Wampir z Gałkówka mordował kobiety bezkarnie przez lata. Został skazany na karę śmierci. Historia wampira z Gałkówka 26.02.2023
- Przyznaję się do winy, nie zaprzeczam temu - mówił przed sądem Modzelewski. Ale twierdził, że nie pamięta najbardziej gwałtownych momentów swych brutalnych napaści. Mówił, że robił się wtedy „dziki” i nie wiedział, co się z nim dzieje.
„DŁ” donosił, że odczytano zeznania sąsiada Modzelewskiego z ul. Dumnej w Łodzi. Był świadkiem, jak Modzelewski często „niemiłosiernie bił swoją żonę”. Modzelewski opowiadał, że ślub cywilny wziął z żoną w 1951 r., a w następnym kościelny. Mieli dziecko, ale „Wampir” nie był jego ojcem. Tego mężczyznę jego żona poznała w 1961 roku.
- Nie mam siły wracać do tych wszystkich przeżyć - mówiła przed sądem żona Modzelewskiego i skorzystała z prawa odmowy składania zeznań.
Modzelewski tłumaczył, że zabójstw dokonywał z pobudek seksualnych. Jedną z ofiar, 21-letnią Teresę P., udusił jej własnym szalikiem. Tak jak w innych przypadkach napadł na nią, by mieć z nią stosunek. Zaznaczył, że nie wie, czy do niego doszło... Gdy kobiety były słabe, dziecinne, łatwe - nie zadowalało go to, odstępował od swojego zamiaru. Szukał u ofiar oporu, chciał je gwałtownie poskramiać...
W czerwcu 1953 roku, koło ul. Dumnej w Łodzi, gdzie mieszkał, napadł na kobietę w zaawansowanej ciąży. Związał Wandę 0. i bił po całym ciele kablem. Krzyki usłyszał strażnik ze znajdującej się obok fabryki. Dwa razy strzelił w powietrze, czym odstraszył zabójcę. Kiedy sąd zapytał Modzelewskiego, dlaczego zabrał tej kobiecie obrączkę, ten odpowiedział: - Chciałem jej zrobić jakąś psotę.
Zimą 1955 roku napadł na kobietę w podłódzkim Ksawero-wie. Opowiadał przed sądem, że gdy związana leżała na śniegu, zapytał, czy bije ją mąż. Odpowiedziała, że nie. - Wtedy rzekłem: to masz ode mnie, żebyś pamiętała, że dla mnie masz być uległa - zeznawał przed sądem „Wampir z Gałkówka”.
Zofia B. została napadnięta w Justynowie, tuż przed swoim domem. Szedł za nią od stacji. Czuła się bezpieczna, gdy zawołał: „Stój, bo strzelam!” Rzucił się na nią i zaczął dusić. Ostatkiem sił ofiara krzyknęła. Modzelewski wystraszył się, puścił ją i uciekł przez pola. Na Stefanię J. napadł w czerwcu 1955 r., gdy wracała z pracy w aptece. Dusił ją, wiązał i bił. Kobieta udała, że traci przytomność. To uratowało jej życie.
Helena G., córka zamordowanej w Warszawie Marii, była sąsiadką Modzelewskiego. Przed sądem zeznawała, że ciągle się awanturował. Tłumaczyła, że nie wzywała milicji, bo wiedziała, że jest mściwy. Pił dużo, więc sądziła, że to po wódce. Aż do morderstwa matki nie widziała w nim niebezpiecznego człowieka. Bywały często u Modzelewskich, bo opiekowały się córką żony „Wampira”. Kiedyś dziewczynka powiedziała: - Tata przyszedł pijany i powiedział, że was zabije.
Sąd zapytał Helenę G., czy skarżyła się jej żona oskarżonego. - Powiedziała mi, że bił ją sznurem od żelazka, razem ze swoim bratem, który już kogoś zabił - pisał w styczniu 1969 roku w relacji z procesu „Dziennik Łódzki”. - Błagała, bym jej mężowi nic nie mówiła, bo się go boi. Także po napadzie na matkę w 1965 roku błagała mnie, bym nie robiła z tego użytku.
W sprawie Stanisława Modzelewskiego wypowiedzieli się biegli. Wydali dwie, zupełnie inne opinie. Jedna twierdziła, że był niepoczytalny. Druga, że w trakcie popełniania swych zbrodni znajdował się w pełni władz umysłowych. Sąd oparł się na tej drugiej opinii. 5 lutego skazał go na karę śmierci.
- Ja tam nikogo nie przekonam, duszy nie pokażę - mówił w ostatnim słowie „Wampir z Gałkówka”. - Nie ma więc sensu. Niech sąd sam zarządzi...
Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok łódzkiego sądu. Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. 13 listopada 1969 roku w Centralnym Więzieniu w Warszawie Stanisław Modzelewski został powieszony.