Stojący na placu przed Ratuszem Staromiejskim przy ul. Korzennej pomnik Jana Heweliusza, dłuta gdańskiego rzeźbiarza i wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych Jana Szczypki, jest dziś wręcz wizytówką Gdańska. Wiele osób pamięta jednak, że przez ponad 30 lat w tym samym miejscu stał inny monument najbardziej znanego gdańskiego astronoma. I choć był być może skromniejszy i mniej pasował do okolicznej architektury, wiąże się z nim niezwykła historia, przekonująca o skuteczności wspólnego działania i potędze dziecięcych marzeń.
"Tuptusie" i "Chochoły" organizują sobie czas wolny
Wszystko zaczęło się od legendy. Pewnego dnia zadumanemu, stojącemu nad brzegiem morza chłopcu miał się ukazać Neptun. Kiedy bóg mórz i oceanów dowiedział się, że młodzieńca trapi troska o los swoich rówieśników, wałęsających się bez celu po ulicach i podwórzach Gdańska, postanowił mu pomóc. Udzielił mu cennych wskazówek, mianując go swoim lądowym namiestnikiem, ale też obligując do regularnego składania meldunków....
Ta historia otwiera karty wielostronicowej kroniki Klubu Organizacji Wolnego Czasu "Neptun", działającego pod auspicjami Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, a dziś mieszczącego się przy ul. św. Ducha w Gdańsku. Młodzieńcem zatroskanym o wolny czas swoich kolegów - którzy z braku lepszych pomysłów dewastowali ulice lub oddawali się chuligaństwu - był zaś Ryszard Kozłowski, wówczas 16-letni uczeń technikum, a wkrótce założyciel i długoletni kierownik młodzieżowego klubu, który zawiązał się na przełomie 1969 i 1970 roku. Jego pierwsza siedziba mieściła się w Gdańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej przy ul. Mariackiej 23. Po krótkim pobycie w filii biblioteki przy ul. Zakopiańskiej klubowicze znaleźli przystań przy ul. św. Ducha 49/51.
- Klub organizacji wolnego czasu wywodził się z grup podwórkowych, a jego założycielem był długoletni harcmistrz i społecznik, który potrafił skrzyknąć ludzi wokół konkretnego celu - tak, w już mniej mitologiczny sposób, tłumaczy genezę klubu "Neptun" Bogdan Burzyński, jeden z jego pierwszych działaczy, dziś rencista. - Idea naszej działalności polegała na tym, żeby starsza młodzież, w wieku 18-25 lat, zorganizowała czas młodszym dzieciom, często takim, których rodzice nie mieli środków na wakacyjny wyjazd. Pokazywaliśmy, że bez pieniędzy też można ciekawie spędzać czas: wystarczy dobry pomysł i pasja. Kiedy więc widzę, jak dzisiejsza młodzież spędza czas wolny - z piwem, na ławkach - to po prostu szkoda mi słów...
Żeby móc założyć grupę podwórkową, trzeba było zebrać co najmniej trzech chętnych, ustalić nazwę i wybrać lidera. Sam Ryszard Kozłowski pod koniec lat 60. przewodził jednej z nich, która swoją bazę miała w altance przy ul. Skarpowej. Wkrótce jednak, za sprawą pierwszego telegramu wysłanego do trójmiejskiej młodzieży przez Neptuna, nowe grupy zaczęły się rodzić jak grzyby po deszczu. Swój akces do klubu zgłaszali "Argonauci", "Albatrosi", "Kukułki", "Chochoły", "Czajki", "Pingwiny", "Rysie", "Tuptusie", "Wilki Morskie"...
Nie byłoby jednak popularności klubu, gdyby nie kreatywność, fantazja i humor jego dyrektora, który wciąż zaskakiwał nowymi, niekonwencjonalnymi pomysłami. Nie pozwalał nudzić się swoim podopiecznym, nieustannie ich inspirując i pokazując, jak mogą spędzać czas ciekawie i pożytecznie.
- Organizowaliśmy "Graciarnie pod Korzeniem", czyli targi rupieci, akcje sprzątania pod hasłem "Bitwa z Królem Śmieciem", kiermasze książek, poszukiwania skarbów, wystawy osobliwości i wynalazków, rajdy PTTK, konkursy malowania kredą po asfalcie, wyprawy "tropem lat minionych" (poszukiwanie najstarszych gdańskich budynków), zbiórki makulatury i metali kolorowych, turnieje, zgaduj-zgadule, pokazy filmów i sztuk teatralnych - wylicza jednym tchem Edyta Kozłowska, która do klubu dołączyła jako licealistka, wtedy jeszcze jako Edyta Cyperska. To w Neptunie poznała swojego przyszłego męża - kierownika klubu. Wśród klubowych wychowawców pani Edyta naliczyła zresztą aż osiem małżeństw.
Wszystkie rodzące się w klubie inicjatywy zbierano w ramach "Giełdy Dobrych Pomysłów", która szybko przerodziła się w wielką encyklopedię gier i zabaw. Dla wielu dzieci klub stał się drugim domem. A wiszącą na jego drzwiach tabliczkę z hasłem "Ponurakom wstęp wzbroniony" należało traktować jak najbardziej serio.
Postawmy pomnik Heweliuszowi
Najtrwalej w historii Gdańska zapisała się jednak inna inicjatywa klubowiczów. W styczniu 1971 roku, w 360. rocznicę urodzin Jana Heweliusza, przy klubie powstał Społeczny Młodzieżowy Komitet Budowy Pomnika gdańskiego astronoma. Pomnik miał stanąć przed Ratuszem Staromiejskim, w miejscu, gdzie dawniej mieściła się pracownia i obserwatorium Heweliusza. Pomysł chętnie podchwyciły szkoły podstawowe nie tylko z Trójmiasta, ale z całego Pomorza. Pomysłodawcy założyli rachunek w banku i zaczęli rozprowadzać symboliczne cegiełki po 10 zł. Żeby postawić pomnik, trzeba było zebrać 100 tysięcy zł. Wpłaty spływały powoli, ale sukcesywnie. W wielu szkołach, klubach i samorządach podwórkowych powoływano komitety na rzecz budowy pomnika i kluby sympatyków Heweliusza. Każdy darczyńca otrzymywał dyplom "dla wytrwałego, zasłużonego uczestnika budowy pomnika". O inicjatywie entuzjastycznie pisały lokalne media. Wsparł ją nawet znany gdański satyryk i aktor Jacek Fedorowicz.
Co ważne, działacze "Neptuna" postawili sobie za punkt honoru nie tylko zebranie środków, ale też popularyzację osoby Jana Heweliusza i jego dorobku naukowego. Organizowali więc wystawy, konkursy, kiermasze, giełdy, pogadanki i zloty sympatyków, przybliżające postać gdańskiego astronoma.
Gipsową makietę pomnika, która długo stała w klubie na honorowym miejscu, wykonał pochodzący z Zakopanego rzeźbiarz Michał Gąsienica-Szostak. - Zaprojektowałem postać Heweliusza patrzącą w niebo, na wysokiej kolumnie, wpisaną w metalowe astrolabium, czyli dwie metalowe obręcze - przypomina artysta.
Piaskowiec na budowę pomnika przekazało Gdańskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Miejskiego. Z kolei miedzianą blachę potrzebną do wykonaniu odlewu astrolabium udało się zdobyć ze stoczni gdańskiej.
- Dostanie metalowych części, nawet kawałka miedzi, graniczyło wtedy wręcz z cudem! Ale wszyscy byli zjednoczeni wokół tego celu, chcieli pomóc dzieciom, które same już tyle zrobiły, żeby pomnik mógł powstać - dopowiada Gąsienica-Szostak. Na ostatniej stronie klubowej księgi pamiątkowej dokumentującej przebieg budowy pomnika zostawił wpis: "Podziękowania za użycie mnie jako narzędzia w realizowaniu Waszych marzeń".
Kulminacja tych starań nastąpiła dokładnie 40 lat temu, 18 lutego 1973 roku, kiedy to uroczyście odsłonięto pomnik przed Ratuszem Staromiejskim i przekazano go miastu.
- Pamiętam jak dziś: mimo że od samego rana padał deszcz, przez miasto, spod naszego klubu na ulicę Korzenną, przeszedł kolorowy orszak, barwny korowód delegacji szkół i harcerzy z całego województwa - wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób dołożyli swoją cegiełkę do budowy pomnika - wspomina Edyta Kozłowska. - Niektórzy nieśli modele dawnych przyrządów używanych przez astronomów. Dzieci czuły tego dnia ogromną dumę i satysfakcję, wiedząc, że to w jakiejś mierze pomnik każdego z nich. Dlatego na cokole umieściliśmy napis: "Janowi Heweliuszowi - gdańska młodzież".
Grono "budowniczych" pomnika liczyło w sumie ponad 10 tysięcy osób.
Nieoczekiwana przeprowadzka
Po 30 latach od odsłonięcia pomnik spotkał jednak niespodziewany los. - Pewnego dnia, podczas spaceru zorientowaliśmy się z mężem, że pomnik po prostu zniknął sprzed ratusza. Nikt nas o tym nie powiadomił! - opowiada Edyta Kozłowska. Bezpośrednią przyczyną był remont skweru i ul. Chlebowej, latem 2003 roku. Po zakończeniu renowacji pomnik nie wrócił jednak na miejsce. Dlaczego?
- Postanowiliśmy odtworzyć oryginalny styl małej zabudowy tamtego terenu, zgodny z duchem czasu, w którym żył Heweliusz. Przypominam, że już po wzniesieniu pomnika odkryto w kościele św. Katarzyny grób Jana Heweliusza. Zarówno kościół, jak i ratusz to budowle z okresu renesansu, późnego baroku. Modernistyczny pomnik - a takim była właśnie praca Michała Gąsienicy-Szostaka - zakłócał tę przestrzeń i zasłaniał ratusz. Chcieliśmy to uporządkować - argumentował Grzegorz Boros, specjalista ds. pomników w Zarządzie Dróg i Zieleni.
Postanowiono więc rozpisać konkurs na nowy pomnik. Wygrał go gdański rzeźbiarz Jan Szczypka. Wykonany w brązie, zgodny z duchem epoki pomnik, wraz z pamiątkową tablicą, która w kilku językach przypomina dokonania Heweliusza, stanął przy ul. Korzennej w styczniu 2006 roku, w 395. rocznicę urodzin astronoma.
- Nie ukrywam, że czułem się trochę niezręcznie, zastępując stary pomnik, bo Michał Gąsienica-Szostak był moim mistrzem - nauczycielem z Liceum Plastycznego w Zakopanem - śmieje się Jan Szczypka. - W mojej pracy chciałem zaś możliwie wiernie odwzorować postać Heweliusza, z zachowaniem skali i podobieństwa. Cieszę się, że w 2008 roku całość uzupełniła mapa nieba autorstwa moich kolegów z Wydziału Malarstwa ASP, która została namalowana na kamienicy po dawnej oficynie obok pomnika. Już projektując monument, miałem taką wizję - przecież astronom musi patrzeć w niebo…
Jaki zatem los spotkał stary pomnik?
- Z tego, co wiem, długo przeleżał w magazynach Zarządu Dróg i Zieleni. Podobno miał być nawet złomowany. Ale nie chcieliśmy dopuścić do tego, żeby porastał trawą - tyle osób czuło się przecież jego współtwórcami i współwłaścicielami... Początkowo myśleliśmy nawet o tym, by odesłać pomnik do Zakopanego, bo stamtąd wywodzi się jego autor - zdradza Edyta Kozłowska.
Na szczęście nie było to konieczne. Z pomocą przyszła Loretta Neufeld-Ziemba, ówczesna dyrektor hotelu Hevelius, mieszczącego się przy - nomen omen - ul. Jana Heweliusza:
- My także czuliśmy się związani z osobą Heweliusza, więc postanowiliśmy ocalić pomnik. Zaproponowaliśmy, że może on stanąć na naszym skwerze, przy ul. Wodopój. Na drugim uroczystym odsłonięciu, w grudniu 2004 roku, nie zabrakło oczywiście dzieci z klubu "Neptun" i pana Ryszarda Kozłowskiego. Przyjechał też potomek Jana Heweliusza po kądzieli. Specjalnie na tę okazję poddaliśmy pomnik renowacji, odnowiliśmy liternictwo, podświetliliśmy go. A klienci naszego hotelu mogli odtąd ze swoich okien widzieć patrona naszej placówki.
I tak oba pomniki znalazły swoje miejsce i nie kłócą z okoliczną architekturą.
A co stało się z klubem "Neptun"? Po śmierci Ryszarda Kozłowskiego, w październiku 2008 roku, prowadzenie klubu przejęła jego żona. Neptun wciąż kreatywnie organizuje najmłodszym wolny czas, odwołując się do świata ich fantazji i marzeń...
Marcin Mindykowski