Wunderwaffe od Beuchelta - opowieść Krzysztofa Chmielnika

Krzysztof Chmielnik
W środowisku zielonogórskich regionalistów Georg Beuchelt uchodzi za postać szczególnej uwagi. Uhonorowano go nawet specjalną książeczką z okazji 700/800-lecia miasta.

Globalne osiągnięcia założonej przez niego firmy niepostrzeżenie stały się ważnym dla współczesnych zielonogórzan składnikiem zielonogórskiej tożsamości, zaś fakt ufundowania przez jego siostrę kościoła noszącego obecnie nazwę Najświętszego Zbawiciela, usuwa w cień udział firmy w niemieckiej machinie wojennej III Rzeszy oraz pracę niewolniczą i specjalny arbeitslager dla robotników przymusowych pracujących u „Beuchelta” w czasie wojny.

Mnie, jako badacza „elektrycznej historii” Lubuskiego, Beuchelt zaciekawił z powodu budowania lokomotyw i tramwajów elektrycznych. Mało kto wie, że pierwszym był jeszcze drewniany elektrowóz dla Wąbrzeźna. Równie ciekawy jest wątek udziału firmy w produkcji U-Bootów serii XXI, których sekcje VII i VIII powstawały w Zielonej Górze. I o tym aspekcie tradycji będzie ta opowieść, a dokładniej o teutońskim szaleństwie unaocznionym koncepcją i realizacją tych jednostek.

Wojna, o czym nie zawsze jesteśmy świadomi, ma swoje żelazne reguły. Do nich należy trójca tez. Zgodnie z nimi można wygrać sprytem, kampanię przewagą militarną, a wojnę silniejszą gospodarką. Hitler i jego doradcy doskonale o tym wiedzieli. Dlatego niemiecka ekspansja zakładała wzmacnianie potencjału gospodarczego przez przejmowanie gospodarek podbijanych krajów: Czech, Polski, Belgii, Holandii, Francji. Nie przewidział jednak, że zanim wzmocni gospodarkę niemiecką, do wojny włączy się machina gospodarcza USA, która z jednej strony wesprze gospodarkę sowiecką, a z drugiej dostarczy Anglii wzmocnienia militarnego, a na końcu sama włączy się do wojny.

Z powodu tej trzeciej zasady, celem wojny jest niszczenie gospodarki przeciwnika. To dlatego alianci po uzyskaniu przewagi lotniczej zaczęli systematycznie bombardować niemieckie ośrodki przemysłowe. Z tego powodu Niemcy musiały dokonać dywersyfikacji produkcji. I tak w Żarach i Jasieniu produkowano składowe do samolotów, a w Zielonej Górze sekcje do łodzi podwodnych, U-Bootów klasy XXI.

Jednostki te miały być technologiczną odpowiedzią na klęskę „wojny o Atlantyk”, której celem miało być odcięcie gospodarki angielskiej od dostaw amerykańskich. Straty wśród U-Bootów spowodowały konieczność opracowania nowej generacji tej podwodnej broni. Ale bombardowania alianckie sprawiły, że warunkiem realizacji przedsięwzięcia był podział łodzi na segmenty, produkowanie ich w miejscach niezagrożonych bombardowaniami, spławianie ich rzekami i morzem do miejsc montażu w trzech lokalizacjach: Kilonii (Hamburgu), Bremie, Gdańsku. Miejsc produkcji segmentów było 23. Zakłady Beuchelta miały produkować i dostarczać segmenty do Bremy. Drogą lądową do Cigacic, na specjalnych platformach, a dalej Odrą do Świnoujścia i morzem do Bremy. Blachy potrzebne do wytworzenia kadłuba powstawały zapewne na Górnym Śląsku, skąd Odrą trafiały via Cigacice do Zielonej Góry.

Podwodna wunderwaffe

Konstrukcja U-boota była bardzo nowatorska, stal do produkcji kadłubów wymagała specjalnej obróbki, a w zakładach produkujących sekcje trzeba było zachować wysoki techniczny reżim. Wiele nowatorskich technicznych rozwiązań dodatkowo komplikowało produkcję, co w obliczu konieczności realizacji przez mało doświadczonych pracowników, potęgowało owe komplikacje. Jednocześnie pośpiech spowodowany serią militarnych niepowodzeń i gorączkowe szukanie rozmaitych „wunderwaffe”, narażał nową konstrukcję na pośpiech projektowy. Nadto ręczne sterowanie niemiecką machną militarną przez fuehrera, stało się dodatkowym czynnikiem destrukcyjnym. Programem miał kierować Otto Merker, specjalista od masowej produkcji samochodów, mający małe pojęcie o przemyśle okrętowym, ale zafascynowany amerykańską metodą produkcji statków klasy Liberty, budowanych standardowo w czasie 40 dni.

