Kliknij w przycisk "zobacz galerię" i przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Na zawsze zapisała się w pamięci więźniów KL Auschwitz
Niedawno jej córka Małgorzata Boroń przekazała do zbiorów Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej portret jednego z więźniów Wilhelma Gawliczka autorstwa innego więźnia Mieczysława Kościelniaka. - Helena Datoń otrzymała go od Wilhelma w dowód wdzięczności za pomoc okazaną jemu oraz innym więźniom – przypomniała oświęcimska placówka.
Była to jedna z dwóch pamiątek obok jej portretu wykonanego także przez więźniów, które przez lata zajmowały w mieszkaniu Heleny Datoń-Szpak ważne miejsce. - Wspomniany Wilhelm był autorem listów – grypsów, które przekazywała za obozowe druty – podkreśla dr Adam Cyra.
Urodziła się i mieszkała w Chrzanowie
Urodziła się 25 kwietnia 1922 roku w Chrzanowie, gdzie ukończyła szkołę powszechną, a następnie handlową. Należała do Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Ojciec zmarł przed wojną i wychowanie trzech córek spadło na barki matki. Helena była najstarsza z rodzeństwa.
Była młodą dziewczyną, gdy wybuchła II wojna światowa. Groziło jej wywiezienie na roboty przymusowe do Niemiec. Aby tego uniknąć, podjęła pracę w kantynie przy kopalni w Brzeszczach. - W tym okresie poznała Edwarda Hałonia ps. „Boruta” szefa organizacji podziemnej PPS, który wciągnął ją w działalność konspiracyjną – podkreślają w Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej.
Miała wówczas 18 lat. Była ładna, łatwo nawiązywała kontakty, do tego wyglądała wówczas niewinnie. Dlatego więźniowie i kierownictwo przyobozowego ruchu oporu uznali, że Niemcy nie będą jej podejrzewać o działalność konspiracyjną. Przyjęła pseudonim „Lech”.
Konspiracyjna działalność pod bokiem SS
Grypsy od więźniów woziła do Brzeszcz i przekazywała konspiratorom: Edwardowi Hałoniowi, Władysławowi Pytlikowi i Bronisławie Dłuciak. Woziła je też do Chrzanowa.
- Dziś trudno sobie nawet wyobrazić, jaka to była dzielna dziewczyna – mówiła siostra Heleny - Danuta Dyba w relacji z listopada 2022 roku złożonej dla Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej. – Jak przywoziła grypsy z Oświęcimia, zostawiała je w domu. Mama brała mnie, małą dziewczynkę za rękę, i szliśmy do państwa Kieresów. Zanosiliśmy te grypsy, które dalej szły do Krakowa, do dalszych łączników. Ja w płaszczyku miałam podwójną podszewkę. Pani Kieresowa rozpruwała podszewkę, wyciągała grypsy, zabierała je, dawała to, co Helena miała zawieźć do Oświęcimia.
Z czasem za sprawą wspomnianego Edwarda Hałonia trafiła do pracy w „Haus 7” w pobliżu KL Auschwitz. Znała język niemiecki, dostała więc pracę w kantynie, gdzie obsługiwała esesmanów i ich rodziny.
Na parterze budynku, znajdował się sklep i kantyna esesmanów. Na piętrze były biura SS, w których pracowali więźniowie. Prowadzili księgowość, rozliczali kartki, punkty żywnościowe. Inni dowozili do kantyny towar z obozowych magazynów, piekarni czy rzeźni. Muzeum przypomina m.in. rozmowę Heleny Datoń z Dorotą Dybą, córką młodszej siostry Danuty, o tym jak zorientowała się dlaczego ruchowi konspiracyjnemu tak zależało na umieszczeniu jej w „Haus 7”.
- Ten bardzo ruchliwy punkt, jakim był „Haus 7”, stwarzał Helenie Datoń, 20-letniej już wówczas kobiecie, idealne warunki, by nieść pomoc więźniom KL Auschwitz, w czym bardzo pomocne były kontakty nawiązane przez nią wcześniej z konspiracyjną grupą PPS z Brzeszcz. W ten sposób stała się dla więźniów łączniczką z wolnym światem - podkreśla Adam Cyra.
Jak dodaje, umiejętnie wykorzystywała fakt, że codziennie dojeżdżała do pracy z Chrzanowa do Oświęcimia, posiadając tzw. lagrowy Ausweis podpisany osobiście przez komendanta obozu Rudolfa Hössa. Dzięki temu dokumentowi nie wzbudzając podejrzeń mogła dość swobodnie poruszać się w silnie strzeżonej strefie przyobozowej. Te potajemne przesyłki ukrywane były w różnych sposób, aby zmylić czujność esesmanów. Były ukrywane więc w zapalniczkach, etui do okularów, wiecznych piórach czy zwykłych bułkach i chlebie.
Niektóre wiadomości przekazywane z obozu za jej pośrednictwem a następnie szlakami kurierskimi docierały do Londynu i w ten sposób informacje o zbrodniach SS w Auschwitz podawane przez rozgłośnię BBC w Londynie mógł dowiedzieć się cały świat.
To była korespondencja i potajemne przesyłki w dwie strony. Pośredniczyła także w przekazywaniu grypsów do więźniów, a ponadto bezcennych lekarstw ratujących osadzonym za drutami życie i żywność. Pomagała także w organizowaniu ich ucieczek.
Bardzo uważała, ale i tak jak wspominała Danuta Dyba nie obeszło bez przeszukania domu w Chrzanowie.
Każdy dzień to było wielkie przeżycie
- Politische Abteilung, czyli obozowe gestapo, nigdy ostatecznie nie wpadło na trop jej tajnej działalności, którą prowadziła do stycznia 1945 roku - podkreśla Adam Cyra, który spotkał się z Heleną Datoń w 2010 roku.
Powiedziała mu wówczas, że każdy dzień, gdy patrzyła na kolumny żydowskich kobiet, mężczyzn i dzieci prowadzonych do komór gazowych w Birkenau, był dla niej wielkim przeżyciem, które pozostało z nią do końca życia.
Po zakończeniu wojny pracowała w Ubezpieczalni Społecznej w Chrzanowie. Była również instruktorką rytmiki i tańca w tamtejszych szkołach. W 1946 r. wyszła za mąż za Stanisława Szpaka i urodziła córkę Małgorzatę. W 1976 r. przeszła na emeryturę. Zmarła 14 października 2014 r. w wieku 92 lat.
Bądź na bieżąco i obserwuj
- Tak wygląda obwodnica Oświęcimia do drogi S1 po siedmiu miesiącach inwestycji
- Pociągi z Oświęcimia do Trzebini mogą już jeździć dużo szybciej
- Rozrzucił parówki naszpikowane gwoździami. Zwyrodnialca szuka policja
- Bieg o Złote Gacie i Nordic Walking w Brzeszczach. Były emocje. Zdjęcia
- Dworzec kolejowy w Oświęcimiu pięknieje. Mieszkańcy chcieliby połączeń ze stolicą
- 130 lat OSP w Łękach. Mają nowy wóz bojowy