„Polska lubelska”.
Tą nazwą - w ślad za Tadeuszem Żenczykowskim - przyjęło się określać skrawek Polski, który latem 1944 r. - najwcześniej - dostał się we władanie polskich komunistów. To w Lublinie, pod osłoną milionowej Armii Czerwonej i dywizji specjalnych NKWD zainstalowali się uzurpatorzy z PKWN otwarcie dążący do obalenia legalnego rządu Rzeczypospolitej. O determinacji żołnierzy wiernych złożonej przysiędze i prawowitym władzom świadczy to, że w tak ekstremalnie trudnych warunkach nie zaprzestali walki, że ruszali na pomoc powstańczej Warszawie, a broń z rąk trzeba im było wyrywać przemocą. Niektórzy starali się przeczekać, wiedząc, że front ruszy na zachód i wtedy będzie można wystąpić przeciwko uzurpatorskiej władzy rządzącej strachem i terrorem.
Wrzesień i konspiracja antyniemiecka
Antoni Kopaczewski był rówieśnikiem Niepodległej - urodził się 25 maja 1918 r. w Majdanie Brzezickim. W 1938 r. ukończył Szkołę Podoficerów Piechoty dla Małoletnich w Nisku. We wrześniu 1939 r. walczył w szeregach 43 Pułku Strzelców im. Legionu Bajończyków. Pułk w składzie 13 Dywizji Piechoty walczył pod Tomaszowem Mazowieckim, po reorganizacji w Chełmie wszedł w skład 13 Brygady Piechoty i wziął udział w pierwszej i drugiej bitwie pod Tomaszowem Lubelskim. Gdy resztki pułku zostały rozbite w walkach o Krasnobród, Antoni wrócił w rodzinne strony i wraz z rodzicami i teściami zamieszkał w podlubelskich Piaskach. Tam wstąpił do „Baonów Zemsty” organizowanych przez Jerzego Drylskiego. Należał do Związku Walki Zbrojnej, potem zaś do Armii Krajowej. Grupa bojowa dowodzona przez „Lwa” - bo taki pseudonim przyjął Antoni Kopaczewski - wchodziła w skład zgrupowania cichociemnego Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Oddział „Lwa” nie wziął udziału w akcji „Burza”, więc jako niezdekonspirowana grupa przeszedł do konspiracji antykomunistycznej - najpierw poakowskiej, potem w strukturach Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”.
Rządzili w terenie
Działalność oddziału WiN dowodzonego przez Kopaczewskiego podsumowało w 1978 i 1981 r. dwóch lubelskich funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Dysponując dokumentami, które nie dotrwały do naszych czasów, opisali akcje dokonane w okresie półtora roku. Doliczyli się ich 57 - czyli 3 razy w miesiącu żołnierze „Lwa” uderzali w reżim komunistyczny: likwidowali aparatczyków, donosicieli i funkcjonariuszy, konfiskowali pieniądze, a także likwidowali pospolitych bandytów. Oto niektóre tylko akcje oddziału dokonane w ciągu pierwszych czterech miesięcy 1945 r. W dzień targowy, 21 marca w podlubelskich Piaskach oddział zlikwidował milicjanta, plut. Mordkę Honika, a cztery miesiące później - działacza Polskiej Partii Robotniczej Moszka Honika, ojca Mordki. Od kul żołnierzy „Lwa” padli również: donosiciel Czesław Ziółkowski, funkcjonariusz lubelskiej bezpieki Edward Jeleń, małżeństwo Zajączkowskich - gorliwych komunistów, członkowie PPR Jan Maciejewski, Feliks Koch oraz Michał Winiarczyk, sekretarz PPR z Piask. 24 kwietnia ludzie „Lwa” zarekwirowali pieniądze z kasy gminy i spółdzielni handlowej. Ekspropriację powtórzyli dwie doby później, w nocy 26 kwietnia, a ich łupem - poza gotówką - padły także dwie maszyny do pisania. Tej samej nocy opanowali piasecki posterunek MO, w którym rozbroili z pepeszy kaprala Łydę. Ostatniego dnia kwietnia oddział w składzie grupy z Mełgwi wziął udział w akcji na Zakłady Przetworów Owocowych w Milejowie. Wyobraźmy to sobie: w Piaskach, sporym wszak miasteczku, położonym zaledwie 20 kilometrów od Lublina, pierwszej stolicy zniewolonej przez komunistów Polski, oddział podziemia antykomunistycznego rządził niemal suwerennie. Podobnie działo się i w następnych miesiącach. Tajną bazą oddziału był Ignasin, skąd pochodził Stanisław Pędrak „Poleszuk”, zastępca dowódcy.
Kule i ulotki
Oddział „Lwa”, mając oparcie w terenie, był nieuchwytny, wymykał się ścigającym go grupom operacyjnym. Bez powodzenia również bezpieka starała się ulokować w oddziale swojego agenta. Jednym z nich był por. Łuszczyński udający dezertera z wojska. Lecz „Lew”... powziął podejrzenia, że Łuszczyński jest „nasłany” i w dniu 17 listopada 1945 r., po sprawdzeniu przez […] „Figusa” swych podejrzeń, Kopaczewski Antoni ps. „Lew” wykonał na Łuszczyńskim Franciszku wyrok śmierci podczas ponownego spotkania z wym[ienionym] w rejonie Piask.” Swoistą „laurkę” po latach wystawili „Lwu” Kopaczewskiemu dwaj wspomniani esbecy, pisząc: „..chęć przewodzenia i dominowania jako cechy osobowości […] „Lwa” i jego zdecydowanie antysocjalistyczne nastawienie polityczne doprowadziły w konsekwencji do wyłonienia pod jego dowództwem z placówki nr 7 groźnej i niebezpiecznej bandy zbrojnej, w odróżnieniu od pozostałych placówek rejonu Piaski nielegalnej organizacji AK, które zostały przez PUBP Lublin drogą operacyjną zneutralizowane i niejako „podporządkowane” dokonującym się przeobrażeniom społeczno-politycznym w kraju.[..] Intencją „Lwa” było silne oddziaływanie propagandowe i podnoszenie na duchu wahających się – stąd logiczną konsekwencją była jego decyzja niewychodzenia z konspiracji, dalszego „trwania” organizacyjnego i wykazania na terenie gminy rejonu Piaski swego oddziaływania, obecności i siły bandy. Wiązało się z tym ciągłe przebywanie […] „Lwa” w Piaskach, spotykanie się ze znajomymi i kolegami szkolnymi, nachodzenie ich osobiście lub przez oddanych sobie członków bandy. Ta „ciągła obecność” fizyczna i demonstracyjne ukazywanie się […] „Lwa” w asyście obstawy miało szczególny wydźwięk w okresie rozwiązywania się AK. Kolportowanie zaś ulotek miało świadczyć o „dalszym życiu” organizacji.” „Lew” podejmował nie tylko akcje zbrojne: wykorzystując zdobyte maszyny do pisania oraz powielacz, wydawał gazetkę „Wolność i Niezawisłość”, która miała również wydania plakatowe, do rozlepiania na słupach ogłoszeniowych. Funkcjonariusze, „kolekcjonujący” te gazety i ulotki jako dowody rzeczowe, mieli około 30 różnych wydań, których nakład szacowali na kilkaset egzemplarzy. Jak pisali „ulotki, które drukowano i kolportowano w okresie referendum, stanowiły jadowity przykład antysocjalistycznej propagandy”.
Najazd na Ignasin
Długotrwałe i złożone działania bezpieki przyniosły wreszcie efekt. Zwerbowany przez UB były żołnierz WiN, 8 września 1946 r. „wystawił” śledczym zastępcę Kopaczewskiego, Władysława Ziętka ps. „Nieznany”. Ziętek, skatowany przez ubeków, powiedział, że oddział „Lwa” często zatrzymuje się w Ignasinie, w gospodarstwie Józefa Dziachana. Szef WUBP natychmiast wysłał do Ignasina silną i potężnie uzbrojoną grupę operacyjną. Przebieg wypadków funkcjonariusze WUBP opisali w kilku raportach, które przez lata były jedynym źródłem. A zatem: złożona z 38 ludzi grupa dotarła do Ignasina o świcie. Najpierw padły strzały do stojącego na warcie „Poleszuka”, potem z 4 erkaemów rozpoczął się ostrzał zabudowań gospodarstwa Dziachanów. Gdy zajęły się one ogniem, żołnierze „Lwa” stali się doskonale widoczni, co z satysfakcją notują ubecy. Dowodzący akcją Teodor Maksymiuk twierdził, że walka trwała około dwóch godzin, że jako pierwszy - jeszcze w stodole - zginął „Aniołek” (Władysław Sampolski), zaś „Lew”, „Lipa” (Wincenty Kisielewski) i „Pościgowy” (Józef Dziachan) podjęli próbę przebicia się: „Po wybiegnięciu z palących się budynków w odległości […] 15-20 metrów dwóch z nich upadło martwych, trzeci zawrócił na podwórze i ukrył się pod płotem, i otworzył ogień z automatu, zranił funkcjonariusza MO.” Na rysunku dołączonym do raportu Maksymiuk starannie zaznaczył, gdzie zginęli żołnierze WiN. „Zapomniał” dodać, że w płonącym domu zaczadziła się Helena Dziachan i jej 4-letnia córeczka Anna. Prawda o śmierci „Lwa” i jego żołnierzy jest jednak zupełnie inna.
Otwory w potylicy
Po krótkiej walce, w której ciężko ranny został Wincenty Kisielewski „Lipa” - seria z kaemu strzaskała mu nogę i rękę - gdy płonął dom, a z piwnicy dochodziły rozpaczliwe krzyki ukrytych tam ludzi, „Lew” poddał oddział. Zapewne chciał ratować swych gospodarzy, Helenę i jej córeczkę. Gdy było już po wszystkim, gdy dopaliły się zabudowania, UB przywiozło do Ignasina lekarza z Piask, doktora Czesława Spoza. Około godziny 13, gdy stężenie pośmiertne zwłok było pełne, dokonał on oględzin ciał i sporządził protokół. Skonstatował zaczadzenie Heleny i Ani. Ciała pięciu żołnierzy leżały obok siebie na podwórzu. Doktor Spoz pochylał się nad każdym. Za przyczynę śmierci Józefa Dziachana i Władysława Sampolskiego doktor uznał strzał w głowę - u obu otwór wlotowy pocisku znajdował się na potylicy, dokładnie w linii środkowej ciała. Wincenty Kisielewski, ciężko ranny serią z kaemu, miał strzaskaną rękę i nogę. W momencie śmierci zapewne leżał nieprzytomny na ziemi: do niego ubek strzelił z góry w twarz: pocisk wszedł pod prawym okiem. Stanisław Pędrak, wartownik, został ranny w udo, gdy biegli do niego funkcjonariusze, włożył do usta swego Waltera i pociągnął za spust: „Śmierć nastąpiła na skutek rany postrzałowej głowy, uszkodzenia mózgu.” I wreszcie znienawidzony przez ubeków, nieuchwytny, nieustraszony „Lew”. Maksymiuk był sadystą, więc prawdopodobnie najpierw zabijał podwładnych, na końcu podszedł do „Lwa”, ubecy zmusili go do uklęknięcia, pistolet wymierzony w czoło skierowany był w dół: „Na czole trzy palce poprzeczne powyżej nasady nosa w linii środkowej rana o wymiarach 0,5×0,5 cm. Na potylicy rana o wymiarach: 2×2 cm, w ranie tkwią odłamki kości (wylot).” W epilogu „Pana Tadeusza” Adam Mickiewicz napisał: Bo naród bywa na takiej katuszy, Że kiedy zwróci wzrok ku jego męce, Nawet Odwaga załamuje ręce. „Lew”, „Poleszuk”, „Lipa”, „Aniołek” i „Pościgowy” zachowali odwagę, zginęli w obronie najważniejszych dla Polaka wartości, w obronie wolności i wiary. Zginęli jak chrześcijańscy rycerze.