Ryszard Kapuściński, nie tylko reporter, ale i człowiek z Polesia, powiedział kiedyś o Kresowiakach: "Człowiek kresowy jest wszędzie bytem międzykulturowym, zawsze istotą - pomiędzy -".
Ponieważ mniej więcej tak samo można by zdefiniować Ślązaków, wielkie, nieplanowane powojenne spotkanie jednych i drugich na ziemi tych drugich dało zaskakującą, słodko-gorzką miksturę.
Jej esencję serwuje nowa, bardzo ciekawa wystawa Muzeum Śląska Opolskiego.
500 artefaktów na strychu
Młodzi Kresowianie z Chodorowa w 1921 roku. Ćwierć wieku później trafili na Śląsk
(fot. Muzeum Śląska Opolskiego)
Według szacunków, po II wojnie światowej z Kresów Wschodnich wysiedlono 1,71,9 min obywateli polskich. Duża część z nich trafiła do miast, które przed wojną znajdowały się w granicach III Rzeszy - Bytomia, Zabrza i Gliwic.
Dziś liczbę osób pochodzących z Kresów i ich potomków żyjących w całej Polsce szacuje się maksymalnie na ok. 6 min.
Co ciekawe, w spisie powszechnym z 1950 roku w opolskiej części Górnego Śląska 54 procent populacji (z ponad 800 tys. ludzi) stanowili autochtoni.
Jedną czwartą spisanych byli Kresowianie, kolejną ćwiartkę - wypełniali ludzie z innych terenów Polski, m.in. górale śląscy czy mieszkańcy dawnego powiatu piotrkowskiego migrujący pod Opole zgodnie z apelem o zasiedlanie ziem zachodnich. Tragiczna wspólnota losów Ślązaków i Kresowian narodziła się kilka lat wcześniej - obie grupy dotknęły dzikie wysiedlenia i przedstawiciele obu długo mieli nadzieję, że będzie dane im wrócić do dawnego domu.
- W jednej chwili nasze przeznaczenie zależało od decyzji maszynisty. Od decyzji, gdzie zatrzyma pociąg, do którego wsiedliśmy w drodze na zachód - podkreśla Irena Kalita, prezes Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich z Opola. Jedni wysiedli w Bytomiu lub Gliwicach, inni w Opolu.
Wystawa jest o perypetiach tych ludzi i tych, którzy Kresowian na Śląsku przyjmowali. Przygotowania do niej trwały kilka lat, organizatorom udało się zdobyć dofinansowanie Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Ekspozycję zgromadzono na ponad 270 metrach kwadratowych odrestaurowanego strychu Muzeum Śląska Opolskiego. Wśród ok. 500 zebranych artefaktów - dokumentujących zarówno dzieje autochtonicznych mieszkańców Śląska Opolskiego, jak i Kresowian - są m.in. zdjęcia, sprzęty domowe, elementy wystroju wnętrz, stroje, sprzęty gospodarskie czy rozmaite dokumenty (polecamy szczególnie oryginalną listę Ślązaków "zakwalifikowanych" do wysiedlenia - wraz z odręcznymi adnotacjami daje ona posępne świadectwo tamtych czasów).
Wystawę uzupełniają multimedia, dzięki którym można np. posłuchać gromadzonych przez lata przez opolskie muzeum wywiadów z mieszkańcami regionu, obejrzeć fragmenty kronik filmowych czy posłuchać dźwiękowych zapisów pieśni i gwar. Szczególnie interesujące są udostępnione zwiedzającym interaktywne mapy przesiedleń - z ich pomocą można dokładnie prześledzić, ile rodzin z jakiej czyści Kresów zamieszkało po wojnie na Śląsku Opolskim.
