W połowie grudnia 2015 r. w rzeszowskiej Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu pojawił się mężczyzna. Opowiedział, jak matka jego teściowej opowiadała, jak to nieopodal jej domu w Jaworniku Ruskim, przysiółek Rybne, wczesną wiosną 1945 roku prowadzono około 10 osób, ubranych jedynie w kalesony, a powiązanych przez członków Ukraińskiej Powstańczej Armii. Poprowadzono ich w kierunku lasu, kilkaset metrów od jej domu. Po jakimś czasie usłyszała serię z karabinu maszynowego, po czym w jej domu pojawili się ci sami upowcy. Sami i na tak zwaną gościnę.
Mężczyzna dodał też, że latem 2014 roku, podczas spaceru nad potokiem, zauważył rozkopaną jamę, w środku dostrzegł ludzką - jego zdaniem - kość. Wrócił tu z wykrywaczem metali i znalazł metalowy krzyżyk oraz pociski i łuski. O odkryciu poinformował rzeszowski oddział Instytutu Pamięci Narodowej.
Hipotezy
Czyje szczątki odnaleziono? Czy byli to uprowadzeni przez sotnię UPA polscy mieszkańcy Pawłokomy lub Dynowa?
A może odkryte szczątki to żołnierze Ludowego Wojska Polskiego, którzy po potyczce z oddziałem UPA dostali się do niewoli i zostali tu rozstrzelani? Tajemnica ludzkich kości, które przez ponad pół wieku spoczywały u szczytu wąwozu pod Jawornikiem Ruskim, czeka na rozwikłanie.
Już teraz jednak z ogromnym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że byli to Polacy, bo przy szkieletach 14 osób znaleziono dwa szkaplerze katolickie: jeden z wizerunkiem Chrystusa Miłosiernego, drugi obrazował Matkę Bożą z Dzieciątkiem. W dłoni jednego z zabitych natrafiono też na sygnet, na którym widnieje litera H, a w nią wpisane jest K. Nieopodal tego miejsca udało się znaleźć również guzik z wojskowego płaszcza, na którym zachował się wizerunek orła bez korony. Co sugeruje, iż mogą być to szczątki żołnierzy LWP.
To prawdopodobieństwo zwiększa jeszcze kolejna zbieżność: dr Grzegorz Motyka w książce pt. „Tak było w Bieszczadach” wspomina, że w potyczce żołnierzy LPW z sotnią UPA do niewoli dostało się właśnie 14 polskich żołnierzy i wszyscy zostali rozstrzelani. Wówczas, rankiem 24 lipca 1946 roku, oddział wojska polskiego pod dowództwem ppłk. Aleksandra Wygnańskiego przeszukiwał lasy na północ od Jawornika Ruskiego. Natrafiono na oddział UPA, walki trwały do wieczora i skończyły się odwrotem Ukraińców. W potyczce poległo 11 polskich żołnierzy, 17 zostało rannych, 14 dostało się do niewoli, po czym zostali rozstrzelani.
Biegli sądowi wskazują, że pod Jawornikiem Ruskim znaleziono właśnie szczątki 14 ciał, które spoczywały w ziemi co najmniej 50 lat. Jeśli znaleziony guzik od munduru ma być niezbitym potwierdzeniem tej tezy, to dr Dariusz Iwaneczko, dyrektor oddziału IPN w Rzeszowie zastrzega:
- Wiadomo, że członkowie oddziałów UPA często grabili ciała swoich ofiar i zagrabione przedmioty wykorzystywali do swoich celów. Zaznaczam, że są to domniemania, iż sprawcami byli ukraińscy nacjonaliści, na obecnym etapie badań nie można tego potwierdzić.
Archeolodzy i historycy IPN prowadzili prace ekshumacyjne między 18 a 20 lipca br. Odnalezione pod Jawornikiem ciała spoczywały w jednym miejscu i bezładnie: na plecach, na brzuchu, na boku. Pierwsze odkrycie dotyczyło szczątków dziewięciu ciał, spoczywających na resztkach wyściółki ze słomy. Pod tą warstwą odnaleziono jeszcze pięć szkieletów. Wykopany w ziemi prostokątny dół, o wymiarach 2 na 4 metry, zapewne służył wcześniej oddziałom UPA, jako punkt obserwacyjny. Kilka metrów dalej natrafiono na nieokreśloną liczbę łusek i nabojów różnego kalibru, co sugeruje, że było to miejsce egzekucji.
Śledztwo
Prace ekshumacyjne były elementem śledztwa prowadzonego przez Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie.
- Zostało wszczęte na skutek zawiadomienia, jakie otrzymaliśmy w grudniu ubiegłego roku - informuje dr Iwaneczko.
Prokurator Grzegorz Malisiewicz z OKŚZPNP w Rzeszowie dodaje, że wszczęte zostało na okoliczność bezprawnego pozbawienia wolności siedmiu mieszkańców Pawłokomy narodowości polskiej, do czego doszło 23 stycznia 1945 roku, a następnie ich zabójstwa w nieustalonym miejscu i okolicznościach przez członków UPA.
Śledztwo umorzono w 2007 r., ale w grudniu 2015 Komisja w Rzeszowie otrzymała ponowne zawiadomienie o przestępstwie w Jaworniku Ruskim. Zawiadomienie złożył mężczyzna, który w jarze pod Jawornikiem znalazł ludzką kość. Śledztwo podjęto na nowo.
Są przesłanki wskazujące, iż sprawcami mogli być członkowie bojówki służby bezpieczeństwa UPA lub jedna z sotni tej formacji.
- Okolice Jawornika Ruskiego były w latach 1945-46 opanowane przez struktury OUN i UPA - tłumaczy dr Iwaneczko. - Wedle naszych ustaleń, na tamtym terenie i w tamtym okresie operowała bojówka SB UPA o kryptonimie „Chłodny jar”, którym dowodził Iwan Mantryk, ale bardziej prawdopodobne jest, iż była to bojówka 3. rejonu, w którym referentem był Wołodymyr Choma. Jeśli założymy, że zbrodnia została dokonana przez sotnię UPA, to na przełomie 1945 i 46 roku na tamtym terenie operowało ich kilka.
Prowadzący badania IPN w Rzeszowie, a także prowadzący śledztwo pion prokuratorski rzeszowskiego IPN są w kontakcie z rodzinami niektórych ofiar uprowadzenia w 1945 roku w Pawłokomie i w innych okolicznych miejscowościach. Dalszy los uprowadzonych do dziś nie jest znany. Kontakt z rodzinami ofiar może pomóc w identyfikacji DNA szczątków, o ile odnalezione szkielety rzeczywiście należą do ofiar uprowadzenia. Jednocześnie w Centralnym Archiwum Wojskowym trwają poszukiwania dokumentów, które wskazywałyby na personalia jeńców LWP rozstrzelanych przez sotnię UPA po potyczce pod Jawornikiem Ruskim w 1946 roku. W zasadzie to badania DNA mogą rozstrzygnąć, czy szczątki 14 ludzi, odnazione pod Jawornikiem, to ofiary uprowadzenia z Pawłokomy, Dynowa i pobliskich miejscowości, czy też jeńcy, rozstrzelani przez sotnię UPA.
- Apelujemy do wszystkich, którzy rozpoznają odnalezione przedmioty, szczególnie charakterystyczny sygnet, którzy mają jakiekolwiek wskazówki pomocne w wyjaśnieniu wydarzeń, jakie zaistniały w tym miejscu, aby podzieliły się z nami swoją wiedzą - apeluje dr Dariusz Iwaneczko.
Andrzej Plęs