Wampir z Gałkówka mordował kobiety bezkarnie przez lata. Został skazany na karę śmierci. Historia wampira z Gałkówka 26.02.2023

Anna Gronczewska
Potem Modzelewski znów zaatakował w Gałkówku. 21-letnią Teresę P. udusił szalikiem. Na przełomie stycznia i lutego 1955 r., zamordował Irenę D. Kolejną ofiarą była 18-letnia Helena W., uczennica jednego z łódzkich techników.
Potem Modzelewski znów zaatakował w Gałkówku. 21-letnią Teresę P. udusił szalikiem. Na przełomie stycznia i lutego 1955 r., zamordował Irenę D. Kolejną ofiarą była 18-letnia Helena W., uczennica jednego z łódzkich techników.
50 lat temu skazano go na karę śmierci. Zamordował siedem kobiet, kolejnych sześć próbował zabić. Ścigano go kilkanaście lat. Nazywano go Wampirem z Gałkówka, bo większość zbrodni dokonał w tej podłódzkiej miejscowości.

Od tamtych dramatycznych wydarzeń minęło wiele lat, ale są ludzie, którzy dobrze ją pamiętają. Pan Paweł z Gałkówka, mężczyzna po sześćdziesiątce, wie wiele z opowieści swoich rodziców. Zapamiętał moment, gdy Stanisława Modzelewskiego przywieźli na wizję lokalną. Widział „Wampira”. Był zakuty w kajdany. Chronili go milicjanci, bo gdyby nie to, to ludzie by go rozszarpali.

- W tej sprawie zatrzymywano wielu mężczyzn z okolicy - mówił pan Paweł. - Wystarczyło, że szedł samotnie, jakoś podejrzanie się rozglądał. Milicja brała od razu takiego na komisariat. Dostawał „manto” i go wypuszczali, bo nie mieli dowodów.

W Gałkówku, przy ul. Konstrukcyjnej, można zobaczyć stary, pokruszony trochę pomnik poświęcony pamięci jednej z ofiar „Wampira z Gałkówka”, 24-letniej Irenie D. Ale to nie ją pierwszą zamordował. Pierwszą jego ofiarą była 67-letnia Józefa P. Zaatakował ją w gałkowskim lesie i udusił. Kolejnej zbrodni dokonał zaraz po świętach Bożego Narodzenia w 1952 roku.

To jedno z dwóch zabójstw Modzelewskiego, których nie dokonał w okolicy Gałkówka. Przed sądem zeznawał, że pojechał tramwajem w okolice Tuszyna. Wysiadł we wsi Modlica. Ruszył leśnym duktem w kierunku Rydzynek. Tam spotkał 32-letnią Marię K. Pochodziła z Rydzynek. W tej niedużej, dziś letniskowej wiosce, mieszkali jej rodzice. Spędzała z nimi święta. Ale zachorowały jej kilkuletnie dzieci. Poszła więc przez las do tramwaju, by pojechać do miasta i kupić im leki. Już nie wróciła. Zaniepokojona rodzina zaczęła poszukiwania. Zawiadomiła milicję. Ciało Marii znaleziono po trzech dniach.

Potem Modzelewski znów zaatakował w Gałkówku. 21-letnią Teresę P. udusił szalikiem. Na przełomie stycznia i lutego 1955 r., zamordował wspomnianą już Irenę D. Kolejną ofiarą była 18-letnia Helena W., uczennica jednego z łódzkich techników. Szła od stacji w Gałkówku do siostry, która mieszkała w pobliskiej Borowej i niedawno urodziła dziecko. Helena niosła wyprawkę dla noworodka.

Po niej, w sierpniu 1956 roku, zamordował 22-letnią Helenę K. ze wsi Borowa. Pani Krystyna, jedna z mieszkanek Gałkówka, opowiadała nam przed laty o tej zbrodni. Helena była jej koleżanką. Spotkała ją na niedzielnej mszy świętej. Helena nie mieszkała już w Borowej, ale przyjechała w odwiedziny do siostry. Po mszy wracały razem do domu. Dołączyła do nich jeszcze jedna kobieta. Zauważyły, że idzie za nimi jakiś mężczyzna. Nie był za wysoki, ale dosyć ładny, mógł się podobać. Potem pożegnały się z Heleną.

- Mężczyzna poszedł za nią - opowiadała nam kobieta. - Wiadomo, co potem się stało.

Po zabójstwie Heleny K. „Wampir z Gałkówka” zniknął. Śledztwo w sprawie sześciu morderstw umorzono w 1957 r. Do sprawy wrócono dopiero 10 lat później.

O tym, jak trafiono na jego ślad, pisał w wydanych w 1969 roku w „Problemach Kryminalistyki” Antoni Michałowski. 14 września 1967 roku warszawska milicja otrzymała zgłoszenie, że w jednym z domów w wannie utonęła 87-letnia Maria G. Jednak podczas sekcji zwłok na ciele staruszki zauważono liczne otarcia naskórka, zasinienia i rany cięte na pośladkach, zadane żyletką. Wszczęto śledztwo. Szybko jako mordercę wytypowano sąsiada Marii G. Był to 38-letni Stanisław Modzelewski, pochodzący z okolic Łomży nałogowy alkoholik, z podstawowym wykształceniem, z zawodu kierowca. Był trzy razy karany za kradzieże i spowodowanie wypadku drogowego. Dwa lata przed zabójstwem próbował już udusić Marię G.

- Interesując się bliżej osobą Modzelewskiego, ustalono, że najprawdopodobniej cierpi on na niemoc płciową - pisał Michałowski. - Jednemu z sąsiadów jego żona zwierzyła się, że mimo przeżycia z mężem 18 lat nigdy nie miała z nim normalnego stosunku płciowego. Ojcem dziecka, które urodziła przed kilkoma latami, był inny mężczyzna, o czym Modzelewski wiedział i na co wcześniej wyraził zgodę. Sąsiedzi zwrócili uwagę na brutalność Modzelewskiego. Wiadomo było powszechnie, że bił często swą żonę.

Modzelewskiego zatrzymano w okolicach Łasku, gdzie jego żona miała rodzinę. Przyznał się do morderstwa staruszki. Tłumaczył, że wieczorem wypił i chciał zabawić się z kobietą. Jak pisze Michałowski, ponieważ nie odczuwał nigdy żadnego pociągu do własnej, dużo młodszej odeń żony, a pociągała go prawie 90-letnia sąsiadka Maria G., poszedł do staruszki, która żyła samotnie, rzadko odwiedzana przez rodzinę. Wypił z nią herbatę. Po wstaniu od stołu rzucił się na Marię G., przewrócił na tapczan i zaczął ją dusić...

Śledczy prowadzący sprawę zwrócili uwagę, że Modzelewski służył w wojsku w jednostce stacjonującej w Gałkówku. Jeden z nich zaczął kojarzyć go z niewykrytymi sprawami zabójstw kobiet. Mówiła o nich przecież cała Polska...

Stanisław Modzelewski stanął przed Sądem Wojewódzkim w Łodzi. Obszerne relacje z jego procesu ukazały się w styczniu 1969 roku w „Dzienniku Łódzkim”. W archiwalnych numerach możemy przeczytać, że wszystkich zabójstw Modzelewski dokonał z sadystycznych pobudek, dla zaspokojenia zboczonego popędu seksualnego. Pisano, że Modzelewski odpowiada bardzo szybko, operuje dużym zasobem słów, chętnie popisuje się elokwencją. Od początku uderzał charakterystyczny szczegół. Ten człowiek dysponuje wręcz fenomenalną pamięcią. Pamięta zajście z każdą swą ofiarą w najdrobniejszych szczegółach...

Przyznaję się do winy, nie zaprzeczam temu - mówił przed sądem Modzelewski.

Ale twierdził, że nie pamięta najbardziej gwałtownych momentów swych brutalnych napaści. Mówił, że robił się wtedy „dziki” i nie wiedział, co się z nim dzieje.

„DŁ” donosił, że odczytano zeznania sąsiada Modzelewskiego z ul. Dumnej w Łodzi. Był świadkiem, jak Modzelewski często „niemiłosiernie bił swoją żonę”. Modzelewski opowiadał, że ślub cywilny wziął z żoną w 1951 r., a w następnym kościelny. Mieli dziecko, ale „Wampir” nie był jego ojcem. Tego mężczyznę jego żona poznała w 1961 roku.

- Nie mam siły wracać do tych wszystkich przeżyć - mówiła przed sądem żona Modzelewskiego i skorzystała z prawa odmowy składania zeznań.

Modzelewski tłumaczył, że zabójstw dokonywał z pobudek seksualnych. Jedną z ofiar, 21-letnią Teresę P., udusił jej własnym szalikiem. Tak jak w innych przypadkach napadł na nią, by mieć z nią stosunek. Zaznaczył, że nie wie, czy do niego doszło... Gdy kobiety były słabe, dziecinne, łatwe - nie zadowalało go to, odstępował od swojego zamiaru. Szukał u ofiar oporu, chciał je gwałtownie poskramiać...

W czerwcu 1953 roku, koło ul. Dumnej w Łodzi, gdzie mieszkał, napadł na kobietę w zaawansowanej ciąży. Związał Wandę 0. i bił po całym ciele kablem. Krzyki usłyszał strażnik ze znajdującej się obok fabryki. Dwa razy strzelił w powietrze, czym odstraszył zabójcę. Kiedy sąd zapytał Modzelewskiego, dlaczego zabrał tej kobiecie obrączkę, ten odpowiedział: - Chciałem jej zrobić jakąś psotę.

Zimą 1955 roku napadł na kobietę w podłódzkim Ksawerowie. Opowiadał przed sądem, że gdy związana leżała na śniegu, zapytał, czy bije ją mąż. Odpowiedziała, że nie. - Wtedy rzekłem: to masz ode mnie, żebyś pamiętała, że dla mnie masz być uległa - zeznawał przed sądem „Wampir z Gałkówka”.

Zofia B. została napadnięta w Justynowie, tuż przed swoim domem. Szedł za nią od stacji. Czuła się bezpieczna, gdy zawołał: „Stój, bo strzelam!” Rzucił się na nią i zaczął dusić. Ostatkiem sił ofiara krzyknęła. Modzelewski wystraszył się, puścił ją i uciekł przez pola. Na Stefanię J. napadł w czerwcu 1955 r., gdy wracała z pracy w aptece. Dusił ją, wiązał i bił. Kobieta udała, że traci przytomność. To uratowało jej życie.

Helena G., córka zamordowanej w Warszawie Marii, była sąsiadką Modzelewskiego. Przed sądem zeznawała, że ciągle się awanturował. Tłumaczyła, że nie wzywała milicji, bo wiedziała, że jest mściwy. Pił dużo, więc sądziła, że to po wódce. Aż do morderstwa matki nie widziała w nim niebezpiecznego człowieka. Bywały często u Modzelewskich, bo opiekowały się córką żony „Wampira”. Kiedyś dziewczynka powiedziała: - Tata przyszedł pijany i powiedział, że was zabije.

Sąd zapytał Helenę G., czy skarżyła się jej żona oskarżonego. - Powiedziała mi, że bił ją sznurem od żelazka, razem ze swoim bratem, który już kogoś zabił - pisał w styczniu 1969 roku w relacji z procesu „Dziennik Łódzki”. - Błagała, bym jej mężowi nic nie mówiła, bo się go boi. Także po napadzie na matkę w 1965 roku błagała mnie, bym nie robiła z tego użytku.

W sprawie Stanisława Modzelewskiego wypowiedzieli się biegli. Wydali dwie, zupełnie inne opinie. Jedna twierdziła, że był niepoczytalny. Druga, że w trakcie popełniania swych zbrodni znajdował się w pełni władz umysłowych. Sąd oparł się na tej drugiej opinii. 5 lutego skazał go na karę śmierci.

Ja tam nikogo nie przekonam, duszy nie pokażę - mówił w ostatnim słowie „Wampir z Gałkówka”. - Nie ma więc sensu. Niech sąd sam zarządzi...

Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok łódzkiego sądu. Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. 13 listopada 1969 roku w Centralnym Więzieniu w Warszawie Stanisław Modzelewski został powieszony.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kobieta

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia