[HISTORIA] „Sprawa kwidzyńska” przeraża do dziś

Tomasz Chudzyński
fot. repr. archiwum
14 sierpnia 1982 roku w obozie internowania w ZK w Kwidzynie Straż Więzienna i ZOMO spacyfikowały protestujących działaczy organizacji opozycyjnych. - To było bardzo brutalne, sadystyczne bicie. - Jednego z kolegów, Jana Łodygę, pod celą nr 2 dopadło pięciu niewyżytych oprawców, którzy bijąc go „religijnie” krzyczeli: „klękaj pod celą i módl się, sk...u”. Wszak była niedziela. Zaczynały się łowy na tęskniącą za wolnością zwierzynę przez niewolników totalitarnego systemu - wspominał Jacek K. Matysiak, jeden z internowanych.

Internowania działaczy opozycji antykomunistycznej były jednym z elementów stanu wojennego, zaplanowanej rozprawy z Solidarnością. Łącznie w 52 ośrodkach odosobnienia zamknięto blisko 10 tys. ludzi.

Ośrodek Odosobnienia (zwany „internatem”) w ZK Kwidzyn został utworzony w kwietniu 1982 r. Jak pisał w Salonie 24 Jacek K. Matysiak, internowany, do Kwidzyna przewieziono ludzi z wcześniej likwidowanych ośrodków z Gębarzewa, Krasnegostawu, Iławy, Lublina, Łęczycy, Łowicza, Sieradza, Suwałk, Włocławka, Włodawy, Wronek, Zielonej Góry.

Wg spisu Adama Golika w Kwidzynie internowano w sumie ok. 150 osób. Byli to przede wszystkim aktywiści i etatowi pracownicy Solidarności (115), NSZZ „S” Rolników Indywidualnych (4), działacze Niezależnego Zrzeszenia Studentów (13), Związku Młodzieży Demokratycznej (1), uczniowie szkół średnich (2, obaj z KPN), pracownicy niezależnych wydawnictw (2), więźniowie kryminalni (4), klerycy z seminarium duchownego, KPN (2), przewodniczący rady pracowniczej (1) i członek Klubu Wolność-Samorządność-Niezależność.

Co zaskakiwało nowo przybyłych, to stosunkowo duża swoboda zapewniona internowanym w kwidzyńskim ośrodku. Internowani wyrażali swoje poglądy, śpiewali pieśni patriotyczne, odbywały się wykłady, prelekcje, dyskusje. Można było prowadzić działalność artystyczną. Możliwe były odwiedziny bliskich, przepustki. Na początku sierpnia 1982 r. jeden z internowanych nie wrócił jednak do ośrodka. Stało się to pretekstem do zmian w kierownictwie zakładu. Kpt. Juliusz Pobłocki z ZK Sztum zastąpił „liberalnego” mjr. Stefana Mikołajczyka 13 sierpnia, gdy w „internacie” działacze opozycyjni zorganizowali miesięcznicę wprowadzenia stanu wojennego, upamiętniając ofiary „komuny” w Polsce. Miesięcznica nie została zakłócona przez Straż Więzienną, ale Pobłocki od razu rozpoczął przygotowania do zniesienia „sielankowych” porządków w ośrodku. Jednocześnie wzmacniał siły interwencyjne, ściągając m.in. specjalistyczne oddziały do tłumienia buntów więźniów ze Sztumu, Elbląga, także oddziały ZOMO. Wszystko wskazuje na to, że szykował się do siłowej rozprawy. Pretekstem stało się wprowadzenie zakazu widzeń.

14 sierpnia pod bramą ośrodka odosobnienia zgromadziło się około stu bliskich internowanych. W ośrodku wciąż trwały „narady” kierownictwa ZK z delegacją osadzonych działaczy. Internowani znosili stoły i krzesła, wierząc, że jednak zobaczą się z bliskimi. W tym czasie na teren ośrodka wprowadzono grupę uderzeniową Straży Więziennej. Kiedy jasne stało się, że widzeń nie będzie, internowani rozpoczęli protest. Śpiewali m.in. pieśni patriotyczne, skandowali opozycyjne hasła. Przecięta została siatka, odgradzająca „internat” od strefy bezpieczeństwa. Przeszło przez nią około 50 internowanych, podchodząc bezpośrednio do płotu odgradzającego ich od bliskich. Część z nich weszła również na dachy więziennych budynków. - Wtedy wydarzyło się coś, co podgrzało atmosferę wśród protestujących. Otóż jeden z funkcjonariuszy uderzył pałą wyciągnięte pod główną bramą rączki dziecka, które krzyknęło „tatuś” w kierunku internowanych. Po drugiej stronie bramy odpychane siłą rodziny obrzuciły milicjantów przywiezionymi jabłkami, jajkami i wyzwiskami - pisał Jacek K. Matysiak.

O 12.45 oddziały SW i ZOMO ruszyły do ataku. Internowani zostali wypchnięci ze strefy bezpieczeństwa za pomocą milicyjnych „polewaczek”. Brutalność narastała.

- Strażnicy wpychali internowanych do pawilonów. Jakiś człowiek stał na dachu. Dwóch milicjantów ściągnęło go stamtąd i zaczęło bić. Pała, kop, pała, kop. Maltretowali strasznie. Moi chłopcy zaczęli płakać. Widok zakrwawionych ludzi i znęcających się nad nimi milicjantów przekraczał powoli granice mojej wytrzymałości. Widziałem w życiu wiele nieszczęść, ale wszystko to były wypadki losowe. Tym razem byłem świadkiem bestialstwa - wspominał Roman Gołuch, obecny na miejscu strażak, wezwany wraz ze swoim oddziałem.

Wycofujący się do swoich pawilonów internowani próbowali się chronić w celach, powstawały barykady, m.in. ze stołów i krzeseł.

- Ludzie stali się łatwymi ofiarami wdzierających się do budynku zwyrodniałych pałkarzy. Jan Łodyga próbował bezskutecznie dostać się do swojej celi. Dopadło go pięciu niewyżytych oprawców, którzy bijąc go „religijnie” krzyczeli: „klękaj pod celą i módl się, sk...u” (wszak była niedziela). Zaczynały się łowy na tęskniącą za wolnością zwierzynę przez niewolników totalitarnego systemu - wspominał Matysiak.

Pacyfikacja trwała do godz. 14, przy czym zarządzono przeszukania cel. Internowanych wyrzucano z cel na korytarz, gdzie trafiali na tzw. ścieżki zdrowia. Internowani wspominali niezwykłą brutalność, okrucieństwo i wulgarność pacyfikujących oddziałów.

- W pewnej chwili zostałem zrzucony z łóżka na podłogę. Zaczęto mnie znowu bić i kopać. Pamiętam dokładnie, jak jeden z funkcjonariuszy przycisnął mi butem brodę i policzek do betonowej posadzki, a drugi stanął obiema nogami na mojej klatce piersiowej. Nie byłem w stanie wykonać ruchu i nie mogłem oddychać - wspominał jeden z internowanych, student o nazwisku Sarnicki (w relacji Jacka K. Matysiaka).

Bicie i przeszukania trwały do wieczora, gdy po spacyfikowanym pawilonie przespacerował się, lustrując efekty akcji, kpt. Pobłocki.

- Spośród 80 pobitych osób 20 poszkodowanych było tak ciężko, że wielu z nich trafiło do szpitala, gdzie walczyło o życie. Ciężko pobici zostali m.in. Władysław Kałudziński i Andrzej Bober z Olszyna, Andrzej i Zygmunt Goławscy, Mirosław Duszak i kilkunastoletni uczeń z Zamościa Radek Sarnicki - mówił Zenon Złakowski, autor książki „Solidarność olsztyńska w stanie wojennym”.

Kilku internowanych, dotkliwie pobitych 14 sierpnia 1982 r., oskarżonych zostało przez Prokuraturę Wojewódzką w Elblągu o czynną napaść na funkcjonariuszy Służby Więziennej. Sąd Wojewódzki w Elblągu, po procesie farsie skazał: Mirosława Duszaka na 2 lata więzienia, Zygmunta Goławskiego na 2 lata więzienia, Adama Kozaczyńskiego na 2 lata więzienia, Andrzeja Bobera na 1,5 roku więzienia, Władysława Kałudzińskiego na 1 rok więzienia, Radosława Sarnickiego na 1 rok 9 miesięcy więzienia w zawieszeniu. Na mocy amnestii z 21 lipca 1983 r. areszt i postępowanie wobec skazanych umorzono. Jednocześnie umorzono też postępowania wobec przedstawicieli pacyfikujących oddziałów, czego domagali się internowani.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia