[Tajemnice Klubu 27 cz. 1] Niewyjaśniona śmierć Briana Jonesa

Anita Czupryn
Brian Jones w szatni sali gimnastycznej Georgia Southern College. Zdjęcie zrobione przed występem The Rolling Stones May 4, 1965.
Brian Jones w szatni sali gimnastycznej Georgia Southern College. Zdjęcie zrobione przed występem The Rolling Stones May 4, 1965. Fot. Kevin Delaney, Steve Denenberg na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic
Termin „Klub 27” narodził się na przełomie lat 60. i 70., kiedy to wybitni artyści będący u szczytu sławy nieoczekiwanie żegnali się z życiem właśnie w wieku 27 lat. Czy klątwa istnieje? Czy artyści tacy jak Brian Jones, Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jimim Morrisonie, Kurcie Cobainie czy Amy Winehouse musieli umrzeć? Jakie tajemnice zabrali do grobu nieformalni członkowie klubu 27? W dzisiejszym, pierwszym odcinku serii przybliżamy postać Briana Jonesa.

Klub 27 odnosi się do tych artystów, którzy w wieku 27 lat, z różnych przyczyn odeszli z tego świata. Wokół terminu „klub 27” ściśle związanego z popkulturą narosło wiele mitów i spiskowych teorii. Jedna z nich mówi, że artyści w zamian za talent i światowe uznanie sprzedali duszę diabłu, godząc się na odebranie życia w wieku 27 lat. Inna – związana z astrologią – mówi, że wpływ na to miała planeta Saturn. Zdaniem niektórych, Klub 27 działa od końca XIX wieku, a jego listę otwiera Alexandre Levy, genialny brazylijski kompozytor i pianista francuskiego pochodzenia, który zmarł z nieznanych przyczyn ledwo 2 miesiące po swoich 27 urodzinach. Niektórzy wierzą, że „Klub 27” to zjawisko aktualne i dziś.
Na nowo prześledziliśmy biografię najbardziej znanych, choć często skrajnie różnych artystów z listy Klubu 27. Tajemnice śmierci Briana Jonesa, Jimiego Hendrixa, Janis Joplin, Jima Morrisona, czy Kurta Cobaina rozpalają fanów do czerwoności i nie przestają fascynować do dzisiaj. Może dlatego, że fascynacja, jak mawia Stephen King, autor horrorów, to bliźniacza siostra strachu, a my przecież uwielbiamy się bać?
Przyjrzyjmy się zatem karierze, związkom, życiu i ze wszech miar zagadkowemu odejściu w zaświaty Briana Jonesa.

Brian Jones

3 lipca 1969 roku tego znanego muzyka, twórcę zespołu Rolling Stones znaleziono martwego w basenie, w jego posiadłości w Cotchford Farm, Sussex. Choć za przyczynę śmierci podawano „nieszczęśliwy wypadek”, a sekcja zwłok wykazała, że wątroba i serce muzyka były zniszczone przez nadużywanie alkoholu i narkotyków, to po ponad 50 latach od tych tragicznych wydarzeń wciąż pojawiają się rzekomo nowe dowody na to, że w istocie za przypadkowym utonięciem kryje się brutalne morderstwo. Tak przynajmniej sądzi córka Jonesa – Barbara Marion. - Uważam, że został zamordowany i że policyjne śledztwo nie zostało przeprowadzone we właściwy sposób. Chciałabym, żeby śledztwo wznowiono, co pomogłoby otrzymać odpowiedzi na niektóre pytania - mówiła przy okazji 50. rocznicy śmierci muzyka. Nie była jedyną, która miała takie zdanie w tej sprawie.
W 2019 roku Netflix przygotował dokument o Brianie Jonesie. Film rzuca nowe światło na ostatnie dni życia i niewyjaśnioną śmierć artysty, między innymi dzięki wywiadowi z menadżerem Rolling Stonesów. Tom Keylock, menadżer Rolling Stonesów, zanim zmarł w 2009 roku, uparcie twierdził, że Briana Jonesa zamordował jego pracownik Frank Thorogood i że stało się to po kłótni z artystą. Podobno sam Frank Thorogoog miał wyznać przed swoją śmiercią w 1993 roku, że to on zabił Jonesa. Stąd też w 2009 roku sprawa podejrzanej śmierci Jonesa znów wypłynęła w brytyjskich mediach. Policja sprawdzała doniesienia dziennikarzy, ale śledztwa oficjalnie nie wszczęto. Powód: brak dowodów.
Media pisały, że w noc śmierci Jonesa miała odbyć się impreza, na której obecni byli: Anna Wohlin, dziewczyna Briana Jonesa, Janet Lawson - dziewczyna Keylocka oraz właśnie Frank Thorogood. Dopiero po latach do obecności na miejscu zbrodni przyznał się menadżer Keylock; jak twierdził – on jedyny był trzeźwy. Wcześniej zaprzeczał, że w ogóle tam był.
Ciało Briana Jonesa umieszczone w trumnie sporządzonej ze złota i brązu, którą ufundował i przysłał ze Stanów Zjednoczonych Bob Dylan, spoczywa 3 metry pod ziemią na cmentarzu w jego rodzinnej miejscowości Cheltenham.
Jimi Hendrix, który w podobnie niewyjaśnionych okolicznościach zmarł rok później, zadedykował mu swoją piosenkę. A Jim Morrison – kolejny artysta z klubu 27 napisał wiersz: „Oda do Los Angeles; myśląc o zmarłym Brianie Jonesie”.

Zapraszamy do przeczytania o innych członkach Klubu 27 w kolejnych odcinkach naszej serii:
Jimim Hendrixsie
Janice Joplin
Jimim Morrisonie
Kurcie Cobainie
Amy Winehouse

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia