Dzień apokalipsy w Przemyślu

Fort I "Salis Soglio" w 1915 roku
Fort I "Salis Soglio" w 1915 roku Wikimedia Commons
Z okien wylatywały szyby, drżała ziemia, niebo jarzyło się płomieniami. 22 marca mija sto lat od wysadzenia Twierdzy Przemyśl

"O czwartej godzinie rano wybucha pierwsza mina. A potem rozgorzała cała twierdza. Grzmot za grzmotem, eksplozja za eksplozją. Siła nacisku wstrząsa ludźmi jak uderzenie elektrycznej baterii wysokiego napięcia. Okna i drzwi wyskakują z zawiasów i padają na ziemię. Wyrywane żelazne żaluzje sklepów wyginają się ostrym kątem na zewnątrz jak cienki papier. W oka- mgnieniu ulice pokrywają się połamanymi ramami okien i drzwi, cegłami, zamiatanymi z dachów kawałkami gzymsów i rynien. Ziemia pokryta jest zmieszaną masą startego szkła, tynku i ceglanego pyłu. Pomiędzy tym leżą na pół rozdeptane, całe magazynki nabojów karabinowych" - taki barwny wpis pod datą 22 marca 1915 zamieściła Ilka Künigl Eherenberg, autorka dziennika z czasów Wielkiej Wojny, która w okresie oblężenia Przemyśla opiekowała się rannymi żołnierzami austriackimi.

Jej dziennik został w 2010 roku opublikowany nakładem Południowo-Wschodniego Instytutu Naukowego w Przemyślu.

Cóż takiego wydarzyło się sto lat temu w spokojnym dziś mieście nad Sanem? Aby to zrozumieć, trzeba spojrzeć kilkadziesiąt lat wstecz. Przemyśl, nie bez racji, nazwany jest trzecią twierdzą w Europie w czasie I wojny światowej, po Antwerpii i Verdun.

Był na pewno największą twierdzą w monarchii Habsburgów. Wyboru dokonano nieprzypadkowo, zadecydowało o nim strategiczne położenie Przemyśla. Obniżenie terenu zwane Bramą Przemyską było jedyną drogą pozwalającą na przedostanie się na południe od Karpat.

Dzięki budowie twierdzy miasto przeżyło rozkwit, którego nie doświadczyło ani nigdy wcześniej, ani później. Przemyśl otoczyły najpierw wały ziemne z elementami flankowymi, które po 1873 roku zaczęły zamieniać się w zespół stałych fortyfikacji. Autorem projektu był szwajcarski inżynier Daniel Salis Soglio.

W 1886 roku trzon twierdzy był gotowy. Po zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i wybuchu I wojny światowej sama tylko załoga przemyskiej twierdzy liczyła 128 tysięcy żołnierzy - Węgrów, Polaków, Ukraińców, Austriaków, Chorwatów, Żydów, Słowaków, Serbów. Twierdza była samodzielną jednostką operacyjną z 14 tysiącami koni i ponad tysiącem armat.

Pierścienie płomieni na niebie

Arcyksiążę Fryderyk w Twierdzy
Arcyksiążę Fryderyk w Twierdzy Wikimedia Commons

Fort X "Orzechowce" w 1915 roku
(fot. Wikimedia Commons)

W czasie działań wojennych Przemyśl bronił się długo, aż nadszedł 22 marca 1915 roku. Wówczas oblegana przez Rosjan, udręczona głodem oraz wyczerpaniem żołnierzy, którzy mieli coraz gorsze morale, twierdza została poddana.

Rozkazem naczelnego dowództwa zniszczono wcześniej cały materiał wojenny. Mieszkańcom na czas detonacji fortów nakazano opuścić domy i zostawić otwarte okna i drzwi.

"Jeden fort przekazuje sztafetę drugiemu. Mina wybucha za miną. Języki rozbłysków i towarzyszące im straszliwe trzaski, ciężkie, czarne i białe kłęby dymu, rozświetlone różem przez pierwsze promienie wschodzącego słońca.

W tym czasie, gdy na zewnątrz wokół twierdzy uderzają w niebo żarzące się czerwienią pierścienie płomieni wybuchających fortów, na ulicach miasta wznoszą się słupy ognia. Trzy mosty na Sanie wylatują w powietrze, a także wewnętrzne forty i magazyny z dynamitem oraz prochem" - opisuje ten dzień Ilka Künigl Eherenberg.

Liczyła się tylko monarchia

Twierdza Przemyśl

to zespół obiektów obronnych, jedna z dwustu wielkich fortyfikacji stałych istniejących w Europie w 1914 roku oraz trzecia co do wielkości twierdza (po Antwerpii i Verdun). Wyróżnia się najdłuższym okresem oblężenia w oderwaniu od stałego frontu (173 dni). Więcej wytrzymały jedynie francuska Verdun oraz carska Twierdza Osowiec, które jednak nigdy nie walczyły w całkowitym okrążeniu.

Pierwsze rosyjskie oddziały pojawiły się w mieście około południa.

- Mieszkańcy odczuli to jako wielką tragedię. Austriacy byli traktowani jak swoi, a Rosjanie byli okupantami - mówi dr Stanisław Stępień, historyk, prorektor Państwowej Wyższej Szkoły Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu i dyrektor Południowo-Wschodniego Instytutu Naukowego. - Szokiem było to, że Austria, która prezentowała się jako sprawna monarchia, nagle przegrywa. Z drugiej strony obawy budziło wejście okupanta obcego kulturowo. Rosjanie starali się zminimalizować to poczucie tragedii, przesyłając tu transporty żywności. Twierdza była wcześniej dotknięta głodem do tego stopnia, że konie karmiono trocinami. Mimo to przemyślanie nie przyjęli Rosjan z otwartymi rękami. Ludzie mieli wówczas ogromne poczucie honoru i kierowali się zasadami. Nie dali się kupić za miskę soczewicy.

Gdy w czerwcu 1915 roku wkroczyli do miasta Austriacy i Bawarczycy, witano ich kwiatami. Wracali "nasi".

- To był zupełnie inny czas niż w 1918 roku. Wówczas nie wszyscy mówili o odrębnym państwie polskim. W 1915 roku celem był trzeci człon monarchii: austro-węgiersko-polskiej, bo Habsburgowie wychodzili naprzeciw oczekiwaniom Polaków. Ludzie nie wyobrażali sobie wówczas innego porządku świata, liczyła się monarchia - twierdzi Stanisław Stępień.

Ze względów militarnych poddanie twierdzy nie miało większego znaczenia. - Upadek twierdzy był w pewnym sensie tragedią dla Węgrów, bo to otwierało drogę na Budapeszt. To Węgrzy najbardziej mężnie walczyli w obronie twierdzy - mówi dr Stępień.

Legenda o rosyjskim jeńcu

Arcyksiążę Fryderyk w Twierdzy
(fot. Wikimedia Commons)

Ruiny fortów okalających Przemyśl przez lata fascynowały i rozbudzały wyobraźnię. Wokół nich narosły legendy i opowieści. Ta najbardziej niesamowita i jeżąca włosy na głowie dotyczy fortu XIII "San Rideau" w Bolestraszycach.

W publikacjach cytowane są relacje świadków, którzy mówią o odnalezieniu podczas rozbiórki ruin fortu żywego jeńca rosyjskiego.

Rzekome zapiski oficera, o którym Austriacy mieli zapomnieć i który przez lata miał przesiedzieć w zasypanych kazamatach, są wciągające niczym najlepsza powieść grozy.

Na podstawie tej historii Grzegorz Królikiewicz nakręcił w 1984 roku film "Fort 13". Zdaniem Jacka Błońskiego, autora książki "Przemyśl. Twierdza niezdobyta", cała ta historia jest to raczej tylko wymysł ludzkiej wyobraźni, bo nigdzie w prasie nie ma śladu po takim zdarzeniu.

Ilu tej nocy ludzi pomarło

Także i dzisiaj forty, jak również cała historia Twierdzy Przemyśl, inspiruje wielu mieszkańców miasta. Gdyby nie I wojna światowa, nie byłoby "Przygód Dobrego Wojaka Szwejka" Jaroslava Haška.

A przecież bohater tej powieści patronuje Przemyskiemu Stowarzyszeniu Przyjaciół Dobrego Wojaka Szwejka, które jest jednym z najprężniej działających stowarzyszeń w mieście. Co roku odbywają się w Przemyślu Wielkie Manewry Szwejkowskie, które przyciągają miłośników cesarza Franciszka Józefa i monarchii habsburskiej.

Zazwyczaj odwiedza się wówczas ruiny fortów. Tych ruin by nie było, gdyby nie 22 marca 1915 roku. Oddajmy raz jeszcze głos osobie, która na własnej skórze doświadczyła wydarzeń sprzed stu lat.

"Daremnie siliłabym się opisać wrażenia, jakich się doznawało, ani różnice tych różnych odgłosów przy ciągłym ryku armat, syku i szumie karabinów maszynowych, furkotaniu kilku latawców, które tak nisko tuż nad dachami furczały - pisze Helena z Seifertów Jabłońska w swoim "Dzienniku z oblężonego Przemyśla". - "Tych kilkanaście jedynych godzin pewnie jednymi było w historii świata. Ilu tej nocy ludzi pomarło z wstrząsu nerwowego, bez żadnego obrażenia ciała, bez żadnej choroby. Gdy słońce cudnie na niebo zaszło, ucichło wszystko" - zanotowała Jabłońska. Był to ponoć pierwszy słoneczny dzień po długiej zimie…

Hubert Lewkowicz
NOWINY

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia