Zapomniani osadnicy - opowieść Krzysztofa Chmielnika

Krzysztof Chmielnik
Wczorajszych bohaterów miesza się z renegatami, zdrajców z patriotami, mieli się ich w propagandowej sieczkarni. Często w patriotycznym zapale zapominając, że historyczny przekaz powinien służyć prawdzie, a nie bieżącej propagandzie. Historia Polski czasem zbyt trudna dla podręcznikowej szablonowości, właśnie dlatego powinna być traktowana z szacunkiem wobec trudnych wyborów naszych przodków.

Ewidentnym przykładem takiego propagandowego pogubienia się jest zielonogórska historia sporu o ulicę noszącą nazwisko Anieli Krzywoń. O ile trudno zburzyć Pałac Kultury i Nauki w Warszawie, symbol sowietyzacji Polski i o ile trudno zlikwidować Lumel - fabrykę w Zielonej Górze stworzoną z niczego w czasach stalinowskich, to usunąć tabliczkę z nazwą ulicy już jest prosto. Rzecz jasna Plac Lenina, albo ulica Świerczewskiego, domagają się zmiany patrona, jako, że zbrodnie tego rodzaju osobników nie kwalifikują ich do honorowania nazwą ulic w mieście mającym się za przyzwoite. Ale nie Aniela Krzywoń.

No właśnie. Balon kształtowanego w szkole historycznego nieuctwa warto przebić, bo życiorys Anieli Krzywoń, ściśle koreluje z tysiącami życiorysów wojskowych osadników, którzy jako pierwsi stali się po wojnie Lubuszanami. W jej bowiem życiorysie zawiera się tradycja patriotyzmu mającego etos dziewiętnastowiecznych powstań, gehenny lutowej deportacji w głąb Syberii z roku 1940, pobyt na nieludzkiej ziemi i powrót do Polski najprostszą drogą, z armią Berlinga. Jest i Matka Sybiraczka, śmierć bliskich z głodu i chorób, szeregowe żołnierskie bohaterstwo i obrzydliwy smród sowieckiej propagandy. Ale jest i to, o czym wielu zapomina, myśli Dmowskiego, tkwiąca w idei powrotu na prastare Ziemie Piastowskie, zrealizowana przez Sowietów. Razem, ów konglomerat często sprzecznych składników, jest melanżem tego co stanowi o lubuskiej tożsamości. Aniela Krzywoń mimo że ani ona, ani jej krewni nie są wprost związani z Lubuskiem, może być symbolem także lubuskim. Ma swoją ulicę w Zielonej Górze, choć nie wszystkim się to podoba.

Legionowa tradycja

Szeregowa Aniela Krzywoń córka legionisty, osadnika wojskowego, sybiraczka, walcząca w Wojsku Polskim u boku Armii Czerwonej na froncie wschodnim, zginęła w bitwie pod Lenino, podczas ratowania rannych żołnierzy oraz sztabowej dokumentacji. Otrzymała za to, oprócz polskiego odznaczenia Virtuti Militari, tytuł Bohatera Związku Radzieckiego. Jako jedyna Polka.

Urodziła się 27 kwietnia 1925 roku w miejscowości Puźniki na Kresach Wschodnich. Jej ojciec Tadeusz, członek Legionów Piłsudskiego, walczył z czerwoną zarazą w wojnie polsko-bolszewickiej (1919-1920). Niektóre źródła podają, że w kampanii wrześniowej, ale syn temu zaprzecza. Córka Wiktoria we własnoręcznie pisanym życiorysie podaje, że ojciec walczył w Armii Hallera. Pochodził z Radziszowa koło Krakowa. Jako weteran w 1922 roku kupił 8 hektarowe gospodarstwo w Puźnikach. Z Rozalią, którą poznał w Krakowie, miał córki Zofię (1922 rok), Wiktorię (1923), Anielę (1925), synów Władysława (1928) i Stanisława (1930). We wrześniu 1939 roku wkroczyli Sowieci i zarekwirowali gospodarstwo. 10 lutego 1940 roku Krzywoniowie dostali pół godziny na spakowanie. Zabrali trochę ziemniaków, pierzyny i pościel. Po miesiącu dojechali do Kańska nad rzeką Irkut. Dalej, saniami w tajgę, do wsi Jakutino nad Czumą. Dostali kufajki i walonki. 15 letnia Aniela, 17 letnia Wiktoria i ojciec pracowali w lesie. Mróz dochodził do minus 45 stopni. Przydział po 2,5 kg chleba na 5 dni. Czasem trafiła się zamarznięta główka kapusty.
Potem trafili do Polencytów (?), gdzie przebywali do 1942 roku. W październiku tego roku otrzymali dokumenty, a z nimi możliwość poruszania się po terenie Związku Radzieckiego.

Od czerwca 1941 roku trwała wojna z Niemcami. Ale Krzywoniów nie objęła amnestia z 12 sierpnia 1941 roku i nie uwolniono ich jak 300 tysięcy innych obywateli polskich, z których wielu masowo zgłosiło się do polskiego wojska pod dowództwem Władysława Andersa. Nie należeli do tych 100 tysięcy, którzy na mocy porozumień polsko-radziecko-brytyjskich, w dwóch turach, w marcu-kwietniu i sierpniu-wrześniu 1942 roku, wyszli do Iranu. O tym wszystkim pracując w tajdze nie wiedzieli.
Mając dokumenty, rodzina Anieli poszła pieszo 100 kilometrów przez tajgę, ciągnąc chorą matkę wraz z całym dobytkiem na prymitywnym wózku i dotarła do Kańska. Ojciec Anieli i starsza siostra Wiktoria podjęli pracę w tartaku, w którym później pracowała i Aniela. Komunistyczna propaganda utrzymuje, że pracowała jako frezerka w fabryce zbrojeniowej, ale młodszy brat Stanisław uściśla, że tartaku, gdzie uległa wypadkowi, po którym pozostały jej dwa sztywne palce.

Wzorem Emilii Plater

W 1943 postanowiła wstąpić do I Armii Wojska Polskiego. Rodzina dała jej na drogę cały zapas chleba. Aniela, podobnie jak filmowy Janek Kos, tygodniami (biogramy mówią o 16 dniach) jechała nad Okę. Tam, 29 maja 1943 roku, wstąpiła do Polskiego Wojska. Przysięgę złożyła 15 lipca 1943 roku, nieprzypadkowo w rocznicę bitwy pod Grunwaldem. W październiku (12) 1943 r. spłonęła żywcem pod Lenino. Pochowana została na wojskowym cmentarzu w kwaterze 22, niedaleko Lenino. Po śmierci Anieli rodzina dostała specjalny przydział żywności: 6 kg mięsa i 9 kg chleba na miesiąc. Jeszcze w 1944 roku zmarła, w wieku 46 lat, matka Anieli, Rozalia. Syn Stanisław wspomina, że z głodu, a Władysław, że na tyfus.

Starsza siostra Anieli, Wiktoria, idąc w ślady siostry, wstąpiła do II Armii Wojska Polskiego, choć propagandziści w PRL’u twierdzili, że obie siostry wstąpiły do I Dywizji jednocześnie. Powstała nawet na potrzeby propagandy opowieść, w której starsza siostra Wiktoria podbiega do zwęglonych zwłok Anieli, przytula je i odgraża się Niemcom wzrokiem wbitym w odlatujący niemiecki samolot. Tymczasem Wiktoria wstąpiła do wojska na wieść o śmierci młodszej siostry. W dokumentach IPN widnieje data 29 października 1943 roku. Choć w tym samym dokumencie jako datę śmierci Anieli Krzywoń wpisany jest 20 października. W deklaracji do ZBOWiD Wiktoria podaje datę wstąpienia do 1 kompani fizylierek Samodzielnego Batalionu im. Emilii Plater datę 1.12.1943 rok, jak sama w podaniu pisze, na wieść o śmierci siostry. W oficjalnym biogramie szlak bojowy Wiktorii zaczyna się pod Lenino a zakończy w Dreźnie. Jako szeregowa. Oznaczona została Medalem Zasłużeni na Polu Chwały. Po wojnie osiadła w Krakowie. Została krawcową.

OPOWIEŚCI KRZYSZTOFA CHMIELNIKA

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zapomniani osadnicy - opowieść Krzysztofa Chmielnika - Gazeta Lubuska

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia