Był też wspaniały most, przez który można było ze starej części Guben przejść na wyspę. Jak większość granicznych mostów, został zburzony podczas wojennych działań. Spotkał go los sąsiedniego mostu, po którym kiedyś jeździły przez Guben, od dworca kolejowego do ratusza, tramwaje.
Przed teatrem w 1905 postawiono na czerwonym granitowym cokole, wykonane z niebieskiego granitu popiersie Corony Schröter, honorowej obywatelki Guben. Jej twarz zwrócona była w stronę teatru. Teatr przetrwał wojnę, ale nieznani sprawcy podpalili go już po niej. Przez lata komunizmu wyspa należąca do Polski zarastała krzakami, a ruiny teatru rozpadały się. Cokół, na którym stało popiersie, przetrwał, ale samo popiersie zniknęło.
Po wstąpieniu Polski do Unii i wejściu do strefy Schoengen, dzięki finansowemu wsparciu z funduszy europejskich, wyspę przywrócono cywilizacji. Po drodze była jeszcze awantura o most, który od strony Guben zbudowali Niemcy. Polski nadzór budowlany uznał to za samowolkę budowlaną, na którą Niemcy mają określenie „czarna cegła”. Nałożono na Niemców karę finansową, ale po mediacjach władz samorządowych obu miast, nadzór dał spokój i dzisiaj na wyspę w celach rekreacyjnych można wejść z obu stron Nysy. Stoi też cokół, a obok tablica informacyjna, z krótkim objaśnieniem, komu zaginioną rzeźbą chciano oddać hołd.
Kobieta renesansu
A tym kimś była, bez wątpienia, kobieta renesansu, choć urodziła się i żyła w okresie oświecenia. Corona Elisabeth Wilhelmine Schröter urodzona w 1751 w Gubinie - śpiewaczka, aktorka, kompozytorka i malarka. Niemieckie biografie piszą o niej Niemka, ale ja mam poważne wątpliwości, jak w przypadku każdej osoby o wymiarze światowym. Jej ojciec Johann Friedrich Schröter grał na oboju w polskiej królewsko-elektorskiej orkiestrze hrabiego Brühla, wszechwładnego ministra Augusta III, właściciela Brodów i Forst. Matką jej była Marie Regine Henrietta Hefter, córka szewca i mistrza garbarstwa z Guben. A ponieważ Brühl, który „kupił” sobie szlachectwo w Polsce i posiadał w niej swoje dobra, związany był z polskim królem Augustem III Sasem, ojciec naszej przyszłej śpiewaczki mieszkał wraz z rodziną w Warszawie.
Był to czas wojny 7-letniej, która rozpoczęła się w 1756 napaścią wojsk pruskich, pod wodzą Fryderyka II na Saksonię, która także chciała zdobyć dla siebie Śląsk i z tego powodu znalazła się w konflikcie i z Austrią, i z Prusami. Rozpętała się wojna obejmująca 3 kontynenty, ale nie to jest istotne. Dosyć powiedzieć, że kiedy wojska rosyjskie miały dobić śmiertelnie ranne Prusy, caryca Elżbieta Piotrowna, śmiertelny wróg króla pruskiego, nagle umarła. Jej następca Piotr III okazał się wielbicielem Fryderyka II i nakazał natychmiastowy odwrót armii rosyjskiej, a część swojej armii przekazał do dyspozycji Fryderyka. Piotr III, który urodził się jako Karl Peter Ulrich von Holstein Gottrop, od dziecka przebywał w koszarach na dworze holsztyńskim, a potem z woli carycy wyznaczony na cara, nie lubił Rosji i Rosjan, czego wcale nie ukrywał. Nikt więc za nim w Petersburgu nie płakał, kiedy, po paru miesiącach panowania, za zgodą małżonki, został zamordowany, choć oficjalnie zmarł na atak kolki hemoroidalnej. Opuszczone miejsce na tronie zajęła jego żona Katarzyna II, Prusaczka, urodzona w Szczecinie, która uznała, że w jej interesie nie leży zniszczenie Prus. W efekcie wojny zakończonej w 1763 Prusy uzyskały Śląsk, a 9 lat później władcy Prus i Rosji, biorąc do spółki Austrię, dokonały I Rozbioru Polski.
Młodość w Warszawie
Polska staczająca się w niebyt, w wojnie 7-letniej ogłosiła neutralność. Zatem dzieciństwo i młodość Corony spokojnie przebiegły w Warszawie, z dala od bitewnego zgiełku, na królewskim dworze, gdzie pobierała nauki w zakresie muzyki oraz nauczyła się biegle mówić po polsku, włosku, angielsku i francusku.
Po wojnie rodzina przeniosła się do Lipska należącego do Saksonii, gdzie jako 13-latka Corona Schröter zadebiutowała wokalnie.
Śpiewu uczył ją Johann Adam Hiller, którego żona Christiane Eleonore Gestewitz (coś mi mówi, że jej przodkowie zwali się Gęstewicz) pochodziła z Gubina i była matką chrzestną Corony. Hiller zapisał się w historii muzyki znacznymi zasługami, o których nie będziemy tu pisać. Ale trzeba wspomnieć, że w 1771 założył znaną i cenioną szkołę dla wokalistek i właśnie do tej szkoły uczęszczała Corona. Ciekawostką, jakże pasującą do naszych lubuskich opowieści, jest to, że na dworze księcia kurlandzkiego Piotra Birona, oficjalnego ojca „naszej” Doroty de Talleyrand, Hiller założył w 1782 roku dworską kapelę.
Kariera
Debiut Corony był wielkim sukcesem i szybko podbiła serca publiczności lipskiej. Jednak prawdziwie europejską karierę rozpoczęła w 1772 roku trasą koncertową, w której wzięła udział wraz z ojcem i siostrą Marią Henriettą oraz bratem Johannem Samuelem. W 1776 roku, opromienioną sławą Coronę, sprowadził do Weimaru Johann Wolfgang von Goethe, aby zaoferować jej występy w teatrze dworskim w Weimarze. Goethe widział już wcześniej występy Corony i był jej gorącym wielbicielem. Kiedy napisał dramat „Ifigenia w Taurydzie”, to właśnie ona wystąpiła w nim w tytułowej roli Ifigenii, a na scenie towarzyszył jej sam autor sztuki jako Orestes. W Weimarze Corona wydała dwa zbiory skomponowanych przez siebie pieśni. Uczyła się rysunku i malarstwa u Adama Friedricha Ösera, założyciela Akademii Sztuki, ale także nauczyciela rysunku Goethego. Namalowała nawet własny autoportret. Była mistrzynią gry na fortepianie i modnej wówczas gitarze.
Spekuluje się, czy została kochanką Goethego. Zgodnie z opisem współczesnych była:
„szlachetnej postawy Junony, pełna symetrii, z niemal śródziemnomorską, ale delikatną cerą, o głębokim, pełnym duchowości spojrzeniu jasno niebieskich oczu, z ciemnobrązowymi włosami, z wdziękiem w każdym ruchu, pięknego, wręcz idealnego wyglądu”.
Latem zachwycała swoją klasyczną postacią podczas jazdy konnej, zimą z gracją jeździła na łyżwach. Tak o niej Goethe napisał do Charlotte von Stein, damy dworu w Weimarze, w której się zresztą kochał: „Schröter jest aniołem. Gdyby Bóg chciał mi dać taką żonę, mógłbym Cię zostawić w spokoju!”. Jednak brak jakichkolwiek dowodów na głębszą zażyłość, poza tym, że nauczył Coronę jeździć na łyżwach.
Życie dla teatru
Biografowie piszą o niej, że od dzieciństwa żyła tylko dla teatru. Licznych i zawiedzionych wielbicieli nie brakowało. Ich awanse nagradzała co najwyżej delikatnym uściskiem dłoni. I choć jako dobrej aktorce łatwo przyszłoby jej bawić się emocjami swoich wielbiciel, to mimo powabu, jaki roztaczała, miała opinię „marmurowej” i niedostępnej. Oddana i wierna była wyłącznie teatrowi.
Niektórzy badacze twórczości Goethego uważają, że inspirowała go i była archetypem wielu postaci kobiecych, które stworzył w swojej poetyckiej wyobraźni. I to rzekomo właśnie ona jako muza swoją osobowością wypełniła Ifigenię z jego dramatu. Bo nie ma wątpliwości, że ta szlachetna postać kobieca, ze sztuki poety, ma cechy Corony Schröter.
Być może to z jej powodu i uczucia, w którym jego namiętność rozbijała się o jej szlachetną niedostępność, ukuł aforyzm, że „Alle menschlichen Gebrechen sühnet reine Menschlichkeit”, co da się przetłumaczyć, że „ludzkie słabości niszczą czyste człowieczeństwo”.
Tworząc postać literacką, romantycznie wyidealizowaną, wzorowaną na Coronie, uczynił niczym mitologiczny Pigmalion z Corony, grającej Ifigenię, ów ideał. Czysty i niegodny profanacji. Każdą zatem próbę naruszenia tego ideału piękna, uważał za barbarzyństwo. Freud odczytywałby w takiej deklaracji sublimację, czyli zamianę popędu erotycznego w subtelność literacką. W opinii widzów przedstawień w Weimarze, oboje urzeczywistniali na scenie najbardziej idealną ludzką parę. Mówiono, że jeśli kiedykolwiek istniała para ludzi stworzona przez naturę dla siebie nawzajem, to byli to Goethe i Corona Schröter.
Kilka lat później teatr książęcy, scena tych wyjątkowych wydarzeń, przestał istnieć. Wielki czas Corony dobiegł końca. Nie udało się później odtworzyć minionego klimatu. Corona w wieku 37 lat wycofała się z życia dworskiego, a w 1802 roku, po kilku latach chorowania na gruźlicę, umarła.
Jej życie, choć zmieniają się mody, a dawne dokonania mogą wydawać się mało warte, dobrze oddaje aforyzm: „Ten, który zrobił wystarczająco dużo dla swoich najlepszych czasów, żyje przez cały czas”. Szkoda, że to tylko życzenie, bo historia ta dowodzi, że bardzo często umierają w ludzkiej pamięci dokonania nadzwyczajnych i wspaniałych ludzi. Znacznie łatwiej bowiem zapisać się w historii z powodu mało chwalebnych czynów: zbrodni i przegranych wojen. Jest w tym jakaś zawstydzająca ludzkość norma. I z tego powodu warto poznać postać Corony Schröter, gubinianki, która była z racji wielkiego talentu Europejką.