Młode pokolenie o historii "SW". Bałem się, że jak coś powiem nie tak, to mnie Kornel Morawiecki po prostu "zdzieli" po głowie

Maciej Rajfur, film Paweł Relikowski
Paweł Przewoźny to filmowiec z pasji. Zrealizował m.in. film dokumentalny o "Solidarności Walczącej".
Paweł Przewoźny to filmowiec z pasji. Zrealizował m.in. film dokumentalny o "Solidarności Walczącej". Archiwum prywatne
Paweł Przewoźny, przedstawiciel młodego pokolenia filmowców, stworzył nietypowy film dokumentalny o "Solidarności Walczącej". Skierowany do nastolatków. Czy mu się to udało i czy da się atrakcyjnie opowiedzieć tę historię?

Maciej Rajfur: Skąd dowiedziałeś się o istnieniu „Solidarności Walczącej?”

Paweł Przewoźny: Moja historia z tą organizacją zaczęła się, kiedy dostałem zlecenie na stworzenie filmu o „SW”. Zadzwonił do mnie mój przyjaciel z Wrocławia i zapytał mnie, czy nie chciałbym zrobić filmu dokumentalnego, który będzie mieć charakter młodzieżowy, dotrze do młodych osób i pokaże im, czy była naprawdę „Solidarność Walcząca”. Zgodziłem, choć na ten temat nie miałem zbyt dużej wiedzy. SW kojarzyła mi się głównie ze związkiem zawodowym „Solidarność”, a nie z tym, co rzeczywiście robiła. Dopiero robiąc film zgłębiałem ten temat. Poprosiłem o spotkanie z Kornelem Morawieckim. Najwięcej dowiedziałem się właśnie od niego oraz od innych świadków historii, z którymi rozmawiałem, realizując nagrania. Moje przygotowanie polegało także na czytaniu niewydanej jeszcze wtedy książki Igora Janke pt. „Twierdza”.

Czy uważasz z perspektywy czasu, że tę historię można przedstawić w młodzieżowy sposób? Czy Tobie się to udało?

Myślę, że tak. Moim założeniem było na początku przedstawienie realiów lat 80. w PRL-u osobie, która nie żyła w tamtych czasach, która nie wie, na czym polegała komuna i tym się nie interesuje. Jedyne co może kojarzyć, to jakieś przebitki z lekcji historii. Ja sam niejako byłem taką osobą wcześniej. Dlatego starałem się pokazać tamte czasy za pomocą obrazu i innych audiowizualnych środków przekazu. Chciałem dotrzeć do młodych poprzez rap, dubstep, muzykę elektroniczną i rockową. Używałem dynamicznych cięć i animacji. Nie stworzyłem typowego dokumentu, w którym całą historię opowiadają gadające głowy. Starałem się unikać nudy, w filmie nie słyszymy lektora. Uważam notabene, że to bardzo nadużywany zabieg, przez który film niejako traci na autentyczności. U mnie historia jest opowiedziana przez bohaterów, którzy udzielają mi wywiadów, a ewentualnie to, co ja chcę dopowiedzieć, wypowiadam swoim głosem.

Ile zajęło Ci zrealizowanie tego filmu?

Dwa lata.

Opowiedz, jak wyglądało twoje spotkanie z Kornelem Morawieckim?

Pierwsze moje spotkanie z nim było dość ostrożne. Postawiłem tylko przy nim małą kamerkę, żeby po rozmowie móc sobie wszystko na spokojnie przesłuchać. Dopiero za drugim razem umówiłem się z nim na wywiad. Przed pierwszym spotkaniem znajomy mnie uczulał: „Wiesz, to w końcu jest szef SW”. Czyli respekt. Starałem się być bardzo ostrożny i dyplomatyczny. Bałem się, że jak coś powiem nie tak, to albo mnie wyśmieje, albo po prostu „zdzieli” po głowie. Tak naprawdę stresowałem się przed poznaniem go. Jednak kiedy tylko zacząłem z nim rozmawiać po raz pierwszy, okazało się, że jest to bardzo miły, spokojny i kulturalny człowiek. Był wobec mnie niezwykle uprzejmy. Podziękował mi za to, że robię film „Solidarności Walczącej”, czyli bardzo potrzebną i porządną rzecz.

Co w całej historii „SW” jest największym haczykiem na młodych. Czym można ich najbardziej zainteresować?

Myślę, że ci z młodych, którzy interesują się historią najnowszą, dostrzegą w niej kontynuację ruchu powstańczego. Dla mnie to byli trochę powstańcy lat 80., oczywiście trochę w innym wymiarze. Tym zaś, których nie interesuje historia, staram się pokazywać członków SW jako agentów 007 lat 80., którzy walczyli o niepodległość. Stworzono tak silną konspirację, że osoby, które chciały wstąpić do SW, musiały się o to mocno postarać. Jeszcze niedawno ten fragment historii był zapomniany, nieobecny na kartach podręczników.

Jak odbierasz działaczy „Solidarności Walczącej”? Jakie wrażenie na Tobie zrobili?

Rozmawiałem z wieloma osobami. Wszystkie okazały się niezwykle uprzejme. To patrioci, ale bardzo skromni. Nie uważają się za bohaterów. W wielu przypadkach są poświęcili swoje życie rodzinne, zawodowe na rzecz walki o niepodległość, walki z komunizmem, ale nie postrzegają tego jako coś wielkiego.

Premiera filmu miała miejsce w 2016 roku. Czy z perspektywy czasu jesteś zadowolony z tego projektu?

Montowałem cały materiał jeszcze na starym sprzęcie. Okazało się, że zebrałem tyle materiału, że ten komputer nie dawał rady tego przetworzyć. Musiałem część pieniędzy, które dostaliśmy na ślubie z żoną, przeznaczyć na kupno nowego sprzętu, żeby móc dokończyć ten film i ułożyć rzeczywiście jakąś ciekawą historię. Dynamiczne cięcia w filmie są wymagające i zabierają mnóstwo czasu. Ja miałem nagrane ponad godzinne rozmowy, dlatego montaż okazał się trudny. Ale jestem teraz zadowolony. Cieszę się także z muzyki w tym filmie. Nagrałem do niej specjalne kawałki rapowe, zaangażowałem producentów ze Stanów Zjednoczonych, którzy skomponowali mi utwory. Zespół Forteca również stworzył do tego filmu piosenkę i teledysk. Gdybym miał dzisiaj robić ten film, opowiedziałbym tę historię dużo szerzej. Wówczas pozostawiłem pewien niedosyt, nie opowiedziałem w nim wszystkich aspektów. Chciałem, żeby był on impulsem do samodzielnego odkrywania kart „SW”.

A cały kontekst społeczny w czasie tworzenia filmu? Drzwi same się otwierały z powodu tego tematu?

Niekoniecznie. Premiera tego filmu miała miejsce w latach, które, mówiąc oględnie, nie sprzyjały tej historii. Nazwisko Morawiecki nie było jeszcze kojarzone z polityką ogólnokrajową. Mateusz Morawiecki, obecny premier, pracował wówczas w banku. Nie kontaktowałem się z nim, nagrywając materiały do filmu, ale bardzo dużo słyszałem o nim od innych osób. Przy premierze filmu dowiedziałem się, że mogę dostać pozew sądowy za zniesławienie Lecha Wałęsy. Klimat okazał się niezbyt sprzyjające. Dzisiaj mogę powiedzieć, że nie miałem możliwości, by opowiedzieć w tym filmie o wszystkim, czego się dowiedziałem.

Historia „Solidarności Walczącej” Cię ostatecznie pochłonęła?

Włożyłem w ten film mnóstwo serca i wiele pracy. Pracowałem przy nim o wiele więcej, niż musiałem. Długo poruszałem się już poza budżetem. Jeździłem w wiele miejsc z kamerą ze swoją ekipą we własnym zakresie, robiąc wywiady. Gdyby mnie to nie zainteresowało, z pewnością bym się aż tak nie zaangażował. Myślę, że na tamten czas był to film innowacyjny, chociaż dzisiaj robi się już o wiele lepsze dokumenty w Polsce, które się świetnie ogląda. Wykorzystuje się nowoczesne techniki przy produkcji.

Czy to twój najlepszy film?

Nie, myślę, że będą jeszcze dużo lepsze. (śmiech) Ale na pewno jeden z lepszych.

Co było największym wyzwaniem przy produkcji? To była tylko twoja wizja i koncepcja, czy miałeś pewne sprawy narzucone

Nic nie było narzucone. Z fundatorami projektu dogadaliśmy się, żeby całość była możliwie dynamiczna i krótka po to, by można było ją puszczać na lekcjach historii dzieciom w szkołach. Odpadał zatem ponad godzinny film dokumentalny. Chodziło o spięcie w krótką formę. A największym wyzwanie? Zaciekawienie młodego widza szarą, nudną historią komunizmu i PRL-u. Jak pokazać mu coś, o czym często nawet jego rodzice nie chcą wspominać, co się kojarzy z „badziewnym” samochodem, milicją, brakiem artykułów na półkach. Dzisiaj młody człowiek ma dostęp do informacji z całego świata w kieszeni. Bo tam nosi smartfona z dostępem do internetu. Jak uświadomić widza, że kiedyś tak nie było, że był świat jeszcze niedawno wyglądał zupełnie inaczej?

Jakie wartości wypływają Twoim zdaniem z historii „Solidarności Walczącej”?

Imponowała mi ofiarność i cierpliwość działaczy „SW”. Oni nigdy do końca nie wiedzieli, kiedy komunizm upadnie, a jednak drążyli tę skałę. Walczyli, mieli upór wewnętrzny i nie zrezygnowali ze swoich przekonań mimo że cały świat wokół był przeciwko. Infiltrowali i ścigali ich przecież rodacy. To podwójnie przykre, ale też inspirujące. Od członków „SW” bije pokora. Uważają się za zwykłych ludzi, którzy nie zrobili nic nadzwyczajnego. Nie czują się bohaterami, a nimi są.

Jakie masz plany na przyszłość? Też związane z polską historią?

Teraz pracuję przy filmie fabularnym o dowódcy Dywizjonu 303, Zdzisławie Krasnodębskim. To mało znana, a wspaniała historia. Jednocześnie bardzo wymagający projekt. Planuje zrobić film dokumentalny o nietypowej kamerze, która była wykorzystywana do robienia zdjęć i kręcenia filmów w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Mam teraz taką pasję – kolekcjonuję stare kamery i aparaty, a szczególnie mnie interesują te urządzenia, które mają interesujące losy. Pracowały przy przełomowych momentach i wyróżniają się niezwykłym wyglądem. Poszukuję kamer z Powstania Warszawskiego. Oprócz tego przygotowuję materiał szkoleniowy dla filmowców, na których pokażę, jak powstają efekty specjalne i jak wygląda praca z kaskaderami.

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia