznego gimnazjum im. Adama Mickiewicza oraz w wieku 17 lat zadebiutował w drużynie seniorów przeciwko Ruchowi Wielkie Hajduki.
Debiut wypadł tak okazale, że włodarze Ruchu w jednej chwili zaproponowali mu podpisanie kontaktu. Wilimowski chciał grać w piłkę i wiedział, że przejście do niebieskich to szansa na rozwój w jego karierze. Miał tylko jedno żądanie: znalezienie pracy dla niego i ojczyma. Transfer dopięto, gdy Ernest otrzymał pracę w zarządzie Huty Batory, a ojczym Roman jako dozorca we "Wspólnocie Interesów". W taki sposób Wilimowski związał się z Ruchem.
Mówili, że potrafi wiązać nogą krawaty
Ernest Wilimowski zdobył 112 bramek w 86 meczach w lidze dla Ruchu Wielkie Hajduki (Ruch Chorzów)
(fot. Archiwum Ruchu Chorzów)
Transfer do Ruchu był dla Wilimowskiego strzałem w dziesiątkę. W debiutanckim sezonie został wicekrólem strzelców ze średnią 1,5 bramki na mecz. Nie strzelał z dystansu, nie wykańczał akcji po pięknej główce. Wilimowski bez żadnego trudu potrafił przedryblować całą defensywę rywali oraz bramkarza, żeby kopnąć piłkę do pustej bramki prezentując jednocześnie szelmowski uśmiech, co doprowadzało przeciwników do szewskiej pasji.
Prawa noga z sześcioma palcami u stopy była jego prawdziwym talizmanem. W żargonie piłkarskim mówi się, że potrafił nogą wiązać krawaty.
- Jego popisy oglądałem z drzewa na stadionie Pogoni Lwów. [...] Był niesamowity, potrafił przedryblować kilku rywali, położyć na murawie bramkarza i jeszcze przed linią bramkową poczekać, aż wszyscy się pozbierają, po czym strzelał do siatki. Miał przy tym szelmowski uśmiech na twarzy - wspominał po latach Kazimierz Górski, najwybitniejszy polski trener.
Świetne wyniki osiągane przez lewoskrzydłowego nie uszły uwadze Józefa Kałuży - trenera reprezentacji Polski, który powołał piłkarza Ruchu do kadry narodowej na towarzyski mecz ze Szwecją. Niespełna 18-letni Wilimowski w debiucie z białym orzełkiem na piersi strzelił gola w przegranym 2:4 meczu.
Jeszcze gorzej Polakom poszło 9 września 1934 roku, gdy na Stadionie Wojska Polskiego przegrali z Niemcami 2:5, a tuż przed meczem cały stadion zaśpiewał hymn partii nazistowskiej "Horst-Wessel-Lied". Jedną z bramek dla Polaków strzelił nie kto inny jak Wilimowski, na którego znów spłynęła lawina pochwał. Jak pisze Thomas Urban w książce "Czarny orzeł, biały orzeł. Piłkarze w trybach polityki", niemiecki magazyn "Kicker" chwalił zawodnika jako "inteligentnego z odpowiednim rozeznaniem pola. Pewny siebie, szybki z dużym talentem i dryblingiem."
Wychylał kilka kieliszków wódki przed meczem
Ernest Wilimowski strzela bramkę dla chorzowskiego Ruchu w meczu z Dębem Katowice [2]
(fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, 1-S-2453-3)
Te porażki były zapowiedzią lepszych czasów w polskiej piłce. Niedługo później biało-czerwoni wygrali dwa towarzyskie mecze: 1:0 z mającym w składzie pięciu kadrowiczów Bayernem oraz 5:4 z VfB Stuttgart. W tym drugim pojedynku Wilimowski strzelił trzy gole, dwa dołożył Gerard Wodarz. Po powrocie do kraju Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyznało piłkarzom order "za najlepsze wyniki na arenie międzynarodowej".
Doskonałe wyniki pozwoliły Wilimowskiemu na zajęcie czwartego miejsca w plebiscycie Przeglądu Sportowego na "Sportowca Roku 1934". Piłkarza ruchu wyprzedziły jedynie trzy legendy polskiej lekkoatletyki: Stanisława Walasiewicz, Jadwiga Wajsówna oraz Janusz Kusociński. W kolejnych latach popularny Ezi nie schodził z piłkarskiego piedestału.
Do 1938 roku zdobył z Ruchem cztery mistrzowskie tytuły oraz strzelił 112 bramek w 88 meczach, w tym 10 przeciwko Unionowi Łódź. Jednak nie wszystkim podobała się niezwykła gra Wilimowskiego. Dominacja chorzowian irytowała krakowskich i warszawskich decydentów, którzy najprawdopodobniej wykorzystali przeciwko Eziemu jego skłonności do kobiet i alkoholu.
Wilimowskiego zabrakło w kadrze Polski na Igrzyska olimpijskie w 1936 roku z powodu zawieszenia za skandal alkoholowy. Wiosną tego roku Ruch przegrał w sparingu 0:9 z Cracovią, a Ezi i kilku innych piłkarzy do późnych godzin nocnych piło wódkę w barze "Silesia", sam Wilimowski miał w zwyczaju wychylanie kilku głębszych tuż przed pierwszym gwizdkiem.
Jednak według nieoficjalnej teorii Ezi został zawieszony za przyjmowanie pieniędzy za grę w Ruchu, co było zabronione. To jednak nie przeszkodziło niebieskim w zdobyciu kolejnego mistrzostwa kraju, a Wilimowskiemu korony króla strzelców razem z Teodorem Peterkiem. Obaj wspólnie z Wodarem stworzyli tercet niezwykle bramkostrzelnych napastników.
"Trzej królowie" zdominowali na lata rozgrywki polskiej ligi, choć różniło ich wszystko. Jak wspominają Paweł Czado oraz Joachim Waloszek w publikacji "Górnoślązacy w polskiej i niemieckiej reprezentacji narodowej w piłce nożnej - wczoraj i dziś. Sport i polityka na Górnym Ślasku", Wodar był przykładnym mężem, który stronił od kobiet i alkoholu, a Peterek zadawał się z "Elwrami" czyli bezrobotnymi.
Z czarnym orłem na piersi
Wilimowski był gwiazdą niemieckiej piłki. Polscy koledzy nigdy nie wybaczyli mu zmiany barw narodowych
(fot. Archiwum)
- Unikał polityki i drażliwych pytań o życie osobiste. Nigdy nie wygłaszał pochwał pod adresem Niemców i nie demonstrował niechęci wobec Polaków. Po wybuchu wojny wiadomo jak postąpił. Myślę, że faktycznie uznawał się za Niemca" - przyznał po latach Ewald Dytko, uczestnik pamiętnego ćwierćfinału z Brazylią.
Jego słowa potwierdza jeden z najbardziej znanych komentatorów sportowych w Polsce Bohdan Tomaszewski, który w wieku 18 lat widział pojedynek Polski z Węgrami 27 sierpnia 1939 roku. - "Ten rudy gracz, poruszający się jak kaczka na krzywych nogach, pozornie wolny i niedbały, [...] słabo mówił po polsku i poczuł się Niemcem, kiedy ci zajęli kraj".
Rywalizację z Madziarami na Stadionie Wojska Polskiego oglądało z trybun wielu mundurowych w maskach gazowych. Najprawdopodobniej przeczuwali, że wojna może wybuchnąć lada dzień, co nastąpiło 1 września. Wilimowski obawiał się wojennej zawieruchy ukrywając się przez kilka dni przed obowiązkowym poborem oraz byłym prezesem jego pierwszego klubu 1. FC Kattowitz Georgiem Joschke.
Niemiec był jednocześnie szefem powiatowego NSDAP i według wielu źródeł miał grozić Wilimowskiemu naszyciem dużej czerwonej litery P na żółtym tle, co miało piętnować mieszkańców, którzy nie chcieli dobrowolnie przyjąć niemieckiego obywatelstwa po włączeniu Śląska do III Rzeszy. W końcu Wilimowski postanowił, że w jego życiu najważniejsza jest piłka nożna i został dołączony do składu 1. FC Kattowitz.
Po kilku tygodniach wyjechał na stałe do Niemiec, gdzie wstąpił w szeregi klubu Polizeisportverein Chemnitz, potęgi z Saksonii, która miała zamknąć drzwi przed powołaniem do Wehrmachtu. Chemnitz było klubem policyjnym.
Przyjazd Wilimowskiego do Niemiec skrzętnie wykorzystał selekcjoner Rzeszy Josef Herberger. Wilimowski dostał powołanie i zagrał w ośmiu meczach z czarnym orłem na piersi. Strzelił 13 goli, przez co stał się jedynym piłkarzem w dziejach jaki strzelał bramki Niemcom i dla Niemiec w seniorskiej piłce. Fritz Walter, kolega Wilimowskiego z reprezentacji i kapitan mistrzów świata z 1954 roku stwierdził nawet, że "Wilimowski to jedyny gracz, który strzela więcej bramek niż ma okazji".
Wojna nie sprzyjała ustatkowaniu się. Lewoskrzydłowy nadal wypijał kilka głębszych przed każdym meczem, a następnie wkręcał w ziemię obrońców. Przez kolejne lata bronił barw 11 niemieckich zespołów (PSV Chemnitz - TSV 1860 Monachium, FC Chemnitz-West, Hameln 07, TSV Detmold, KSV Kassel, BC Augsburg, FV Offenburg, Singen 04, VfR Kaiserslautern, FV Kehl) zdobywając tylko Puchar Niemiec w 1946 roku. Na mundial w 1954 roku nie pojechał. Zamiast niego Sepp Herbeger powołał Helmuta Schöna, swojego przyszłego następcę na stanowisku selekcjonera RFN.
"Wszyscy byli w Wehrmachcie"
Ostatni raz w kadrze Niemiec zagrał w listopadzie 1942 r. w meczu ze Słowacją w Bratysławie. Grał w piłkę do 1959 roku. Oferowano mu kontrakty w Lyonie i Toronto, ale pozostał w Niemczech z powodu żony Klary
(fot. Archiwum Ruchu Chorzów)
Podczas II WŚ wielu polskich lub śląskich zawodników borykało się z tym samym problemem. Jedyną możliwością dalszego grania oraz uniknięcia pójścia w kamasze była gra w Niemczech lub ekstraklasie Generalnego Gubernatorstwa, w której rywalizowało blisko 80 zespołów. Jednym z nich był drużyna Deutsche Turn - und Sportgemeinschaft Oskara Schindlera znanego z Oscarowego przeboju kinowego "Lista Schindlera". Kapitanem zespołu był pochodzący z Katowic i kolega Wilimowskiego z reprezentacji kraju Wilhelm Gora.
Gora zagrał również w składzie Gubernatorstwa w przegranym 1:5 meczu z reprezentacją Górnego Śląska. Rozegrany 4 sierpnia 1940 roku mecz rozegrano na przyozdobionym w swastyki stadionie. Razem z Gorą trykoty gubernatorstwa przywdziali także Julius Joksch i Karol Pazurek.
W pierwszych miesiącach wojny, wielu śląskich piłkarzy korzystało z zaproszenia do udziału w specjalnych zgrupowaniach. W 1940 roku Herberger wyselekcjonował najlepszych piłkarzy ze śląskim rodowodem, którzy mieli zasilić niemiecką reprezentację. Teodor Peterek, Eryk Tatuś, Ewald Dytko, Paul Cyganek, Wodarz czy Erwin Nyc ochoczo skorzystali z możliwości poprawy swoich umiejętności w trakcie szkoleń.
W końcu dla nich liczyła się przede wszystkim piłka, tak samo jak dla Wilimowskiego. Peterek i Wodarz, którzy nadal bronili barw Ruchu (w czasie II WŚ Bismarckhutter SV) zostali wcieleni do Wehrmachtu. Jak mawiał Cieślik - tam trafiali wszyscy. Po kilku tygodniach na froncie Peterek zdezerterował i został wcielony do armii gen. Maczka.
Po wojnie grał w polskiej drużynie wojskowej w Wielkiej Brytanii i wpisano go na volkslistę III. Trzecia kategoria niemieckiej listy narodowościowej oznaczała, że Peterka uznano w Rzeszy za obywatela częściowo spolonizowanego, co uchroniło go kilka lat później przed represjami ze strony Urzędu Bezpieczeństwa. Jeszcze inni jak Julius Joksch pozostali w Niemczech pod fałszywym nazwiskiem lub zza kolaborację z Niemcami spędzili w więzieniu kilkanaście miesięcy jak Eryk Tatuś.
Mniej szczęścia miało blisko 80 Ślązaków, którzy rywalizowali z Wilimowskim na boisku. W Auschwitz zmarło 40, niektórych rozstrzelano w Katyniu, w tym asystenta Józefa Kałuży Mariana Spojdę. 23 trzech innych rozstrzelało Gestapo podczas narady nad przeprowadzeniem rozgrywek.
Ci co przeżyli, bronili się po latach powołując się na słowa zmarłego w 1944 roku Józefa Kałuży. Trener reprezentacji Polski miał poradzić swoim podopiecznym, żeby grali dla niemieckich drużyn, co miało zapobiegać wcieleniu do Gestapo lub armii. Sam Gerard Cieślik jeszcze w 1944 roku bronił barw BSV Bismarckshutte.
Mistrzostwa świata w piłce nożnej w 1974 roku. Reprezentacja Polski prowadzona przez Kazimierza Górskiego przygotowuje się w Monachium do meczu z Haiti. Pod hotelem zjawia się rudy mężczyzna w średnim wieku. Trener wszechczasów od razu rozpoznał Wilimowskiego, bohatera swojego dzieciństwa. Górski zapytał Eziego czemu ten nie wróci do Polski, za którą rzekomo tęskni. Wilimowski bał się przyjęcia przez rodaków także 21 lat później, gdy w 1995 roku zgłosił chęć powrotu do Chorzowa na 75-lecie klubu. Większość żyjących weteranów pamiętających czasy trenera Kałuży zgłosiło wyraźny sprzeciw uznając go za zdrajcę.
Ezi zmarł w 1997 roku. Na grobie w Karlsruhe widnieje jego niemieckie imię Ernst oraz polskie nazwisko Wilimowski. Umarł zapomniany w jednym kraju i niechciany w drugim.
PIOTR BERA, MM Moje Miasto
Zobacz zdjęcie w zbiorach NACZobacz zdjęcie w zbiorach NACDodatkowe informacje:
- Polska - 21 meczów i 21 bramek. Niemcy 8 meczów i 13 goli.
- Wilimowski często grał w tenisa stołowego na pieniądze w będzińskim klubie Gwiazda-Stern. Jeździł też na nartach.