Przyjechali ze Wschodu. Wbrew woli

- Do wsi z dzieciństwa nie chcę wracać - mówi Janina Kubicka
- Do wsi z dzieciństwa nie chcę wracać - mówi Janina Kubicka Mariusz Kapała
- Polski tu nie będzie, ale 17 republika radziecka - usłyszał tata pani Janiny na dworcu w Świebodzinie

Powiat świebodziński jest inny. Tak przynajmniej twierdzi szef Świebodzińskiego Związku Kresowian Mirosław Algierski. Bo w powiecie aż 80 procent mieszkańców deklaruje pochodzenie kresowe, a w Lubuskiem tylko około połowa. Swoje korzenie wywodzą oni z przedwojennej Polski Wschodniej a więc chociażby Wileńszczyzny, Polesia, Wołynia. - Ludzie ci często jechali przez pół Polski, by osiedlić się w Świebodzinie i okolicach. A to dlatego, że właśnie tu pociągi z przesiedleńcami kończyły swoją jazdę - dodaje Algierski.

Chcąc upamiętnić ten przyjazd do Świebodzina, związek Kresowian w piątek, 8 maja, odsłonił kamień, który ma symbolizować przesiedlenia z Kresów na Ziemię Świebodzińską. Co ciekawe, kamień ten znaleziono na składowisku w kopalni węgla brunatnego w Sieniawie.

- Jest bardzo ładny, jego urodę mogliśmy zobaczyć po przecięciu. Barwy czerwonej czy wiśniowej z zaznaczonymi elementami czarnymi, bez jakichkolwiek wad i pęknięć. Dlatego powinien stać przez dziesiątki a może setki lat - mówi z dumą M. Algierski.

Kamień ustawiono w parku obok dworca kolejowego. W 1945 roku na dworzec przyjechały pierwsze transporty z przesiedleńcami, a oni wysiadając z wagonów, właśnie drogą przez park szli w kierunku miasta. M. Algierski: - Tu przesiedleńcy zaczynali nowy etap życia. Tylko nieliczni wierzyli, że zostaną tu na zawsze. Większość z nich już niestety nie żyje. A młode pokolenie wie o tamtych czasach niewiele. Dlatego związek Kresowian postanowił upamiętnić to wydarzenia poprzez umieszczenie kamienia.

Jednym z pierwszych, bo wraz z rodziną już około 20 kwietnia trafił do Świebodzina, był Tadeusz Filipczak. Pochodzi ze wsi Czaruków na Wołyniu. Tam jego rodzina miała gospodarstwo rolne. - Większość mieszkańców Czarukowa była pochodzenia ukraińskiego. Dlatego już w czerwcu 1943 roku cała nasza piątka musiała uciekać. A udało nam się, bo ostrzegł nas jeden z sąsiadów, który był Ukraińcem - wspomina pana Tadeusz. Jego rodzina schroniła się w Łucku i tam w grudniu 1944 roku zapisała na wyjazd do Polski. Przez kilka miesięcy przebywała pod Zamościem, by w kwietniu wraz z innymi czterema rodzinami trafić do Świebodzina.

Zaraz po wyjściu z pociągu, urząd repatriacyjny skierował tę rodzinę do pobliskiego Grodziszcza. - Wioska była zajęta przez Rosjan, którzy udostępnili nam jedno z mieszkań. Już w maju sadziliśmy kartofle. Kilka dni później wyjechali ostatni Niemcy. Osobiście woziłem ich na dworzec. W 1951 roku się ożeniłem i przeprowadziłem do Świebodzina. I tu mieszkam do dzisiaj - opowiada nasz roz-mówca.

Czy wróciłby na Kresy? Zdecydowanie twierdzi, że tak, ale pod warunkiem, że byłaby tam Polska. - Byłem w mojej wsi w 2002 roku. Po domu nie ma śladu, został spalony. Dlatego o tym, że tam wrócę mogę tylko śnić - mówi.

Później, bo w lipcu 1945 roku, przyjechała do Świebodzina Janina Kubicka wraz z rodziną. Również z Wołynia, gdzie mieszkała we wsi Milatyn, tuż przy przedwojennej granicy ze Związkiem Radzieckim. Jak podkreśla nasza rozmówczyni, również jej rodzina cudem uniknęła śmierci z rąk Ukraińców. A to dlatego, że przed masakrą ostrzegł ich sąsiad.

Do dzisiaj pamięta pierwszy dzień w nowym miejscu. - Był upał a nas wysadzili na peronie. Wokół byli jedynie rosyjscy żołnierze. Na pytanie jednego z nich, dlaczego tu przyjechaliśmy, tata powiedział, że do Polski. A Rosjanin odpowiedział, że Polski nie będzie, będzie tylko 17 republika radziecka. Tata nawet nie próbował dyskutować - wspomina pani Janina.

Cała rodzina trafiła do pobliskiego Lubinicka, gdzie także byli Rosjanie. I oni przekazali jeden z pokoi. W zamian za mleko, bo rodzina pani Janiny przywiozła ze sobą dwie krowy. A rosyjskiemu oficerowi marzyła się kasza z mlekiem. Później tata pani Janiny, Bronisław, dostał gospodarstwo o powierzchni 8 ha. - W Lubinicku mieszkałam aż do 1980, kiedy to przeprowadziłam się do Świebodzina i zamieszkałam w lokalu zakładowym Eltermy. Gdzie też mieszkam do dzisiaj. Tu pozostanę - kończy pani Janina.

Czesław Wachnik
GAZETA LUBUSKA

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia