Wojenne i powojenne wędrówki śladami dziadków pruszczanki Małgorzaty Mikos

Danuta Strzelecka
Fot. Arch. pryw. M. Mikos
Bazując na dokumentach archiwalnych, skrawkach pamiętników i wspomnieniach, pruszczanka Małgorzata Mikos napisała książkę "Wróć do mnie". - To nie tylko opowieść o wojnie, ale przede wszystkim opowieść o moich dziadkach, Halinie i Stanisławie Sikorskich, którzy po wojnie i długiej tułaczce po kraju zamieszkali w Pruszczu Gdańskim - mówi powieściopisarka.

Rozmowa w pruszczanką Małgorzatą Mikos

Na dniach ukaże się pani kolejna książka „Wróć do mnie”. O czym jest i jaką historię opowiada?

To powieść, w której fikcja literacka łączy się z prawdziwymi wydarzeniami. To opowieść o przeszłości, tajemnicach i sile wspomnień. O przyjaźni, miłości, odwadze, porzuconych marzeniach i nadziei na lepszy los. Historia rozpoczyna się od wyruszenia trójki przyjaciół w celu poznania przeszłości swoich dziadków. Za sprawą opowieści poznanej we Lwowie starszej kobiety i zachowanych zdjęć oraz dokumentów odbywają pełną emocji podróż w czasie.

Kto po nią sięgnie?

Zawsze staram się, aby każda opowiadana przeze mnie historia była historią uniwersalną. „Wróć do mnie” to powieść obyczajowa z tłem historycznym, która wzrusza i pozostawia po sobie refleksję o życiu, wojnie i tym, co odeszło.
Zabierając się do pracy nad tą książką, chciałam jak najlepiej oddać realia tamtych czasów i wydarzeń. Bazując na dokumentach archiwalnych, skrawkach pamiętników, które zostały mi udostępnione i zachowanych wspomnieniach, budowałam tamten świat kawałek po kawałku, umieszczając w opowieści kolejne sceny. Niektóre postaci w książce są prawdziwe, inne są tworami, dzięki którym mogłam opowiedzieć dany wątek.
Oprócz wojennego okrucieństwa zawarłam w książce realia codziennego życia oraz małe „smaczki”, na przykład warunki atmosferyczne w konkretnym dniu czy fazy księżyca. Moim zdaniem to jedna z tych powieści, które trafią w gusta miłośników powieści obyczajowych oraz tych z wątkiem historycznym.

Skąd pomysł, żeby zająć się historią rodzinną?

Pomysł na tę książkę tak naprawdę zrodził się przez przypadek. Przez ponad 15 lat zbierałam informacje i wspomnienia od osób, które pamiętały nie tylko moich przodków, ale przede wszystkim pamiętały tamte czasy i miejsca lub którym takie wspomnienia przekazali rodzice bądź dziadkowie. Przez te wszystkie lata zachowałam dziesiątki takich wspomnień, emocji, tęsknot za tym, co odeszło na zawsze.

Usłyszane kiedyś słowa, że każda historia warta jest opowiedzenia i zachowania na zawsze, powracały do mnie przez wiele tygodni. Zerkając na zebrane materiały, widząc przed oczami fragmenty poznanych wspomnień, słysząc strzępki rozmów, uznałam, że warto zachować cząstkę tamtego świata. Postanowiłam opisać wojenne doświadczenia i wędrówkę moich dziadków, wplatając ich historię w opowieść o tamtych czasach.

Musiało jednak minąć sporo czasu, zanim losy moich dziadków i ich bliskich ułożyły się w książkę. Samą książkę pisałam nieco ponad rok, otoczona setkami starych zdjęć, listów, kartek z notesów i pamiętników, wycinkami ze starych gazet. Przyglądałam się twarzom znanym i tym obcym na starych zdjęciach i zastanawiałam się, jakie myśli kłębiły się w ich głowach, jakie mieli plany i marzenia, jakie emocje towarzyszyły im w dobrych i złych chwilach. Akcja powieści powoli szła naprzód, a ja oczami wyobraźni widziałam moich bohaterów, ich radości i smutki, lata dzieciństwa i późniejsze, naznaczone wojenną traumą.

Łatwo czy trudno bierze się na warsztat literacki własną rodzinę?

Dla mnie tworzenie tej opowieści było wspaniałą i pełną emocji przygodą. Jednym z bohaterów powieści jest Adam, który zna swoich dziadków jedynie z rodzinnych opowieści i kilku zdjęć. Podobnie jak on swoich dziadków i pradziadków ze Lwowa i z Buska znam jedynie z opowieści, zdjęć i kilku zachowanych nagrań. Wiele razy zastanawiałam się, jakimi ludźmi byli, jak wyglądało ich życie przed i po wojnie, jak wyglądała ich podróż przez Polskę na północ, gdzie znaleźli nowy dom.

I tak kawałek po kawałku budowałam ich świat. Z każdym dniem poznawałam ich lepiej. I żałowałam, że nie było mi dane poznać ich w prawdziwym życiu. Cieszę się jednak, że pozostały po nich liczne zdjęcia i wspomnienia, a teraz ta książka.

Mam nadzieję, że wspominając w książce miejsce „pod bocianem”, jak mawiał dziadek, miejsce przejrzystych wód, niekończących się pól i łąk, pachnące fiołkami, ziołami i kwiatami, zrobiłam coś dobrego - zachowałam cząstkę tamtego miejsca i tamtych czasów. Zachowałam cząstkę dziadków i ich pokolenia.

ZOBACZ TAKŻE: Rodzinne inspiracje - wystawa prac taty i córki w Mediatece w Straszynie

Jak pani dziadkowie trafili do Pruszcza?

Babcia pochodziła ze Lwowa, dziadek z Buska pod Lwowem. Tuż po wojnie oboje wraz z bliskimi opuścili swoje domy i ruszyli w długą tułaczkę po Polsce, aż trafili właśnie do Pruszcza Gdańskiego i zostali na dobre. Znaleźli tu drugi dom, namiastkę tego, co zostało daleko stąd. Babcia zajmowała się domem i rodziną. Dziadek był organistą w parafii Matki Boskiej Nieustającej Pomocy i bliskim przyjacielem ks. Józefa Waląga, a później był organistą w kościele pw. bł. Michała Kozala, prowadził także chór i robił to prawie do końca swojego życia.

Jak rozpoczęła się pani przygoda z pisaniem?

Pytanie, na które zawsze ciężko jest znaleźć właściwą odpowiedź. Myślę, że to kwestia przypadku zadecydowała, że zaczęłam pisać i opowiadać kolejne historie. Prawdę mówiąc, nie pamiętam tego „przełomowego momentu”, było to dość dawno. Droga, na którą wstąpiłam wiele lat temu, zaprowadziła mnie do miejsca, w którym jestem teraz - z trzema wydanymi powieściami i kilkunastoma antologiami, w których znalazły się moje teksty, i niezliczonymi pomysłami na kolejne opowieści.

Powieść „Dni naszego życia” była moim debiutem prozatorskim, który został bardzo dobrze przyjęty przez Czytelników. To chwytająca za serce opowieść o życiu i śmierci, miłości i przyjaźni. Poruszyłam w niej sprawy, które - wcześniej czy później - dotykają każdego z nas i naszych bliskich. Samotność, odrzucenie, niezrozumienie. Odmienny światopogląd i potrzeba zachowania w pamięci dobrych chwil. Potrzeba bliskości. Potrzeba zatrzymania się na chwilę i dostrzeżenia otaczającego nas piękna. To opowieść również o tym, że trzeba żyć chwilą tu i teraz i czerpać z tego jak najwięcej. I że jeśli kochać, to kochać całym sercem. I że nie można tracić nadziei, nawet w najgorszych momentach, ponieważ nawet po najstraszniejszej burzy na niebie zawsze pojawia się słońce.

CZYTAJ TAKŻE: Prowadzili wielkie gospodarstwa, budowali szpital i cukrownię. Taką historię pozostawiły rodziny dawniej zamieszkujące Pruszcz
Moja druga powieść, „Wstrzymując oddech” to słodko-gorzka historia o kruchości ludzkiego życia, miłości i żałobie. Mimo że od premiery obu powieści minęło trochę czasu, wciąż otrzymuję od czytelników liczne wiadomości, że dzięki moim historiom inaczej spojrzeli na świat, życie, uciekający czas, a fragmenty z książek towarzyszą im na co dzień. Niektórym z nich lektura „Wstrzymując oddech” pomogła w poradzeniu sobie z żałobą po stracie bliskiej osoby.

Jest pani uważną i wrażliwą obserwatorką. Pomaga to w tworzeniu?

Z całą pewnością tak właśnie jest. Sama jestem osobą obserwującą otaczający świat z fascynacją i z ciekawością małego dziecka, z przyjemnością poznającą nowe miejsca, nowe kultury. Dzięki temu mogę przemycać pewne rzeczy do tekstów. A możliwość opowiedzenia za pomocą słów jakiejś historii to największa przyjemność bycia pisarzem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia