Wojciech Zink, w dokumentacji urzędowej figurujący także pod imieniem Albert (Adalbert), urodził się 23 kwietnia 1902 r. w Bydgoszczy jako syn Antoniego i Augusty (Augustyny) z domu Tyżak. Jego ojciec z zawodu był mistrzem garncarstwa, pracował jednak jako urzędnik kolei państwowych. Matka była rodowitą Warmiaczką urodzoną w Worytach k. Gietrzwałdu. Z uwagi na charakter pracy ojca rodzina Zinków często zmieniała miejsce zamieszkania. Po ukończeniu szkoły powszechnej w 1912 r. Wojciech rozpoczął naukę w gimnazjum w Nakle n. Notecią. Po śmierci ojca w 1916 r. przeniósł się do Miejskiego Gimnazjum w Gdańsku, gdzie trzy lata później uzyskał egzamin dojrzałości. W międzyczasie, pod koniec I wojny światowej, w 1918 r. został na krótko powołany do pruskiej armii. Następnie wstąpił do Seminarium Duchownego w Braniewie, po czym w 1924 r. przyjął święcenia subdiakonatu. Ponieważ nie posiadał wymaganego prawem kanonicznym wieku dopuszczającego go do święceń prezbiteratu, skierowano go do pomocy duszpasterskiej w parafii w Gietrzwałdzie, gdzie pod opieką tamtejszego proboszcza ks. Jana Hanowskiego odbywał praktyki pastoralne i szlifował naukę języka polskiego. Pełne święcenia kapłańskie otrzymał 8 lutego 1925 r. we Fromborku z rąk biskupa warmińskiego Augustyna Bludaua.
Ucieczka z niewoli
Pierwszą pracę duszpasterską rozpoczął jako wikariusz w parafii Gryźliny, gdzie przebywał do wiosny 1927 r. Stamtąd trafił do parafii Wrzesina, pozostając jej wikariuszem aż do 1935 r. Wtedy to chwilowo, w zastępstwie posługiwał w parafii w Barczewku, by jesienią 1935 r. otrzymać samodzielne probostwo w Lesinach Wielkich, sprawując jednocześnie opiekę duszpasterską w parafii Wielbark. Po wybuchu II wojny światowej pełnił obowiązki kapelana w olsztyńskim Szpitalu Mariackim. Pod koniec 1939 r. administrator apostolski diecezji chełmińskiej bp Karol Maria Splett zwrócił się z prośbą do ówczesnego bp. warmińskiego Maksymiliana Kallera o oddelegowanie do pracy duszpasterskiej kilku księży znających język polski. W grupie czterech kapłanów znalazł się ks. Zink, który w diecezji chełmińskiej objął administrowanie parafii w Łasinie. W maju 1940 r. powrócił do Lesin Wielkich, gdzie pozostał do końca 1944 r. W styczniu 1945 r. udał się do Podlejek do swojego wujka. Tam 22 stycznia zastało go wkroczenie oddziałów III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej. Po kilku dniach ks. Zink wraz z ponadtrzydziestoosobową grupą mężczyzn został aresztowany i odprowadzony pod eskortą żołnierzy do Łęgut, a następnie do Nidzicy, gdzie na stacji kolejowej mężczyzn rozdzielono. Część została załadowana do wagonów kolejowych i wywieziona na Wschód, a inni, wśród których był ks. Zink, trafili do sowieckiego obozu pracy dla jeńców niemieckich w Pruskiej Iławce. Po roku na przełomie lutego i marca 1946 r. ks. Zink uciekł z obozu i powrócił w rodzinne strony do Podlejek. Udał się wówczas do rządcy diecezji warmińskiej ks. Teodora Benscha, prosząc, aby ten zlecił mu pracę duszpasterską. Z racji, iż probostwo w Lesinach zostało już obsadzone, ks. Zink ponownie objął funkcję kapelana w olsztyńskim szpitalu oraz został sekretarzem Kurii Biskupiej w Olsztynie. W kolejnych miesiącach administrator diecezji powierzył mu stanowisko notariusza olsztyńskiej kurii, które pełnił aż do stycznia 1951 r.
Prymas potwierdził wybór
26 stycznia 1951 r. władze komunistyczne, łamiąc prawa zagwarantowane Stolicy Apostolskiej dotyczące mianowania i odwoływania władz diecezjalnych, usunęły z diecezji ks. Benscha. Jeszcze tego samego dnia zwołano posiedzenie Rady Konsultorów Diecezjalnych, która w przypadku braku Kapituły Katedralnej mogła dokonać wyboru tymczasowego rządcy w postaci wikariusza kapitulnego. W wyniku tajnego głosowania wikariuszem kapitulnym został wybrany ks. Zink. Niestety, wybór ten był nieważny, ponieważ ks. Bensch przed opuszczeniem Olsztyna mianował w tajemnicy na to stanowisko ks. Józefa Łopota, rektora Wyższego Seminarium Duchownego w Olsztynie, o czym nie zostali poinformowani członkowie Rady. Ponadto wybory odbywały się pod naciskiem władz komunistycznych, co w myśl Kodeksu prawa kanonicznego z 1917 r. czyniło je nieważnymi. Wobec tak skomplikowanej sytuacji 29 stycznia 1951 r. zebrała się Komisja Główna Episkopatu, która postanowiła nie ogłaszać publicznego protestu, wychodząc z założenia, że może to pogorszyć i tak trudną sytuację Kościoła. Tym samym prymas Polski Stefan Wyszyński potwierdził wybór ks. Zinka, wręczając mu 10 lutego 1951 r. dekret nominacyjny, z datą 1 lutego, na wikariusza generalnego.
„Episkopat nie jest żadną władzą”
Najważniejszą próbą w relacjach rządcy diecezji warmińskiej z kard. Wyszyńskim był moment aresztowania prymasa i wydarzenia, jakie rozegrały się na przełomie września i października 1953 r. Trzy dni po tym, jak 25 września bezpieka zatrzymała prymasa, Episkopat Polski pod presją czynników państwowych wydał deklarację potępiającą rzekomą antypolską działalność bp. Czesława Kaczmarka oraz wezwał wiernych do zachowania spokoju, w istocie przyzwalając na represyjną działalność komunistów wobec Kościoła. Dokumenty te wraz z komunikatem Rady Ministrów uzasadniającym „powody” internowania prymasa Wyszyńskiego miały zostać odczytane 4 października ze wszystkich ambon kościołów w Polsce. W tej sytuacji ks. Zink, jako jedyny z pozostających na wolności członków Episkopatu Polski, nie zgodził się na podpisanie dokumentów i przekazanie ich podległemu duchowieństwu w celu odczytania wiernym. Mimo dwóch wizyt ponaglających, jakie złożył mu kierownik Samodzielnego Wydziału do Spraw Wyznań w Olsztynie, ksiądz oświadczył, że niczego nie wyśle, „ponieważ nie widzi takiej potrzeby”. Nieugięta postawa spowodowała, że władze państwowe 2 października dały ks. Zinkowi ostatnią szansę, wyznaczając na godz. 20 rozmowę z przewodniczącym PWRN w Olsztynie. W gabinecie przewodniczącego ks. Zink został telefonicznie połączony z bp. Zygmuntem Choromańskim, sekretarzem Konferencji Episkopatu, którego poinformował, że decyzji nie zmieni i „zdaje sobie sprawę ze skutków, jakie mogą nastąpić”. W dalszej rozmowie z władzami na temat swojej decyzji powiedział, że z uwagi na aresztowanie prymasa Wyszyńskiego „Episkopat nie jest żadną władzą, bo nie ma legata papieskiego”, wobec czego nie ma obowiązku wykonywania zarządzeń. Na Rakowiecką Na skutki tej rozmowy nie trzeba było długo czekać. Po powrocie do domu ok. godz. 22 do mieszkania ks. Zinka zaczęli dobijać się funkcjonariusze UB. Ponieważ nie zostali wpuszczeni, rozbili szybę w oknie, przez które dostali się do środka, dokonując kilkugodzinnej rewizji. Następnie „bez płaszcza i zapasowej bielizny” zabrali księdza do samochodu i 3 października 1953 r. trafił do więzienia w Warszawie przy ul. Rakowieckiej, gdzie przebywali już bp Antoni Baraniak i bp Kaczmarek. Zarzucono mu antypaństwową działalność przejawiającą się we wrogiej postawie wobec porozumienia pomiędzy państwem a Kościołem, sabotowanie poleceń władz oraz antagonizowanie społeczeństwa i duchowieństwa. Ks. Zinkowi przypisywano ponadto, że po izolacji Wyszyńskiego przekazywał odmienne od obowiązujących wersje wydarzeń na temat pokazowego procesu bp. Kaczmarka, negując prawdziwość jego zeznań i uznając proces za nagonkę na hierarchię kościelną. O antyrządowej postawie rządcy diecezji warmińskiej miało świadczyć jego wystąpienie z 27 września 1953 r., kiedy to po uroczystości udzielania sakramentu bierzmowania w Kętrzynie w gronie szesnastu księży odczytał list prymasa do premiera Rządu, w którym Wyszyński zaprzeczał wymuszonym zarzutom stawianym bp. Kaczmarkowi. W komentarzu do tego listu ks. Zink nawoływał księży do jedności i wierności prymasowi, doceniając jego wytrwałość w działaniu dla dobra Kościoła. Ksiądz Zink wyszedł na wolność w lutym 1955 r., nie otrzymując jednak prawa powrotu do diecezji warmińskiej. Stało się to możliwe dopiero po wydarzeniach października 1956 r. W grudniu 1956 r. ordynariuszem diecezji warmińskiej został bp Tomasz Wilczyński, który powołał go na urząd wikariusza generalnego, a następnie na prepozyta Warmińskiej Kapituły Katedralnej. W maju 1960 r. papież Jan XXIII mianował go infułatem.
Więcej niż trzy fakultety
Pobyt w więzieniu w żaden sposób nie zmienił stosunku ks. Zinka do komunistów i duchownych współpracujących z władzą. W 1958 r. na spotkaniu towarzyskim u administratora parafii w Reszlu ks. Feliksa Kowalika, w którym oprócz ks. Zinka uczestniczyli także bp Józef Drzazga, ks. Henryk Poczobut i ks. Wacław Siwiec, gospodarz przytaczał szereg przykładów z działalności Komisji Duchownych i Świeckich Działaczy Katolickich. Kiedy przedstawiał przebieg uroczystości związanych z dziesiątą rocznicą Polski „ludowej”, gdzie 180 księży z Warmii i Mazur udało się z przedstawicielami władz PRL na wspólny posiłek do olsztyńskiej restauracji „Pod Żaglami”, ks. Zink ocenił postawę kapłanów jako „zdradziecką i wysługującą się komunistom”. Mając na myśli siebie i ks. Kowalika, zadał przy tym pytanie: „kto najlepiej zna taktykę komunistów?”, odpowiadając jednocześnie: „Ten, kto przeszedł Mokotów. To jest więcej jakby ukończył trzy fakultety”. Rządca diecezji warmińskiej dotrzymując wierności prymasowi Wyszyńskiemu w momencie aresztowania udowodnił swoją twardą i zdecydowaną postawę w obronie Kościoła. Zdawał sobie sprawę, że władze, dopuszczając się izolacji zwierzchnika Kościoła katolickiego w Polsce, nie mają żadnych oporów w realizacji założonych celów i nie cofną się przed niczym. Ksiądz Zink nie mógł zrozumieć podziałów, jakie zrodziły się wśród duchowieństwa po aresztowaniu prymasa Polski. W nawiązaniu do braku jednomyślności i sympatyzowania z władzami niektórych członków Episkopatu po 25 września 1953 r. mówił, że „kamień wrzucony do wody zaraz opadnie na dno, a zamarznięte gówno, chociaż optycznie może przypominać kamień, będzie pływało na powierzchni”.
„W pamięci Ludu i całej Polski”
W kolejnych latach część Episkopatu Polski z bp. Choromańskim i bp. Michałem Klepaczem na czele próbowała oczerniać ks. Zinka, sugerując, że jego decyzja podyktowana była nieznajomością języka polskiego, co rzekomo miało mu uniemożliwić zrozumienie treści otrzymanych dokumentów. Tymczasem sam prymas Wyszyński pisał z goryczą, że we wrześniu 1953 r. bronił go tylko „Niemiec i pies”. Niemiec był aluzją do pochodzenia ks. Zinka, a pies to owczarek podhalański, który podczas aresztowania prymasa ugryzł jednego z funkcjonariuszy UB. Słowa te, oddające cześć ks. Zinkowi – nieugiętemu kapłanowi, który wybrał więzienie zamiast zgody na akceptację bezprawia – prymas Wyszyński powtórzył w 1967 r. w Olsztynie podczas uroczystości 400. rocznicy seminarium duchownego „Hosianum”. Ogromny szacunek ks. Zinkowi oddał także w memoriale skierowanym do władz polskich, w którym pisał następująco: „Co wycierpiał od władz komunistycznych taki ksiądz infułat Zink w Olsztynie, autochton, człowiek, który całe życie dążył do Polski – trudno opisać. Mogłoby to największego przyjaciela wrogiem uczynić, choć nie załamało to dzielnego Warmiaka”. Ksiądz Zink zmarł 9 września 1969 r. Na jego pogrzeb do Gietrzwałdu przyjechało ok. trzystu księży. Prymas Wyszyński w nadesłanym telegramie napisał: „Cierpienia i udręki, które przeżywał w walce o sprawiedliwość i wolność Kościoła, niech pozostaną w pamięci Ludu i całej Polski”.