Zrodziła się kolejna śląska hybryda
Ekspozycję podzielono na trzy części. Pierwsza przedstawia Śląsk Opolski i jego mieszkańców w XIX i XX wieku - do lat 1945-1947. Druga ukazuje dzieje i kulturę Kresowian osiadłych na Śląsku do 1945 roku oraz ich wcześniejsze losy; a trzecia ukazuj e przykłady spotkań różnych grup kulturowych na Śląsku Opolskim w pierwszych latach po II wojnie światowej.
- Naszym celem było uświadomienie o odbywającej się nieustannie na Śląsku wymianie kulturowej - mówi Małgorzata Goc, współautorka wystawy. - Zjawisko to, zwykle rozciągnięte w czasie i przestrzeni, jest niedostrzegane poprzez swoją wycinkowość w ciągu życia jednego pokolenia. Ruchy ludności, które miały miej sce na Śląsku po drugiej wojnie światowej doprowadziły do czegoś, co możemy nazwać zderzeniem kulturowym.
To zderzenie, z którego potem narodziła się kolejna śląska hybryda (obecna na wystawie prof. Dorota Simonides opowiadała, jak w późniejszych latach na jej pytanie w szkole o to, który z uczniów czuje się Ślązakiem, wstawała cała klasa), bywało początkowo inspirujące, ale i kłopotliwe dla obu stron. Traktuje o tym też choćby zeszłoroczna książka "Kresowianie na Górnym Śląsku" wydana pod redakcją Bogusława Tracza przez katowicki IPN. Kresowianie zakładali zakłady rzemieślnicze, restauracje ikawiamie, których nazwy i wystrój często nawiązywały do tych pozostawionych w utraconych miejscach zamieszkania.
Nawiązywano przyjaźnie i zawierano "mieszane" małżeństwa, zaś w integracji dużą rolę odegrał Kościół. Ale barierą bywały zwyczaje, j ęzyk czy poczucie tymczasowości, jakie towarzyszyło przesiedleńcom. Gdy trafili na Śląsk, w niektórych domach przebywali jeszcze ich dotychczasowi gospodarze - nietrudno więc wyobrazić sobie skrępowanie nowych lokatorów, którzy wprowadzali się tam, gdzie jeszcze krzątali się wybierający się transportami na zachód niemieckojęzyczni właściciele.
Droga - alegoria śląskości
Przesiedleńcy z Biłki Szlacheckiej w Grodźcu pod Opolem. Rok 1948
(fot. Muzeum Śląska Opolskiego)
Otwarcie wystawy zostało zwieńczone dyskusją pod nieco prowokującym hasłem: "Czy Śląsk jest śląski", którą osobiście miałem przyjemność poprowadzić. Moim rozmówcą był prof. Zbigniew Kadłubek, filolog klasyczny z Uniwersytetu Śląskiego, pisarz, badacz Śląska i znakomity regionalista. Prof. Kadłubek zwrócił uwagę na specyficzną architekturę wystawy w muzeum - eksponaty dokumentujące losy Kresowian zgromadzono w środkowej części sali. Dookoła otoczono je śląskimi historiami i świadectwami.
- To rodzaj znakomitego symbolu nie tylko śląskiej gościnności, ale i przenikania jednej kultury w drugą, jakie odbywało się na tej ziemi - zauważał naukowiec.
Prof. Kadłubek podkreślił też znaczenie jednej z fotografii, którą zwiedzający mogą zauważyć na samym początku wystawy.
- To droga, nie wiemy dokąd prowadzi, na pierwszy rzut oka trudno powiedzieć - czy to Śląsk, czy Kresy. Właśnie droga od dziesięcioleci jest alegorią śląskości - to pozostawanie w ruchu, przeobrażanie się, dźwiganie w podróży nią wielu różnic, bogactwa w jedności, które śląskość tworzy - mówił regionalista.
- Śląsk jest i zawsze był wielokulturowy i wieloetniczny - wtórowała mu inna znawczyni Śląska, prof. Dorota Simonides. - Dzięki takim wystawom jak ta, poznajemy jego korzenie.
Marcin Zasada
NOWA TRYBUNA OPOLSKA