Władysław Koba (pseudonimy konspiracyjne: „Marcin”, „Rak”, „Tor”, „Żyła”). Karol Chmiel „Grom”. Marian Pilarski (pseudonimy: „Grom”, „Jar”, „Olgierd”, „Bończa” „Major 134” ). Józef Kozłowski „Las”. Tadeusz Pleśniak (ps. „Żbik”, „Gad”, „Hanka”, „Zośka”). To tylko niektóre nazwiska Żołnierzy Wyklętych skazanych na śmierć, których dzieci zdecydowały się wstawić u Bolesława Bieruta o okazanie ich ojcom łaski. Ich pełne nadziei listy można obejrzeć w naszej galerii.
Nikt nie został uniewinniony
- Te listy, pełne dobrej woli i nadziei na skutek, nie przynosiły rezultatu. Podobnie jak listy rodzin z prośbami o darowanie życia. To smutne świadectwa brutalności tego systemu, a z drugiej strony dowód ogromnej nadziei, jaką mieli ci ludzie, którzy liczyli na to, że uratują życie swoich bliskich – mówi portalowi i.pl Mariusz Olczak, dyrektor Archiwum Akt Nowych, które jest w posiadaniu oryginałów prezentowanych dokumentów.
- Nie sądzę, żeby te listy były w ogóle przez Bieruta czytane. Pewnie zatrzymywano je na poziomie kancelarii prezydenckiej czy sekretariatu – powątpiewa Mariusz Olczak.
Zaznacza przy tym, że wszelki kontakt z władzą komunistyczną, choćby był to tylko naiwny list dziecka, mógł być zagrożeniem zarówno dla osoby, którą usiłowano uratować, jak i dla samych ratujących, którzy podawali jawnie swoje adresy zamieszkania.
Już nie zobaczyli rodzin
- Ci, którzy zbyt usilnie próbowali wyciągnąć swoich bliskich z więzień podczas okupacji, często narażali ich na zainteresowanie władz okupacyjnych. Sposób myślenia był taki: „Jeśli tak się o niego starają, to znaczy, że to musi być ktoś ważny” – wyjaśnia dyrektor Archiwum Akt Nowych.
Rodziny skazanych na śmierć doświadczały w Polsce Ludowej wielu przykrości. Nierzadko zmuszone były przez władze PRL-u do życia w ubóstwie i na marginesie społeczeństwa z łatką „rodzin bandytów”. Ograniczano im dostęp do szkół, uczelni czy pracy. Byli również obiektami inwigilacji i wielu szykan.
W prezentowanych w galerii listach zachowaliśmy pisownię oryginalną.
mm