Piękna Helena przybywa
„O Modrzejewskiéj mówić ci nie będę, bo każdy wie, że należy do najpierwszych aktórek żyjących i że dotychczas jeszcze obydwie półkule świata talentem swoim niepokoi. Ale to dodam, że właściwie rozgłos o niej w Poznaniu się zaczął, przed jej przyjazdem bowiem do nas, w Krakowie spokojne tylko robiła wrażenie; dopiero zapały publiczności naszéj i rozpisywania się dzienników tutejszych rozdmuchały ową gwiazdkę do wielkości gwiazdy. Na Poznań zatem bellissima, jak ją tu ktoś wtenczas w „Dzienniku“ nazywał, narzekać nie może, zwłaszcza iż na domiar znalazła tutaj tego, który węzłem małżeńskim z nią się połączywszy podziela wszelkie jéj zmienne i tak dziwnie urozmaicone losy.”
To bardzo dziwne w jaki sposób Marceli Motty pisze o Helenie Modrzejewskiej. On, który opisuje w swoich „Przechadzkach po mieście” każdy obiekt do najmniejszego szczegółu, a każdego ze znajomych do przysłowiowego ostatniego guzika, o wielkiej artystce, którą widział osobiście na scenie, wspomina tylko w kilku zdaniach. Dlaczego? Po pierwsze Modrzejewska to była marka. Aktorka stała się klasą samą dla siebie i nie było potrzeby pisać kim jest. Drugiej takiej gwiazdy po prostu nie było.
Po drugie zaś Motty wydaje się być wielbicielem innej aktorki - Antoniny Hoffmann. Była to bliska przyjaciółka Heleny Modrzejewskiej. Wesoła, żywiołowa, niższa i drobniejsza w swej budowie. Można ją nazwać "żywym srebrem". Stanowiła całkowite przeciwieństwo spokojnej, posągowej Modrzejewskiej mówiącej melodyjnym głosem, którego nigdy nie podnosiła.
Kiedy obie Panie występowały razem, męska część widowni dzieliła się na dwa obozy: zwolenników Hoffmannowej i wielbicieli Modrzejewskiej. Być może Motty zaliczał się do tych pierwszych. A jednak przejawia na swój specyficzny sposób pewną fascynację artystką.
W swojej opinii o naszej bohaterce autor „Przechadzek po mieście” popełnia błędy.
Tytuł „bellissima” Modrzejewska otrzymała podczas występów we Lwowie, a więc dużo wcześniej niż z ekipą teatralną Stanisława Koźmiana zaczęła występować w Poznaniu. Była co prawda młodziutka, ale „gwiazdką” już nie była.
Nie wiadomo kiedy dokładnie Helena Modrzejewska po raz pierwszy w życiu zobaczyła Poznań. Sama nic na ten temat nie wspomina w swoich pamiętnikach.
Modrzejewska urodziła się w Krakowie 12 października 1840 roku jako Jadwiga Helena Misel i całą młodość spędziła w tamtych rejonach. Po raz pierwszy na poznańskiej scenie pojawiła się w czerwcu 1866 roku i od razu wywołała burzę.
Była młodą, ale już ciężko doświadczoną przez życie osobą. Jej związek z Gustawem Zimajerem, szarlatanem bez konkretnego zawodu, żonatym z kobietą ponad dwadzieścia lat starszą od niego, był - delikatnie mówiąc - trudny. Jej konkubent zdążył już za malwersacje odsiedzieć wyrok w więzieniu, a po śmierci ich młodszego dziecka - córki Marylki, uprowadził starszego syna Rudolfa i wywiózł go gdzieś na terytorium Węgier. Modrzejewska nie widziała go przez około cztery lata, a wyrodny ojciec oddał syna za 4000 guldenów, które zaproponowali mu prawnicy aktorki.
Jeśli dodać do tego fakt, że człowiek ten był wcześniej jednym z kochanków jej matki, pani Józefy Bendy, można jasno powiedzieć że nie był to łatwy związek. A trwał całkiem długo.
Helena Modrzejewska miała niesamowitą zdolność wplatania własnych przeżyć w kreowanie odtwarzanych postaci. Cały swój ból i niepewność które przeżywała po stracie córki i porwaniu syna, wbudowała w role dwóch nieszczęśliwych kobiet: Adriany Lecouvreur oraz Damy Kameliowej. Adriana była postacią autentyczną. Francuska aktorka uwikłana w intrygę pożegnała się z naszym światem w niewyjaśnionych okolicznościach, prawdopodobnie za sprawą trucizny. Jej ciało pochowano nocą na brzegu Sekwany, w miejscu gdzie zakopywano martwe zwierzęta i komediantów.
Ale popisowym numerem młodej artystki, który wykonała na deskach poznańskiego teatru, była rola Lady Makbet. Modrzejewska kluczową scenę zagrała tak, jak gdyby była pogrążona w lunatycznym śnie i na dodatek dręczył ją koszmar. Jedni widzowie krzyczeli z przerażenia, inni jej współczuli, nie zważając na to, że biorą stronę morderczyni. Sama aktorka mówiła, że naśladowała swojego przyrodniego brata Adolfa który był somnambulikiem.
Szczęśliwe zastępstwo
Przebywając w Poznaniu Helena, jak się sama przyznała, zrobiła coś, czego nie robiła nigdy wcześniej. Zastępując niedysponowaną koleżankę zaczęła rozglądać się po widowni. Zobaczyła wówczas rozczochranego młodzieńca w binoklach, który dosłownie zwisał z jednego z balkonów i wpatrywał się w nią. Za kulisami dowiedziała się, że to Karol Chłapowski.
Nie sposób dziś ustalić gdzie mieszkała Modrzejewska podczas swoich pobytów w Poznaniu przed ślubem z Chłapowskim. Być może wstydziła się warunków życia. Sama pisała, że było to ubogie mieszkanie z oknami wychodzącymi na ulicę. To ewenement, bo w innych miastach miała pokój od strony podwórza, aby w spokoju uczyć się ról. Karol umiał to wykorzystać i tak długo jeździł konno pod jej oknem, aż w końcu stukot podków na bruku zaintrygował Helenę, motywując ją do wyjrzenia przez okno.
Dwa dni po pamiętnym spektaklu Karol odwiedził Modrzejewską. Anegdota głosi, że podczas wizyty był bardzo stremowany. Zapalił papierosa, a kiedy zorientował się, że nie zapytał o zgodę gospodyni - schował go do kieszeni. Jakby tego było mało strącił stojącą na fortepianie filiżankę z herbatą do wnętrza instrumentu.
Te początkowe trudności udało się jednak pokonać i niecałe dwa lata później Helena poślubiła Karola w kościele św. Anny w Krakowie. Co prawda nikogo z krewnych pana młodego na ślubie nie było, ale informacje o straszliwym ostracyzmie, jaki dotknął aktorkę w rodzinie Chłapowskich są mocno przesadzone. Owszem - ślub z komediantką - był mezaliansem tym większym, że Modrzejewska była na dodatek panną z dzieckiem, jednak kłopotliwa sytuacja nie trwała długo. Siostra Karola - Anna - jako pierwsza zaprzyjaźniła się z bratową, a jedynym członkiem tej familii, który nigdy się do Heleny nie przekonał, był brat Karola, Maciej. Zmarł jednak jakiś czas potem i problem sam się rozwiązał.
Koniec końców Karol z żoną spędzali w Wielkopolsce prawie każde wakacje aż do wyjazdu do Ameryki. Sama Helena wyraziła swoje odczucia tymi słowami „Jest mi tu jak w niebie, jeżeli niebo jest takie, jak ja sobie myślę . Nic dodać i nic ująć, może poza tym, że jej przyjacielem był sędziwy Dezydery Chłapowski. Był to człowiek, który dobrze znał życie, gdyż sam musiał pokonać wiele trudności. Dlatego wiedział co ta młoda osoba musi przeżywać.
Kiedy Modrzejewska była już światową gwiazdą, jej miejscem zamieszkania w Poznaniu był Hotel Bazar. Z teatru przyjeżdżała dorożką, często ciągniętą przez studentów, którzy wcześniej wyprzęgali konie z pojazdu. Władze pruskie - bezradne wobec takiej manifestacji patriotyzmu, próbowały temu zapobiegać, argumentując swój sprzeciw przepisami o bezpieczeństwie w ruchu drogowym. Ale był to daremny wysiłek.
W Bazarze odbywały się poranki poetyckie, w czasie których zbierano pieniądze na cele charytatywne. Skorzystał na tym m. in. szpital dziecięcy w Poznaniu. Jaki by jednak nie był wynik zbiórki, Helena zawsze dorzuciła coś od siebie. Jej znajomi mówili, że do kieszeni sięgała naprawdę głęboko, przy czym beneficjent dowiadywał się o tym, od kogo otrzymał wsparcie długi czas po fakcie.
Jednym ze zwyczajów Modrzejewskiej było fotografowanie się w kostiumach teatralnych. W Poznaniu udawała się w tym celu do renomowanego zakładu fotograficznego, którego właścicielem był Józef von Turski. Atelier znajdowało się nieopodal Teatru Polskiego przy ulicy Berlińskiej, czyli dzisiejszej ulicy 27 grudnia.
Na podstawie tych fotografii wykonywano między innymi specjalne karty z wizerunkiem artystki, na których później można było otrzymać od niej autograf. Karty te drukowano w zakładzie chemiograficznym Antoniego Fiedlera przy ulicy Murnej. Pan Antoni miał syna Arkadego, który został później znanym podróżnikiem - ale to już zupełnie inna historia.
Marka „Modrzejewska”
Nazwisko gwiazdy z czasem stało się marką. „Modrzejewska” - a w Ameryce „Modjeska” można było zobaczyć na porcelanie czy kosmetykach. Oryginalne perfumy o ulubionym przez artystkę zapachu goździków, wyprodukowane za jej życia, można wciąż kupić na aukcjach w Internecie i to w oryginalnym opakowaniu. Ich cena nie jest specjalnie wygórowana. Pani Helena promowała również wyroby tytoniowe, zwłaszcza papierosy. Sama sporo paliła, a zapytana czy przystoi to kobiecie odparła, że podobno palenie dobrze wpływa na trawienie, a skoro pomaga mężczyznom to jej też pomoże.
Z trawieniem problemu istotnie nie miała. Podczas licznych podróży jadła wszystko, co było na miejscu. W swoich notatkach zapisała kiedyś, że bardzo lubi odwiedzać miasteczka zamieszkałe przez Niemców, ponieważ zawsze można tam dostać dobre piwo i pieczone kiełbaski z kapustą.
Figurę pani Helena miała istotnie nienaganną. Podczas jubileuszu pracy twórczej Kraszewskiego w Krakowie, Modrzejewska pojawiła się w kreacji, na widok której wszyscy zaniemówili. Panowie pewnie z zachwytu, a panie z zazdrości. Suknia, którą włożyła na tę okazję została zaprojektowana przez Charlesa Wortha i było tajemnicą poliszynela, że pod nią nie można założyć gorsetu. Modrzejewska była wygimnastykowana, umiała świetnie pływać, a bracia nauczyli ją nawet skakać do wody. To miało większy wpływ na jej wygląd, niż palenie tytoniu. O tym, jak długo aktorka zachowała młodzieńczą urodę świadczy fakt, że po raz ostatni rolę Julii w dramacie Szekspira zagrała w wieku 48 lat. Inną ciekawostką jest to, że podczas scen w sypialni artystka siedziała skulona na dziecięcym łóżku stojącym w kącie sceny. W tamtych czasach coś takiego trąciło skandalem, tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że podczas przygotowań do tej sztuki Modrzejewska chodziła na cmentarz i wchodziła do kaplicy lub otwartego grobowca. Inne role też ćwiczyła w plenerze, jeśli pogoda pozwalała, z reguły wybierając park w pobliżu domu.
Każdy przyjazd aktorki do Poznania był świętem. Ludzie wychodzili na ulice. Bilety sprzedawano na pniu. Najlepsze kwiaciarnie ustawiały tymczasowe stoiska nieopodal teatru, a same spektakle przerywano, aby ze sceny zabrać dziesiątki bukietów. Kiedy artystka deklamowała poezję patriotyczną, albo w jakikolwiek sposób wspominała ojczyznę, ludzie płakali.
Po jej publicznym wystąpieniu w USA, podczas którego otwarcie potępiła traktowanie kobiet pod zaborami, władze rosyjskie zabroniły Modrzejewskiej wjazdu na tereny podległe carowi. Zyskał Poznań i Wielkopolanie. Artystka była u nas dłużej i częściej.
Pod koniec życia Helena Modrzejewska planowała powrót do ojczyzny. Chciała osiąść w jednym z majątków Chłapowskich. Stało się jednak inaczej. Kłębuszkowe zapalenie nerek było w tamtych czasach nieuleczalne. Artystka zmarła 8 kwietnia 1908 roku w Newport Beach po trwającej siedem dni agonii. Wielkopolski już nie zobaczyła.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: wydawca@glos.com
Turystyczna Wielkopolska - odcinek 6, powiat średzki: