Czy w Kwidzynie mówiło się o pacyfikacji internowanych opozycjonistów 14 sierpnia 1982 r. ? Bo w powszechnej świadomości ten fragment historii stanu wojennego nie jest dobrze znany…
Mieszkańcy Kwidzyna o pacyfikacji internowanych wiedzieli, rozmawiali o tym. Najdotkliwiej pobici znaleźli się w kwidzyńskim szpitalu, gdzie znaczna część personelu medycznego okazywała im sympatię i udzielała jak najlepszej pomocy. To właśnie szpital był jednym ze źródeł informacji o pacyfikacji w kwidzyńskim więzieniu. Zgadzam się, że ta sprawa nie przebiła się do ogólnej świadomości. Zaraz po pobiciu informacja o tym została przekazana przez Radio Wolna Europa. W latach 80 nie zajmowała się nią nawet podziemna prasa... Złożyło się na to kilka czynników. Pamiętajmy, to był sierpień 1982 roku. Część opozycjonistów nadal była internowana, wielu dopiero co zostało zwolnionych... Był strach. Co prawda czytałem kiedyś relację, że Piotr Bikont przygotował artykuł na temat pacyfikacji w Kwidzynie do podziemnej prasy, ale w nieznanych okolicznościach materiał ten został zniszczony i nie można go było odtworzyć. Stan wojenny to był czas wielu krwawych zbrodni, jak np. masakra w kopalni Wujek, czy strzały do demonstrantów w Lubinie, gdzie był ofiary śmiertelne. Kwidzyn pozostawał nieco na uboczu tych wydarzeń, co nie sprzyjało budowaniu szerszego zainteresowania opinii publicznej tą sprawą, zresztą sam przepływ informacji był znacznie wolniejszy niż obecnie, to nie był czas smartfonów i mediów społecznościowych. Warto też zastanowić się jakie znaczenie miał fakt, że w Kwidzynie internowani byli ludzie, którzy zaszli za skórę władzy ludowej, radykalni, związani z KPN, Solidarnością Rolników Indywidualnych.
Oni byli nieustępliwi, ale nie byli działaczami znanymi z „pierwszych stron gazet”. Być może stąd wynikało też mniejsze zainteresowanie tą sprawą. W kontekście pytania o to czy w Kwidzynie mówiło się o tym pobiciu to wydaje mi się godne podkreślenia, że lokalne struktury podziemniej Solidarności, te kwidzyńskie, przygotowały t ulotkę o pacyfikacji. Zawierała m. in. nazwiska kierownictwa więzienia i MO, odpowiedzialnych za tę brutalną akcję. Jeden z egzemplarzy mam w swoich zbiorach. W 2012 roku, ukazała się książka autorstwa dr. Karola Nawrockiego, dziś prezesa IPN, który dokładnie opisał Sprawę Kwidzyńską, jej źródła i konsekwencje.
Dla samej historii miasta, może niewielkiego, ale swoimi dziejami sięgającymi Średniowiecza, pacyfikacja internowanych w stanie wojennym ma znaczenie?
Ta sprawa jest istotnym elementem historii Kwidzyna i walki o wolność Polski. Oczywiście trudno czuć dumę z tego, co się stało 14 sierpnia 1982 roku w miejscowym więzieniu. Natomiast postawa wielu mieszkańców Kwidzyna, którzy pomagali rodzinom internowanych zasługuje na szacunek. Trzeba pamiętać, że w realiach PRL-u, przyjazd np. z Siedlec do Kwidzyna to była poważna „operacja logistyczna” dlatego mieszkańcy Kwidzyna zapewniali tym przyjeżdżającym na widzenia ludziom wsparcia.
Zawsze będziemy pamiętać o postawie kwidzyńskich strażaków, którzy pomimo ogromnego osobistego ryzyka odmówili udziału w działaniach przeciwko internowanym. Ważne jest też to, że dziś my tę historię opowiadamy. I najważniejsze - pamiętamy o internowanych, którzy organizując protest bestialsko stłumiony 14 sierpnia 1982 r., wykazali się niezwykłą odwagą, hartem ducha. Wielu z nich zapłaciło zdrowiem za ten czyn, poważnymi, trwałymi obrażeniami. Borykają się do chwili obecnej z urazami, także psychicznymi traumami. Dziś, kiedy zapraszamy ich na obchody 40 rocznicy tamtych wydarzeń, wielu z nich informuje, że stan zdrowia nie pozwala na przyjazd. To m.in. konsekwencja brutalności tamtej pacyfikacji. Chcąc nie chcąc stali się częścią naszej kwidzyńskiej historii.
Upamiętnienie tzw. Sprawy Kwidzyńskiej zaczęło się od oddolnej inicjatywy.
Co jakiś czas, organizując uroczystości rocznicy pacyfikacji, spotkamy się pytaniami: co wy czcicie? Oczywiście nie czcimy pobicia internowanych i sprawców z ówczesnej służby więziennej, natomiast chcemy żeby pamiętano o tym, jak tamta władza utrzymywała się przy życiu, jak ta władza funkcjonowała. Pojawiały się nawet ostatnio jakieś wypowiedzi, że stan wojenny to „pewna kultura była”. Jaka pytam? Kultura bicia i przemocy... O tym trzeba przypominać. Z takiego założenia wyszliśmy w kwidzyńskiej Solidarności w 1997 roku, fundując i umieszczając w Katedrze Kwidzyńskiej pamiątkową tablicę. Były wówczas pewne sugestie, również ze strony różnych lokalnych polityków, że tablica powinna być umieszczona wewnątrz Katedry Kwidzyńskiej. Były obawy, że zostanie zniszczona, uszkodzona, zamalowana farbą przez kogoś, kto nie chciałby, aby o pacyfikacji pamiętano… Z drugiej strony to były też czasy aktywnej działalności Ligi Republikańskiej, ostrej antykomunistycznej organizacji. Mieliśmy nawet wizyty policji, która pytała, czy nie będzie „ekscesów” pod domami byłych funkcjonariuszy z Kwidzyna, którzy w sierpniu 1982 r. bili internowanych lub dowodzili całą operacją. Niestety nikt z nich nie poniósł za te czyny żadnej odpowiedzialności, Mieszkańcy doskonale wiedzieli kto był w tej grupie. Obecnie wydaje się to niewiarygodne, ale takie były wtedy realia. Natomiast następna tablica została umieszczona już na murach więzienia. Uroczystości upamiętniające ofiary pobicia internowanych, stały się częścią tradycji miasta. Lokalna społeczność podchodzi do upamiętnienia Sprawy Kwidzyńskiej bardzo pozytywnie. Ludzie mają świadomość znaczenia tego wydarzenia dla najnowszej historii Polski i osobistej, wielkiej ofiary działaczy opozycji internowanych w więzieniu w Kwidzynie. Wszystkim wspierającym organizację obchodów jestem bardzo wdzięczny. Wiele dla upamiętnienia tej sprawy zrobiła książka dr. Karola Nawrockiego. Przekazaliśmy sporo egzemplarzy tej pozycji do miejscowych bibliotek. Wiedza musi trafiać do następnych pokoleń.
Rozmawiał pan ze świadkami tej historii? Ludźmi, którzy w kwidzyńskim „internacie” zostali brutalnie pobici, wręcz odhumanizowani, a później postawieni przed sądem w roli „katów”?
Zacząć należy od tego, że pacyfikacja z 14 sierpnia 1982 roku była przejawem bestialskiego, można śmiało to powiedzieć, okrucieństwa. Bo jeżeli pobitego już poważnie człowieka wyciąga się z celi za brodę, wyrywając mu ów zarost, by go dalej bić, to jak inaczej to nazwać? Zanim doszło do masakry, ale też po niej, mieliśmy przejawy okrucieństwa urzędniczego. Jedna z pań, żona i matka, miała w kwidzyńskim „internacie” dwóch synów i męża. Kiedy przyjechała w odwiedziny, jeden z dowódców powiedział jej, że można odwiedzić jedną osobę. I ona ma sobie wybrać. Zauważmy, że to był także rodzaj szykan. W rozmowach świadkowie zwracają uwagę na trzy kwestie. Ci, którzy tu trafiali z innych ośrodków, jeszcze przed sierpniem 1982 r., byli zaskoczeni poziomem swobód panujących w kwidzyńskim „internacie”. Pozwalano im wyrażać poglądy, prowadzić wykłady, dyskusje, działalność artystyczną itp. Równie zaskakujące było natomiast tempo wprowadzenia rygoru, po zmianie kierownictwa więzienia. Internowani byli również świadomi narastającej złości, oburzenia strażników, na ich postawę. Na to, że wolnościowe poglądy, przekonania prezentowali z pełną świadomością o ich słuszności, a nie stali z głowami opuszczonymi, wystraszeni. Niemniej nikt nie spodziewało się, że dojdzie do tak brutalnej pacyfikacji, która skończy się dla wielu z nich tak poważnymi obrażeniami. Jest jeszcze jeden wątek, o którym mówią dawni internowani.
Chodzi o kwestię wymiaru sprawiedliwości. Wielu z nich zostało po pacyfikacji aresztowanych, wytoczono im proces, który toczył się przed sądem w Elblągu. Sześciu z nich skazano na kary więzienia. To był zresztą przejaw pewnej tradycji PRL-u, zmiany ofiary w kata i na odwrót. Dla tych ludzi, szczególnie dla skazanych, był to taki bardzo bolesny aspekt całej tej historii. Do tego zdawali sobie sprawę z szykan, jakie spotykają ich bliskich. Strasznie to wtedy przeżywali. Natomiast kwestii tego, jak wówczas działał wymiar sprawiedliwości, chcemy poświęcić prelekcję w czasie obchodów 40 rocznicy pacyfikacji. Mamy nadzieję, że w niedługim czasie uda nam się przygotować publikację poświęconą samemu procesowi. W materiałach IPN-u jest kilka dosyć opasłych teczek, które dotyczą tej rozprawy, m.in. korespondencja pomiędzy Służbą Bezpieczeństwa, prokuraturą, sędziami. Już samo to pokazuje mechanizmy działania PRL-owskiego wymiaru sprawiedliwości.
Nikt z kierownictwa więzienia, pacyfikacji, w tym kpt. Juliusz Pobłocki, który szefował kwidzyńskiemu ZK, oraz strażnicy i członkowie grupy szturmowej pacyfikujący 14 sierpnia 1982 r. internowanych, nie stanęli przed sądem w wolnej Polsce.
Pamiętam niejedną ożywioną, nawet ostrą dyskusję w tej sprawie, w tym między innymi z Edmundem Krasowskim, który był wtedy szefem gdańskiego oddziału IPN. Otóż w kwestii odpowiedzialności karnej za Sprawę Kwidzyńską zderzają się dwie kwestie. Pierwsza jest prawna i dotyczy przedawnienia i klasyfikacji pacyfikacji internowanych jako zbrodni komunistycznej. Właśnie z powodu prawnych zawirowań śledczy IPN nie byli w stanie postawić nikomu zarzutów. Zauważmy, po 1989 roku, i grubej kresce mieliśmy takie podejście, że po co ścigać, szukać itp. Nie wiadomo, kto miał to do końca robić, bo wielu prokuratorów było „umoczonych” w system sprawiedliwości PRL. Drugim aspektem jest wielki brak poczucia sprawiedliwości wobec ludzi, którzy zostali wówczas w Kwidzynie pobici, a niektórzy skazani.
Ciekawą postacią jest dowódca oddziału straży pożarnej, który miał zabezpieczać pacyfikację 14 sierpnia 1982 r. Ten człowiek odmówił udziału w akcji, nie zgodził się na polewanie wodą internowanych, za co zapłacił stanowiskiem i karierą.
Mowa o Romanie Gołuchu. Niestety, już nie żyjącym. Rzeczywiście, odmówił wykonania rozkazu komendantury więzienia, by zacząć polewać ludzi wodą z węży strażackich. Powiedział wówczas, że „strażacy są od gaszenia pożarów, a tu się nic nie pali”. Za karę władze komunistyczne usunęły go ze stanowiska w kwidzyńskiej komendzie Straży Pożarnej i zablokowały dalszą karierę w pożarnictwie. Roman Gołuch zapłacił też zapewne zdrowiem… Ryzyko było ogromne, a konsekwencje bardzo poważne. Myślę, że wszyscy mieszkańcy Kwidzyna mogą być dumni z jego szlachetnej, odważnej postawy.
Niebawem 40 rocznica pacyfikacji internowanych w więzieniu w Kwidzynie...
Obchody podzieliliśmy na dwa dni. W sobotę 13 sierpnia zapraszamy do Kwidzyna świadków historii, internowanych, którzy byli wtedy na miejscu, którzy przeżyli te straszne chwile w ZK Kwidzyn. Chcemy żeby się spotkali we własnym gronie, przy kolacji. Będzie czas na rozmowy, wspomnienia. To ważne, ci ludzie przecież są rozrzuceni po całej Polsce, świecie. Nie mają za często okazji do spotkań. W niedzielę, równo o godz. 9.00 odbędą się uroczystości pod bramą więzienia, potem msza w kościele św. Jana Ewangelisty w Kwidzynie którą odprawi biskup elbląski. Nastąpi też otwarcie wystawy poświęconej pacyfikacji obozu internowanych. Na zamku odbędzie się uroczystość wręczenia Krzyży Wolności i Solidarności. Odbędzie się też prelekcja, o której już mówiłem. Mam nadzieję, że będzie godnie. Warto podkreślić, że honorowy patronat nad uroczystościami objęła pani Marszałek Sejmu Elżbieta Witek. To też jest te ważne, bo jedna z najważniejszych osób w Rzeczpospolitej nadaje rangi tym uroczystościom i pokazuje, że Państwo Polskie czci pamięć tych ludzi, którzy, złożyli osobistą ofiarę w walce o wolność.