Pomysł na U-Boota klasy XXI uzyskał akceptację Hitlera 26 lipca 1943 roku. Okręt zaprojektowany z nowatorskim rozmachem, wykraczającym ryzykownie poza obszary dobrze zbadane, uzyskał najwyższy priorytet wodza, co zapewniło pierwszeństwo w dostępie do kurczących się zasobów, kosztem innych rodzajów broni. Zaplanowano wyprodukowanie 287 okrętów, choć zasobów, jakie Niemcy miały do dyspozycji, wystarczało na 250. Rozpoczęła się produkcja, która według po niemiecku rozpisanego programu, miała trwać 6 miesięcy. Na walcowanie przewidziano 16 dni, 5 dni na przewiezienie blach do montażu surowej konstrukcji sekcji, 50 na montaż i wstępne wyposażenie sekcji, 4 dni na transport do stoczni montażowej, 50 dni na montaż i wodowanie, potem 6 dni doposażania na wodzie i 5 dni testów. Pierwsze wodowanie prototypu o numerze 3501 odbyło się Gdańsku, 19 kwietnia 1944 roku, w przeddzień urodzin Hitlera. Ale pośpiesznie zmontowany kadłub przeciekał, dziury gorączkowo zatykano drewnianymi kołkami i okręt wrócił do stoczni do poprawki. Do służby wszedł 29 lipca, ale w akcjach bojowych ostatecznie nie wziął udziału. Pierwsze udane wodowanie zaliczył U - 2501 w Bremie, 12 maja 1944 roku. I być może w tym okręcie była sekcja, która powstała w Zielonej Górze. Los obu okrętów jest znany.

Wojenna praktyka

Produkcja przebiegała z wojennymi ograniczeniami. W 1944 zwodowano 80 okrętów, a 39 w 1945. Ponieważ admirał Doenitz nalegał na solidne szkolenie załóg, do bojowej służby weszło jedynie 4, a tylko jeden U - 2511, wyruszył na patrol 30 kwietnia 1945 roku, a więc w dniu śmierci Hitlera. Zawrócony rozkazem Doenitza 4 maja, powrócił do Bergen dnia następnego, przejęty przez aliantów i zatopiony przez nich 2 stycznia 1946 roku.

Ostatecznie bilans cudownej broni zamknął się liczbą 22 zatopionych przez aliantów na morzu, 85 samozatopionych przez załogi i 12 zdobytych przez aliantów. Nadto w stoczniach przejęto okręty niezwodowane i niewykończone. W tym 19 w stoczni gdańskiej zdobytej przez Rosjan, którzy część z nich wykorzystali we własnej flocie.

Z obliczeń powojennych analityków wojny gospodarczej wynika, że stal użyta na tę cudowną broń starczyłaby do produkcji 5100 czołgów. Do tego dochodzą porzucone i niedokończone konstrukcje poprzedniej generacji U-Bootów. Programowi zaszkodziła też kapryśność wodza, który mimo wcześniej przyznanego priorytetu, w kwietniu 1944 roku niespodziewane zmienił nastawienie, przyznając najwyższy priorytet produkcji samolotów myśliwskich.

Generalna plajta

Generalnie, mimo potencjalnych zalet, cały program obarczony był poważnymi wadami. Okazało się, że podwykonawcy nie byli w stanie zapewnić dostatecznej dokładności, a założenia tolerancji wymiarów były nadmiernie optymistyczne.

Ostatecznie beneficjentami niemieckiej cudownej podwodnej broni zostali alianci, którzy wiele z niemieckich pomysłów wykorzystali po wojnie dla rozwoju własnej floty podwodnej.

Dzisiaj w Bremie, a konkretnie w Bremerhafen stoi przy nabrzeżu jedyny egzemplarz U-Boota klasy XXI o numerze 2540, zatopiony 2 maja 1945 przez własną załogę. Wydobyty w 1957 r. i odnowiony, służył do 1982 w niemieckiej marynarce, a po zmodyfikowaniu został muzealnym eksponatem.

Nieco złośliwie, należy zauważyć, że przeszacowujemy niemiecką racjonalność. Historia U-Boota XXI, niejedynej wszak cudownej broni Hitlera, z których żadna nie odwróciła losów wojny, pokazuje, jak szkodzi rządzeniu fanatyzm i chciejstwo. Nawet genialne pomysły nie mają szansy na realizację, gdy nie ocenia się trzeźwo obiektywnej sytuacji i własnych możliwości. I choć historia cudownej broni, której segmenty powstawały w Zielonej Górze, dotyczy II wojny światowej, to ma ona liczne odniesienia do współczesności. A przy okazji 700/800-lecia Zielonej Góry, warto widzieć w firmie Beuchelta nazistowską przeszłość.

CZYTAJ CHMIELNIKA RZECZ O ANIELI KRZYWOŃ:

OPOWIEŚCI KRZYSZTOFA CHMIELNIKA

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wunderwaffe od Beuchelta - opowieść Krzysztofa Chmielnika - Gazeta Lubuska

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia