Jako dzień odzyskania przez Polskę niepodległości przyjęto 11 listopada, ale równie dobrą datą mógłby być 7 października 1918 roku. Tego dnia Rada Regencyjna, zwierzchnia władza Królestwa Polskiego, wydała odezwę do Polaków, w której wyraziła potrzebę "utworzenia niepodległego państwa, obejmującego wszystkie ziemie polskie, (...) z polityczną i gospodarczą niezawisłością, jako też z terytorialną nienaruszalnością (...)".
Do 2 października 1918 roku premierem rządu Rady Regencyjnej był Jan Kanty Steczkowski. Pełnił też funkcję ministra skarbu. Ten zasłużony finansista, ekono¬mista, działacz gospodarczy i polityk był mocno związany z naszym regionem.
Mieszkał w Rzeszowie
Wywodził się ze szlacheckiego rodu. Jeden z jego protoplastów, Maciej Steczkowski, na przełomie XVII i XVIII wieku miał majątek Ciszewo na Podlasiu. - Uciekając przed wojskami z Moskwy, część rodziny przeniosła się do Galicji - opowiada profesor Jan Steczkowski, krewny i chrześniak Jana Kantego Steczkowskiego.
Wiadomo, że w 1784 roku Jakub Steczkowski, wnuk Macieja, był organistą w parafii Bieździedza, niedaleko Jasła. Później przyjechał tam także Wojciech Steczkowski, pradziad Jana Kantego. - Syn Wojciecha, Tomasz, stał się właścicielem majątku Garbek koło Tarnowa - wyjaśnia prof. Wojciech Morawski ze Szkoły Głównej Handlowej, autor rysu biograficznego poświęconego Janowi Kantemu Steczkowskiemu. - Generalnie to wcale nie była zbyt bogata rodzina. Konstanty, ojciec Jana Kantego, był inspektorem szkolnym.
Jan Kanty uczęszczał do c.k. gimnazjum (dziś I LO) w Rzeszowie. Dlaczego akurat Rzeszów, skoro urodził się w Dąbrowie Tarnowskiej i teoretycznie bliżej miał choćby do gimnazjum w Tarnowie?
Podstawowe źródła na ten temat milczą. Zagadkę jednak udało się rozwikłać, a pomogły w tym informacje, jakie przekazał nam Tadeusz Ochenduszko, rzeszowski historyk, nauczyciel w I LO. Kluczem okazało się ustalenie, gdzie dokładnie i jak długo ojciec Jana Kantego pracował w charakterze szkolnego inspektora.
- W latach 1878-99 był inspektorem w Rzeszowie, a zarazem członkiem tutejszej rady szkolnej okręgowej - wyjaśnia Tadeusz Ochenduszko. - Wcześniej, od 1871 roku, Konstanty Steczkowski pracował jako nauczyciel młodszy w rzeszowskim Seminarium Nauczycielskim.
To oznacza, ni mniej, ni więcej, że rodzina Steczkowskich przez długie lata mieszkała w Rzeszowie (względnie w najbliższej okolicy). Nic zatem dziwnego, że tu właśnie Jan Kanty chodził do gimnazjum i tutaj w 1880 roku zdał maturę.
- Z nauką nie miał kłopotów - nadmienia autor książkowej biografii Jana Kantego Steczkowskiego, Andrzej Żor. W rzeszowskim gimnazjum Steczkowski najczęściej dostawał stopnie celujące, a jego zachowanie oceniano jako wzorowe.
W grudniu 1886 roku rzeszowska prasa podała, że Jan Kanty Steczkowski uzyskał tytuł doktora praw na UJ. Adwokackie szli¬fy zdobywał w Sądzie Obwodowym w Rzeszowie i w rzeszowskiej kancelarii Alojze¬go Rybickiego. "Przy okazji" udzielał się m.in. w rzeszowskim oddziale Towarzystwa Oświaty Ludowej iw"Sokole".
Z grodu Rzęcha wyjechał w roku 1888. - 28 października tego roku w "Kuryerze Rzeszowskim" ukazała się notka o pożegnalnym bankiecie Steczkowskiego - opowiada Tadeusz Ochenduszko.
Na szczytach władzy
Steczkowski zamieszkał we Lwowie. Jako adwokat pracował niezbyt długo - porzucił palestrę na rzecz działalności w gospodarce, zwłaszcza w bankowości i przemyśle. Sprawował kierownicze funkcje w różnych instytucjach, spółkach.
Był m.in. dyrektorem Galicyjskiej Kasy Oszczędności oraz dyrektorem Banku Krajowego we Lwowie. Należał do wielu stowarzyszeń, w tym do Galicyjsko-Bukowińskiego Akcyjnego Towarzystwa Przemysłu Cukrowniczego w Przeworsku.
- Był "obwieszony" tymi godnościami i funkcjami niczym choinka bombkami - sugestywnie tłumaczy Andrzej Żor. To nie znaczy, że Steczkowski miał parcie na stanowiska. - Powodem było głównie to, że takich ludzi jak on, dobrze wykształconych i chcących działać na niwie gospodarczej, bardzo wtedy w Galicji brakowało. O nim było wiadomo, że się zna i głupstwa nie po¬pełni, więc go brano - dodaje Żor.
Steczkowski wkroczył też na ścieżkę po-lityczną. I daleko zaszedł. W1917 roku objął tekę ministra skarbu w rządzie Jana Kucharzewskiego, premiera Rady Regencyjnej. A po tym, jak Kucharzewski złożył dymisję, Steczkowski sam stanął na czele gabinetu. Jednocześnie pozostał szefem ministerstwa skarbu.
- Wcześniej jeździł do Berlina, prowadził rozmowy z Niemcami - opowiada Żor. - Wszyscy doszli do wniosku, że to mądry, spokojny facet, który mógłby dużo zrobić. I zaczął robić. To fakt, że był premierem niesuwerennego rządu, ale w ciągu tych paru miesięcy urzędowania stworzył pewne podstawy, np. aktów normatywnych, które wykorzystano już po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Gdyby porównać jego dorobek z poprzednim prezydentem ministrów Janem Kucharzewskim oraz z następcą, Józefem Świeżyńskim, to wydaje się, że zdziałał więcej niż oni obaj.
W pierwszym rządzie Witosa, a więc już w II RP, znowu pokierował resortem skarbu. Opracował plan uzdrowienia gospodarki i zdławienia inflacji, koncepcja jednak nie weszła w życie. Steczkowski zrezygnował ze stanowiska, a schedę po nim przejął Jerzy Michalski, też zresztą absolwent rzeszowskiego gimnazjum.
Pan na Korzeniowie
Wojciech Morawski pisze w swojej pracy, że Steczkowski "dość szybko stał się zamożnym człowiekiem". Dzięki temu nabył majątek w Korzeniowie pod Dębicą. - Byłem tam jako mały chłopiec - wspomina profesor Jan Steczkowski. - Pamiętam dworek i staw obok niego. Niedużo brakowało, a utopiłbym się w tym jeziorku...
- Mój ojciec chrzestny nie mieszkał w Korzeniowie, ale często tam bywał - zaznacza prof. Steczkowski. W ostatnim okresie życia Jan Kanty prawdopodobnie jednak na stałe przeniósł się do Korzeniowa; przyjmował tam gości. "Cieszyliśmy się z żoną (Ireną z Pożakowskich - dop. red.) na zapowiedziany przyjazd Pana Prezesa do Korzeniowa" - pisał 31 maja 1929 roku, na trzy miesiące przed śmiercią, w liście do działacza politycznego i społecznego Aleksandra Lednickiego.
Andrzej Żor nie wyklucza, że stały pobyt Steczkowskiego w Korzeniowie trwał dłużej niż kilka miesięcy.
- Politycy Stronnictwa Prawicy Narodowej, do którego należał, zawiadomienia wysyłali mu na adres: Korzeniów, poczta Przecław - uzasadnia. - Trzeba też wiedzieć, że Steczkowski miał kłopoty ze zdrowiem. Prowadził higieniczny tryb życia. Logika podpowiada, że uciekał na prowincję, gdzie było świeże powietrze i... świeże mleko, które często pił.
Były premier zmarł w lecznicy w Krakowie; pogrzeb odbył się na cmentarzu Rakowickim. Jednak wkrótce później prochy przeniesiono do sąsiadującego z Korzeniowem Nagoszyna. Z księgi zmarłych kościoła w Nagoszynie pw. św. Antoniego Padewskiego, na dziedzińcu którego znajduje się rodzinny grobowiec Steczkowskich, dowiadujemy się, że ten drugi pogrzeb miał miejsce w październiku 1930 r. Steczkowskiego pochował ks. Leon Pyzikiewicz, proboszcz w Nagoszynie.
Dawny dworek Jana Kantego, otoczony parkiem i stawami, stoi w Korzeniowie do dziś. Steczkowski w testamencie przepisał go Polskiej Akademii Umiejętności (pieniądze przekazał między innymi parafii w Nagoszynie). Po drugiej wojnie dwór długo służył dziatwie szkolnej. Obecnie jest niezagospodarowany.
- Na tę chwilę należy do gminy, z tym że potomkowie byłych właścicieli, Szerauców, złożyli wniosek o zwrot tego majątku - informuje Marek Rączka, wójt gminy Żyraków. - Toczy się postępowanie odwoławcze w ministerstwie rolnictwa.
Niesłusznie zapomniany
Karykatura byłego premiera od lat zdobi salę w słynnej kawiarni "Jama Michalika" przy ul. Floriańskiej w Krakowie. Bank Gospodarstwa Krajowego, którego pierwszym prezesem był Jan Kanty, założył fundację jego imienia, a Andrzej Żor - o czym już była mowa - obszernie opisał życie i działalność trzykrotnego ministra skarbu. Wciąż jednak niewielu Polaków kojarzy, kim był Steczkowski.
- To postać niesłusznie zapomniana - nie ma wątpliwości pan Andrzej. - W końcu był premierem, a mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że również uczciwym człowiekiem. Przy swoich poglądach, w Polsce Ludowej nie mógł być jednak fetowany jako bohater. Wcześniej z kolei często bardziej liczyli się ci, którzy "machali szabelką", natomiast ludzi tzw. pracy organicznej spychano na margines, niekiedy aż do całkowitego zapomnienia.
Cezary Kassak
NOWINY