Roman Dambek o Zbrodni Pomorskiej: Wielu ludziom przywrócimy honor

Tomasz Chudzyński
Roman Dambek
Roman Dambek fot. Karolina Misztal
- To była ogromna tragedia, zaplanowana, masowa egzekucja, która okaleczyła, złamała wiele wspaniałych pomorskich rodzin. Za polskość Pomorza zginęli najlepsi synowie tej ziemi - mówi Roman Dambek, radny województwa pomorskiego z klubu Prawa i Sprawiedliwości, prezes zarządu Kaszubsko-Kociewskiego Stowarzyszenia im. Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Pomorski, główny inicjator ustanowienia Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Niemieckiej Zbrodni Pomorskiej 1939.

Decyzją Sejmu ustanowiony został Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckiej Zbrodni Pomorskiej 1939 r. na dzień 2 października. Uroczystości tego dnia będą się odbywały każdego roku. Był pan głównym autorem tej inicjatywy. Upamiętnienie masakry polskich Pomorzan, w tym Kaszubów i Kociewiaków, dokonanej na początku II wojny światowej, nie było dotychczas wystarczające?

Cóż, wiedza o tej ważnej dla nas masakrze - o Zbrodni Pomorskiej 1939 r. - nie jest upowszechniona na terenie Polski. Mało tego, nie jest ta sprawa znana nawet szerzej na samym Pomorzu. Przyznam, że trudno było mi to zrozumieć, pogodzić się z tym faktem, gdyż była to zbrodnia straszliwa, na masową skalę, w której chodziło o zlikwidowanie polskości na Pomorzu, całkowite wynarodowienie nas w tym kaszubskim, kociewskim, borowiackim regionie. To sytuacja zupełnie przeciwna do stanu wiedzy i upamiętnienia np. Zbrodni Katyńskiej. O Katyniu słyszał każdy, są publikacje, opracowania, badania nau-kowe, uroczystości, filmy dokumentalne, fabularne… Było to wynikiem tego, że o Katyniu można było mówić publicznie, oficjalnie, dopiero gdy upadł PRL, nastała nowa Polska i w świadomości Polaków Katyń jest sprawą poniekąd świeżą. Uważam natomiast, że w podobny sposób powinna być upamiętniona niemiecka Zbrodnia Pomorska 1939. Jej ofiary na to zasługują.

Piaśnica, Szpęgawsk, Bydgoszcz - o tym się mówiło. Były uroczystości w miejscach pamięci. Powstało też Muzeum Piaśnickie, które będzie szerzyć wiedzę na temat Zbrodni Pomorskiej.

Mamy wreszcie muzeum, i bardzo dobrze. Zgodzę się, że Piaśnica, Szpęgawsk były i są czczone. Ale ja mówię o czymś innym. Chodzi mi o szerokie upowszechnienie wiedzy o Zbrodni Pomorskiej 1939 jako całości, nie poszczególnych jej składników, choćby największych i najważniejszych. Tej świadomości brakuje. Mój ojciec, mgr historii, Paweł Dambek, gdyński nauczyciel, brat kpt. Józefa Dambka, założyciela Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Kaszubski przekształconej potem w TOW Gryf Pomorski, zawsze był niezadowolony, gdy jeszcze w PRL-u podkreślano, że pierwszej masowej egzekucji polskiej, cywilnej ludności Niemcy dokonali 27 grudnia 1939 r. w Wawrze pod Warszawą. A to nieprawda, bo w ramach Zbrodni Pomorskiej 1939 Niemcy zamordowali już wcześniej tysiące cywilów - polskich patriotów. Ale cały czas taka stereotypowa narracja obowiązywała dalej, także przez ostatnie dziesięciolecia, w środkach przekazu już wolnej Polski. Bardzo pragnąłbym, żeby to się zmieniło, a Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckiej Zbrodni Pomorskiej 1939 miał obchody takiej rangi, jak uroczyste obchody Dnia Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej, Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP, Narodowego Dnia Zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego czy Narodowego Dnia Powstań Śląskich.

Pełnej listy ofiar Zbrodni Pomorskiej nie jest znamy, tak samo jak strat majątkowych, jakie poniosły jej ofiary i rodziny zamordowanych. Potrzeba dalszych badań?

Oczywiście. Widzę tu dużą rolę historyków, badaczy, pracowników IPN. Ustalono nazwiska 10 tysięcy ofiar. Całkiem sporo, uważam, jak na 40 tys. zamordowanych (taka liczba ofiar jest często przez historyków przywoływana). Pamiętajmy, że Niemcy w 1944 r., kiedy wyraźne dla nich stało się to, że przegrywają, zaczęli zacierać ślady swoich zbrodni. Specjalne komanda ekshumowały i paliły szczątki ofiar, niszczono dokumentację, archiwa wywożono… W kwestii badań nad Zbrodnią Pomorską 1939 fachową pracę wykonał zespół dr. Tomasza Cerana z bydgoskiej delegatury gdańskiego oddziału IPN, dokumentując całościowo tę Zbrodnię Pomorską 1939, której Niemcy dokonali na Pomorzu od 1 września 1939 r. do kwietnia 1940 r. Właśnie w kontekście ram czasowych czy liczby ofiar praca tych badaczy pokazuje prawdziwe oblicze Zbrodni Pomorskiej. Także w kwestii jej zaplanowania i realizowania. To nie była akcja doraźna czy morderstwa na tle międzysąsiedzkiej zemsty, jak czasami się o Zbrodni mówi, całkowicie ją spłycając. Rozkazy płynęły z Berlina, nadzorcami byli SS-mani, mordowali funkcjonariusze niemieckiej policji i tzw. samoobrony - Selbstschutzu Westpreussen. Zabijanie zorganizowano w oparciu o listy proskrypcyjne polskich patriotów, przedstawicieli elit, tworzone przez Niemców na długo przed wojną. Między wrześniem 1939 r. a kwietniem 1940 r. Niemcy zamordowali między 30 a 50 tysięcy polskich mieszkańców Pomorza, najlepszych patriotów Polski, między innymi z Kaszub i Kociewia. Ustalono oficjalnie około 400 miejscowości, w których dochodziło do mordowania Polaków. Egzekucje odbywały się w wielu wsiach - w jednej zabito 30 ludzi, w innej 50... Przyjęta w uchwale o Narodowym Dniu Pamięci Ofiar Niemieckiej Zbrodni Pomorskiej 1939 r. liczba 30 tys. jest „bezpieczna” - nikt nie będzie w stanie jej podważyć. Zauważmy, że to więcej ofiar od liczby ofiar zamordowanych przez Rosjan w Katyniu. Do tego należy doliczyć wysiedlonych Polaków po włączeniu w połowie października 1939 r. Pomorza do III Rzeszy - blisko 90 tys. mieszkańców Gdyni i drugie tyle z głębi Pomorza siłą przesiedlonych do Generalnego Gubernatorstwa.

Podkreślał pan wielokrotnie, że upamiętnienie Zbrodni Pomorskiej 1939 - nadanie mu rangi państwowej, narodowej, będzie szczególnie ważne dla potomków zamordowanych.

Zgadza się - dla całych rodzin z terenu historycznego, polskiego Pomorza, obejmującego Bydgoszcz i Toruń. Dlaczego to jest takie ważne? Spójrzmy: Niemcy zamordowali w ciągu kilku miesięcy między wrześniem 1939 a kwietniem 1940 roku najlepszych synów polskiego Pomorza. To byli patrioci, zginęli za Polskę, za polskość Pomorza. Rodziny zostały bez mężów, ojców, synów… Te rodziny, cała tkanka społeczna została pozbawiona przywództwa, wsparcia najbardziej ideowo, patriotycznie nastawionych reprezentantów, najbardziej światłych, mających najwyższe morale. Ci polscy Pomorzanie, którzy Zbrodnię przetrwali, żyli w wielkim strachu, że mordercy mogą wrócić. I wówczas nastał rok 1942, kiedy Niemcy zaczęli tracić na froncie wschodnim ogromne ilości żołnierzy. Na okupowanych terenach polskich włączonych do Rzeszy pojawiła się niemiecka lista narodowościowa - volkslista. Wiele polskich rodzin z Pomorza, pod groźbą śmierci, ją podpisało, niemal 52 proc. Młodzi Polacy z tego regionu trafili do Wehrmachtu. To była kolejna wielka krzywda, bo ci chłopcy, to nie oni, a ich rodzice, podpisywali volkslistę, nie mieli nic wspólnego z Niemcami i faszystowską ideologią.

Za niepodpisanie był Stutthof. Z całą rodziną...

Albo obóz w Potulicach lub co najmniej represje, szykany, wyższe podatki, mniejsze przydziały żywności. I mimo tego niemal połowa ludności przedwojennego województwa pomorskiego nie wpisała się na volkslisty, czym zasługują na najwyższy szacunek. Pamiętajmy też, że mimo niemieckiego terroru, a dokładniej, w odpowiedzi na ten terror, na Pomorzu, na Kaszubach powstała już 24 grudnia 1939 r. pod dowództwem mojego stryja kpt. Józefa Dambka Tajna Organizacja Wojskowa Gryf Kaszubski, przekształcona następnie w lipcu 1941 r. na TOW Gryf Pomorski. To była ogromna odwaga, żeby w takich warunkach zabijania i polowania na patriotów polskich podjąć walkę w obronie Ojczyzny i Kościoła Świętego (taki był zapis w Deklaracji Ideowej Gryfa). Musimy być z nich dumni. Ludzie Gryfa wiedzieli, że wchodząc do konspiracji, idą na śmierć. Nie wahali się, walczyli o polskość Pomorza, i wielu zginęło. A kiedy nastał koniec okupacji niemieckiej i Armia Czerwona zajęła Pomorze, komuniści byli w stanie szantażować tych, którzy z przymusu volkslistę podpisali. Ci ludzie musieli zapisywać się do partii, służyć w MO czy UB, pod groźbą śmierci czy zsyłki do Rosji, daleko na wschód. Byli tacy, których wywieziono i którzy z tej powojennej wywózki nie wrócili. Chodziło o to, by region tradycyjnie o nastawieniu konserwatywnym, chrześcijańskim, narodowym, gdzie nigdy nie było lewicowych partii, miał zmienić swoją tożsamość. Widzimy, jak bardzo te wspaniałe rodziny zostały okaleczone, jak je łamano. Musiały znosić wstyd przez całe życie. Uważam, że dzięki godnemu upamiętnieniu Zbrodni Pomorskiej 1939 rodziny pomordowanych odzyskają cześć, narodowe polskie korzenie, a ci, których przodkowie podpisali niemiecką listę narodowościową, nie będą już stygmatyzowani… Tyle lat wytykano ich palcami - że to Niemcy, że służyli w Wehrmachcie. Ale świadomość, że ich krewny został w ludobójczy sposób zamordowany przez Niemców za to, że był polskim patriotą, w pewnym sensie przywróci im honor. Długo na to czekali.

Jak wyobraża pan sobie obchody Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Niemieckiej Zbrodni Pomorskiej 1939?

To będą obchody państwowe, więc obowiązek organizacji będzie spoczywał na ministerstwie kultury - gdy mówimy o tym jednym, szczególnym dniu - 2 października. Muzeum Piaśnickie w Wejherowie zapewne będzie tu miało znaczny udział. Rozmawiałem z wicepremierem Piotrem Glińskim, ministrem kultury, o organizacji obchodów - oczywiście na ten moment są to wstępne dyskusje. Myślę, że warto rozważyć, by każdego roku centralne uroczystości mogły się odbywać w poszczególnych miejscach kaźni - jednego roku w Piaśnicy, drugiego w Szpęgawsku, trzeciego w Toruniu, i zawsze z udziałem najwyższych władz. Jak sobie wyobrażam obchody? Sądzę, że obok państwowych uroczystości 2 października powinien odbywać się cały szereg lokalnych wydarzeń upamiętniających Ofiary Zbrodni Pomorskiej 1939. Wydaje mi się, że elementem całości powinien być konkurs na muzyczny utwór żałobny z koncertem ku czci i pamięci transmitowanym przez TVP. Każde z miejsc, gdzie doszło do mordów, powinno mieć odznaczenie według jednolitego wzoru, z nazwą miejscowości, datą i nazwiskami ofiar, jeśli są oczywiście ustalone. Powinniśmy też sadzić dęby w każdym miejscu kaźni, dla upamiętnienia ofiar. Dzieci powinny poznawać losy swoich przodków, poszukiwać śladów Zbrodni Pomorskiej 1939 w historii rodzin. Takie poszukiwanie ofiar mogłoby być np. zadaniem szkolnym. Kanon nauczania powinien być o Zbrodnię Pomorską 1939 rozszerzony. Trzeba także wrócić do idei pomnika Zbrodni Pomorskiej 1939 w Gdańsku. Niestety, kilka lat temu władze miasta nie znalazły godnego miejsca na monument, więc monument taki stanął w Toruniu. To miasto szybko podchwyciło tę ideę. Osobiście żałuję, że takiego pomnika nie ma w dzisiejszej stolicy Pomorza, w Gdańsku. Uważam, że trzeba dziś miejsce na takie upamiętnienie znaleźć - może na Westerplatte, może przed Muzeum II Wojny Światowej? Nie można wyrzucać Gdańska z upamiętnienia Zbrodni Pomorskiej. Zwracałem na to uwagę wielokrotnie w czasie różnego rodzaju dyskusji.

To była długa droga? Od idei do wniosku i prac w Sejmie?

Długo chodził mi ten pomysł po głowie. Natomiast dwa lata temu powiedziałem sobie, że trzeba zacząć działać konkretnie. W Kaszubsko-Kociewskim Stowarzyszeniu im. Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Pomorski, którego jestem prezesem, znalazłem silne wsparcie i zaczęliśmy działać. Przeprowadziłem szerokie konsultacje - rozmawiałem m.in. z wojewodą pomorskim Dariuszem Drelichem, napisałem pismo do wojewody, do dyrektora dr. Karola Nawrockiego - prezesa IPN, którzy bardzo szybko pozytywnie zareagowali na ten pomysł. Dzięki szczególnemu zaangażowaniu się dyrektora gabinetu wojewody Tomasza Gieszcza spotkałem się, wraz z moim zastępcą, wiceprezesem Krystianem Kaczmarkiem, z prof. Piotrem Niwińskim z Uniwersytetu Gdańskiego oraz pomorską kurator Małgorzatą Bielang. Spotkałem się też z dr. Pawłem Warotem, dyrektorem Oddziału Gdańskiego IPN, który po konsultacji z zespołem dr. Tomasza Cerana z delegatury w Bydgoszczy IPN Gdańsk poparł inicjatywę i ustaliliśmy datę Narodowego Dnia na 2 października. Następnie konsultowałem się z Teresą Patsidis, dyrektor Muzeum Piaśnickiego w Wejherowie. Rozmawiałem z radnymi PiS pomorskiego Sejmiku, posłami PiS z Pomorza. Szczególne zaangażowanie wykazywała poseł do Parlamentu Europejskiego Anna Fotyga. Jarosław Sellin i Kazimierz Smoliński technicznie „przeprowadzili” wniosek o ustanowienie Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Niemieckiej Zbrodni Pomorskiej 1939 przez Sejm, a także w końcowej, ale ważnej fazie, Aleksander Mrówczyński, który sprawozdawał ten projekt podczas pierwszego i drugiego czytania w Sejmie RP. Podczas tej długiej drogi wspierali mnie: Krystian Kaczmarek i Zenon Miller, Piotr Reszke i Grzegorz Zwara, wszyscy z naszego Kaszubsko-Kociewskiego Stowarzyszenia im. Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Pomorski. Przyznam, że w czasie tych szerokich konsultacji nie było żadnych głosów sprzeciwu, to było pełne poparcie. Natomiast w gronie osób pracujących nad wnioskiem zastanawialiśmy się nad terminem. Teoretycznie do wyboru było całkiem sporo dat, natomiast zależało nam, by był to dzień wczesnojesienny, z uwagi na warunki pogodowe, które sprzyjałyby plenerowym obchodom, zwłaszcza z udziałem dzieci i młodzieży szkolnej. To jest bardzo istotne - zwłaszcza na Pomorzu - by młode pokolenia mogły być dumne ze swoich przodków. Dlatego ustaliliśmy 2 października - symboliczną datę zakończenia polskiego zbrojnego oporu na Pomorzu w 1939 r. Zależało mi również, by zaakcentować, że była to zbrodnia dokonana przez Niemców, a nie nieokreślonych nazistów. Kiedy już wszystkie kwestie formalne zostały ustalone, wniosek trafił do Sejmu. Wraz z Krystianem Kaczmarkiem zostaliśmy zaproszeni na drugie czytanie projektu uchwały. Byliśmy świadkami dyskusji, w trakcie której wniosek zyskał poparcie wszystkich ugrupowań - od prawa do lewa. 13 stycznia tego roku, po przegłosowaniu uchwały, cały Sejm, na stojąco, oklaskiwał nas - inicjatorów. Bardzo patriotyczne uczucia mi towarzyszyły w tamtej chwili. I wielka radość, że udało się coś ważnego dla polskiej tożsamości Pomorza zrobić.

tekst alternatywny

Z uzasadnienia uchwały o ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci Ofiar niemieckiej Zbrodni Pomorskiej 1939:

Z uwagi na ludobójczy charakter zbrodni niemieckiej na obszarze Pomorza oraz ich skalę - z około 16 tys. osób zamordowanych w całej okupowanej Polsce we wrześniu 1939 r. aż 11 tys. ofiar (69%) było z Pomorza, a do końca roku liczba ofiar terroru na Pomorzu z ponad 400 miejsc kaźni wzrosła do ok. 30 tys. oraz z powodu znikomej świadomości współczesnego społeczeństwa o zaplanowanej przez Niemców eksterminacji ludności Pomorza zmierzającej do wyniszczenia jej i wynarodowienia jako Polaków, konieczne jest ustanowienie Narodowego Dnia Pamięci Ofiar niemieckiej Zbrodni Pomorskiej 1939 roku.

Propozycja ustanowienia Narodowego Dnia Pamięci Ofiar niemieckiej Zbrodni Pomorskiej 1939 roku w dniu 2 października jest związana z dniem kapitulacji ostatniego bastionu w wojnie obronnej 1939 na Pomorzu - Helu, który to dzień kończył nadzieję ochrony ludności cywilnej przed rozzuchwalonymi bezkarnością sprawcami zbrodni. Ten dzień związany jest z datą urodzin „pomorskiego Korczaka” doktora Józefa Bednarza - dyrektora szpitala psychiatrycznego w Świeciu nad Wisłą, który nie opuścił swoich pacjentów i razem z nimi został zamordowany.

Do największych miejsc kaźni na Pomorzu należały: Piaśnica koło Wejherowa oraz Lasy Szpęgawskie koło Starogardu Gdańskiego, a także Lasy Kaliskie obok Kartuz, Skarszewy, Mniszek koło Świecia nad Wisłą, Igły w Chojnicach, Rudzki Most koło Tucholi, Karolewo i Radzim koło Sępólna Krajeńskiego, Paterek koło Nakła nad Notecią, Tryszczyn i fordońska Dolina Śmierci koło Bydgoszczy, Barbarka koło Torunia, Klamry koło Chełmna, Łopatki koło Wąbrzeźna oraz Skrwilno koło Rypina.

Głównymi sprawcami ludobójstwa były powołane przez państwo niemieckie grupy operacyjne policji i Służby Bezpieczeństwa, znane jako Einsatzgruppen oraz działająca pod nadzorem SS organizacja skupiająca miejscowych Niemców - Selbstschutz Westpreussen. Szczególną rolę w nadzorze nad zbrodnią ludobójstwa odegrał namiestnik Okręgu Rzeszy Gdańsk Albert Forster i przywódca Selbstschutzu Ludolf von Alvensleben, były adiutant Himmlera.

W wyniku niemieckiego zacierania śladów zbrodni na Pomorzu Gdańskim w 1944 r. określanego przez Niemców eufemistycznie „akcją 1005” okupanci zniszczyli zwłoki wydobyte z około 30 miejsc masowych kaźni z roku 1939. Fakt ten oraz zniszczenia archiwum Selbstschutzu zawierającego m.in. listy ofiar i listy ich majątków uniemożliwia pełne oszacowanie liczby pomorskich ofiar niemieckiej zbrodni. Tym bardziej należna jest im cześć i pamięć, co jest celem niniejszej uchwały.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia