34. rocznica wykolejenia pociągu z chlorem. Miasto cudownie ocalone. Największe katastrofy i kataklizmy w historii Białegostoku
Tak jak latem deszcze nawalne paraliżują Białystok, tak zimą gwałtowne, a niekiedy spodziewane opady - jeśli już do nich dojdzie - śniegu. Najbardziej spektakularne miały miejsce w listopadzie 2006 roku. Żyliśmy wówczas w BIAŁYMstoku. Nic dziwnego, skoro żadna firma oczyszczająca miasto nie wysłała na jego ulice ani jednego pługu. Dlaczego? Bo magistrat nie podpisał z nimi umów na odśnieżanie. Szybko też znaleziono winnego - ówczesnego wiceprezydenta Krzysztofa Sawickiego.
A ponieważ ta pamiętna zawieja wydarzyła się tydzień przed pierwszą turą wyborów na prezydenta miasta, startujący w nich Sawicki przegrał z kretesem. Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak dodać, że i tak nie miał szans, bo parcie na zmiany w mieście było ogromne. I każdy kojarzony ze starym zarządzaniem także by dostał baty. Ale gdyby nie ten śnieg, lanie dla Sawickiego nie byłoby bolesne. A tak odszedł w niesławie. Jak jednak pokazały kolejne lata, zimowa aura nie ma litości dla żadnej władzy. Do annałów białostockiej samorządności przeszły rady z 2009 roku ówczesnego wiceprezydenta odpowiedzialnego za odśnieżanie Aleksandra Sosny, by białostoczanie zapisywali numery pługów jeżdżących z podniesionymi lemieszami czy zapewnienia o tym, że bitwę z zimą przegraliśmy, ale wygramy wojnę.
Kolejną jej odsłonę mieliśmy na przełomie stycznia i lutego 2021 roku, gdy Białystok został sparaliżowany po opadach śniegu, a firmy nie miały czym odśnieżać ulic