Spis treści
- Byłem wtedy facetem przed wojskiem. Przyjechałem do pracy w kostrzyńskiej Celulozie (popularne określenie Kostrzyńskich Zakładów Papierniczych – dop. red.) z Witnicy pociągiem i szedłem na drugą zmianę. Było po godzinie 13. Przechodziłem obok ruin dawnej fabryki krochmalu. Patrzyłem na te zniszczone zabudowania fabryczne i w oddali zobaczyłem wojskowy samolot. W pewnym momencie był wybuch, a przy samolocie było widać coś jakby obłok dymu – mówi wspomina Paweł Rychterski, mieszkaniec Kostrzyna nad Odrą. Dawna fabryka krochmalu, o której wspomina nasz rozmówca, mieściła się wówczas na terenie obecnego basenu.
Fotel pilota spadł obok dziewczynki
Już po opublikowaniu materiału w internecie zgłosiła się do nas kolejna osoba, która była świadkami tych wydarzeń. Napisała do nas pani Aleksandra Szymańska-Świąder, która w tamtym czasie miała dziewięć lat i mieszkała w Kostrzynie nad Odrą. - Przebywałam ze znajomymi mojej mamy nad Wartą. Był bardzo słoneczny ciepły dzień, plażowaliśmy nad Wartą po tej stronie, gdzie obecnie jest przystań żeglarska. Tam był dobry dostęp do rzeki, płycizny i rozlewiska. W momencie kiedy chciałam wejść do wody, żeby się popluskać, usłyszałam straszny ryk i huk - wspomina pani Aleksandra. Dziewięcioletnia wówczas dziewczynka zatrzymała się i patrzyła w niebo, nie wiedząc, co się dzieje.
I ten moment zatrzymania uratował mi życie. Pilot się katapultował, a jego fotel spadł pod moimi nogami. Pamiętam brązowy, skórzany, dziwny przedmiot. Musiałam doznać szoku, bo odwróciłam się w tył i pędem ruszyłam do domu, tak jak stałam, w stroju kąpielowym. Po drodze mijałam ludzi, biegnących nad rzekę zobaczyć, co się stało. Pilot spadł na spadochronie przy placówce WOP, która była przed mostem drogowym. Obecnie, z tego co się orientuję teraz tam jest centrum handlowe - opisuje pani Aleksandra.
Nad Kostrzynem latały samoloty wojskowe
Sytuacja miała miejsce w latach 60. Niemieckie źródła, do których dotarliśmy, podają datę 25 maja 1965 r. To wtedy nad Kostrzynem przelatywał MiG-21 wschodnioniemieckich sił zbrojnych.
Takie loty wojskowych maszyn to był dla nas chleb powszedni. Było lotnisko po niemieckiej stronie, było lotnisko w Chojnie. Gdy samoloty przekraczały barierę dźwięku, to w oknach trzęsły się szyby. Pamiętam to do dzisiaj – wspomina Jan Litowczyk, kostrzynianin.
Było słychać dźwięk karetki
W 1965 r. pan Jan miał sześć lat. Tego dnia bawił się na łąkach naprzeciwko dawnej Celulozy. Była tam sadzawka. Miejsce chętnie odwiedzane przez najmłodszych. Teraz wciąż są tu łąki, powstały też ogródki działkowe. – Pierwsze, co usłyszałem, to sygnał karetki pogotowia. Wiadomo, że to nas zainteresowało, jak to dzieci – mówi. W tym czasie Paweł Rychterski dotarł już do bramy wejściowej Kostrzyńskich Zakładów Papierniczych. Wtedy ktoś na bramie powiedział, że rozbił się samolot.
Do katastrofy doszło w sąsiedztwie Warty. Być może samolot rozbił się na brzegu rzeki, a może do niej wpadł. Informacje są szczątkowe. Maszynę pilotował Klaus Dieter Conrad. Chwilę przed katastrofą zdołał się katapultować. Ze szczątkowych informacji wynika, że wylądował ze spadochronem gdzieś na rozlewiskach Warty. Była wiosna, więc poziom rzeki był wysoki.
Przyjechały pojazdy wojskowe
Z relacji świadków wynika, że na miejsce katastrofy przyjechały pojazdy wojskowe. Teren został odgrodzony od gapiów i osób postronnych. – Prawdopodobnie były to pojazdy niemieckie, ale po tylu latach nie mam pewności – przyznaje Jan Litowczyk. To była sprawa, o której miało być cicho. Mieszkańcy, jeśli coś wiedzieli, to głośno o tym nie mówili. Na pewno o katastrofie rozmawiali ze sobą pracownicy „Celulozy”. MiG spadł bowiem niedaleko zakładu. Katastrofa miała miejsce między kolejowym mostem „berlińskim” a portem, czyli w bezpośrednim sąsiedztwie KZP. – Ludzie mówili o tym szeptem. Szybko okazało się, że spadł enerdowski MiG – mówi P. Rychterski.
Mapa: samolot spadł do Warty między mostem berlińskim a portem
Rozbił się niemiecki MiG
Katastrofie uległ MiG-21 PF wschodnioniemieckich sił zbrojnych o numerze bocznym 761002. Co ciekawe, była to niemal nowa maszyna. Do służby wszedł 24 kwietnia 1965 r. Po zaledwie miesiącu użytkowania, gdy pilot Conrad przelatywał nad Kostrzynem, doszło do awarii silnika i utraty ciągu. W efekcie miała miejsce katastrofa, o której przez lata głośno w Kostrzynie nikt nie mówił. Historia została zapomniana. Aż do teraz. Dzięki relacjom świadków i szczątkowym informacjom na niemieckojęzycznych stronach internetowych, poświęconych katastrofom lotniczym wiemy o tym wydarzeniu nieco więcej. W kolejnych latach kostrzynianie, szczególnie wędkarze, odnajdywali kawałki aluminium i inne, drobne elementy radzieckiej maszyny. Dziś po katastrofie nie ma najmniejszego śladu. My opisujemy ją jako pierwsi. Jeśli ktoś z Czytelników ma dodatkowe informacje na temat katastrofy, prosimy o kontakt z redakcją.