Piotr Zychowicz: Powstanie to hekatomba cywilnej ludności miasta. Nie wolno o tym zapominać

Damian Dragański (AIP)
Piotr Zychowicz uważa, że powstańcom należy się najwyższy szacunek, ale krytykuje oficerów, którzy rozpoczęli powstanie
Piotr Zychowicz uważa, że powstańcom należy się najwyższy szacunek, ale krytykuje oficerów, którzy rozpoczęli powstanie Fot. Bartek Syta
- Powstanie warszawskie to nie tylko heroizm żołnierzy, ale też ogromna tragedia ludności Warszawy. O tym należy pamiętać - mówi Piotr Zychowicz, autor książki "Obłęd 44".

Jak powinno mówić się o powstaniu warszawskim?

O powstaniu należy przede wszystkim mówić prawdę. Nie wolno sprowadzać powstania wyłącznie do opowieści o heroizmie żołnierzy Armii Krajowej. On był olbrzymi i zasługuje na najwyższy szacunek. Nikt o zdrowych zmysłach nie stwierdzi, że ci żołnierze nie wykazali się bohaterstwem. To byli wielcy herosi. Powstanie ma też jednak drugą stronę, o której nie wolno zapominać. To hekatomba cywilnej ludności miasta. Blisko 200 tys. osób zginęło w bardzo drastyczny sposób. Dlatego opowieść o powstaniu warszawskim powinna zawierać zarówno wątek heroiczny, jak i wątek o gehennie cywilów. Usuwając ten ostatni, otrzymujemy obraz niepełny. Fałszywy.

Dlaczego nie mówi się o losie cywilów?

Dlatego że ta historia nie pasuje do pewnej narracji. Chodzi oczywiście o bezkrytyczne gloryfikowanie fatalnej w skutkach decyzji o wywołaniu powstania. Jeśli bowiem zaczniemy mówić o koszmarze, jaki stał się udziałem warszawiaków, to siłą rzeczy doprowadzi to do pytania, czy wydanie Niemcom bitwy na ulicach milionowego miasta rzeczywiście było najlepszym pomysłem? Czy nie naraziło to mieszkańców na straszliwe niebezpieczeństwo? Są to pytania niepoprawne politycznie. Wielu ludzi nie chce, żeby były one zadawane.

Kiedy zaczniemy otwarcie rozmawiać o powstaniu?

Ta dyskusja trwa. Zaczęła się jeszcze przed wybuchem powstania. Zanim podjęto decyzję o jego wywołaniu, dyskutowano ją przecież w Komendzie Głównej Armii Krajowej. Zdania wśród oficerów były podzielone. Dyskutowano na ten temat także w trakcie powstania i po tym, kiedy upadło. Ta dyskusja będzie trwała, dopóki będą żyli dwaj ostatni Polacy. Powstanie to bardzo ważne wydarzenie w naszych dziejach, jedna z największych katastrof w historii Polski. Nic więc dziwnego, że wywołuje dyskusje. Niestety są ludzie, którzy tej dyskusji nie chcą. Wynika to z tego, że ta grupa nie ma żadnych argumentów merytorycznych. Nie ma bowiem żadnego racjonalnego uzasadnienia, którego można by użyć do obrony oficerów odpowiedzialnych za wywołanie powstania warszawskiego. A gdy nie ma się argumentów, pojawia się krzyk i próba zamknięcia ust adwersarzom przy pomocy szantażu moralnego.

Rozumie Pan motywację drugiej strony?

Zdaję sobie sprawę z ich motywacji i szanuję je. Powstanie warszawskie to wielki dramat. Zburzenie stolicy, rzeź 200 tys. ludzi, zagłada Armii Krajowej. Apokalipsa. Trudno do tak potwornego wydarzenia nie podchodzić w sposób emocjonalny. Nie starać się racjonalizować tej tragedii, szukać jakiegoś sensu. To zrozumiałe. Brutalna prawda jest jednak taka, że cena, jaką naród polski zapłacił za powstanie, była nieadekwatna do zysków. Tych ostatnich nie było bowiem wcale. Powstanie nic, ale to nic nam nie dało. To, co jest niedopuszczalne, to wspomniany moralny szantaż, zarzucanie krytykom decyzji powstańczej braku patriotyzmu. Kierując się tym tokiem myślenia, patriotą nie był generał Kazimierz Sosnkowski, naczelny wódz Wojska Polskiego, który był przeciwny powstaniu. Należałoby też odebrać prawo do nazywania się patriotą generałowi Władysławowi Andersowi, który kiedy dowiedział się o wybuchu powstania, powiedział: "Jestem na kolanach przed walczącą Warszawą, ale odpowiedzialnych za tę zbrodnię należy po wojnie postawić przed sądem". Prawo do nazywania się patriotą należałoby również odebrać wielu powstańcom, którzy również są podzieleni w sprawie tego, czy powstanie powinno było mieć miejsce.

Na decyzję o rozpoczęciu powstania mogło mieć wpływ powstanie styczniowe?

Nie zgadzam się z takim podejściem. Ono sprowadza powstanie warszawskie do jakiegoś odruchu romantycznego. Jego dowódcy kierowali się tymczasem nie emocjami, ale kalkulacją. Liczyli, że jeśli uda im się wypędzić Niemców z Warszawy (wariant optymistyczny), to będą mogli przywitać wkraczających do miasta bolszewików jako gospodarze. Stalin zachwycony bohaterstwem Polaków miał się tak wzruszyć, że cofnąłby decyzję o ujarzmieniu i sowietyzacji Polski. A gdyby nie udało się własnymi siłami przepędzić Niemców (wariant pesymistyczny), bolszewicy kierowani sympatią do Polaków i współczuciem do Armii Krajowej mieli przyjść jej na ratunek. Wspólna bitwa na ulicach miasta i przelana wspólnie krew miały otworzyć drogę do kompromisu ze Stalinem, który zachwycony postawą Polaków podarowałby Polsce niepodległość. Plan ten w obu wariantach był całkowicie oderwany od rzeczywistości. Ci oficerowie nie potrafili zrozumieć, że Związek Sowiecki nie jest "sojusznikiem naszych sojuszników", ale naszym śmiertelnym wrogiem. I liczenie na jego pomoc jest skrajną naiwnością.

Zarzuca Pan w swojej książce, że ta decyzja była przysługą wyświadczoną Stalinowi.

W wyniku powstania przestała istnieć Armia Krajowa, przestało istnieć niepokorne miasto. Sprawiło to, że dzieło sowietyzacji Polski było znacznie prostsze. Jedynym krajem, który zyskał na powstaniu warszawskim, był Związek Sowiecki. Zarzuca się mi, że wymądrzam się po latach, kiedy wiem, jak to się wszystko zakończyło. To zarzut bezzasadny. Wszystkie przytaczane przeze mnie argumenty padły już wówczas. W Komendzie Głównej Armii Krajowej byli oficerowie, którzy przestrzegali, że ten plan jest nieracjonalny. Realistom przewodził pułkownik Janusz Bokszczanin. Kiedy przedstawiono mu plan powstania, powiedział że nie ma on najmniejszych szans powodzenia. Ostrzegał, że Niemcy będą wyrzynać Polaków dzielnica po dzielnicy, ulica po ulicy, dom po domu i mieszkanie po mieszkaniu. A bolszewicy będą stali po drugiej stronie Wisły i z satysfakcją będą przyglądali się, jak Hitler robi za nich czarną robotę i likwiduje Armię Krajową. Niestety, nie został wysłuchany.

Podczas obchodów 71. rocznicy znajdzie się miejsce na dyskusję o sensie powstania?

Oficjalne obchody nie są miejscem na dyskusje. One powinny się toczyć w prasie, w internecie, na spotkaniach publicznych, a wreszcie w domach. Bardzo się cieszę, że kolejne rocznice powstania warszawskiego są obchodzone z takim rozmachem. Że ludzie pamiętają o tej bitwie i o jej bohaterach. Nie odpowiada mi natomiast pewien triumfalistyczny ton, który często można zaobserwować podczas tych obchodów. Czasami można odnieść wrażenie, że 1 sierpnia świętujemy wielki triumf, a nie nieszczęście i katastrofę. Że powstanie było naszym zwycięstwem. Brakuje mi pewnego namysłu i skupienia, oddania hołdu 200 tys. zamordowanych cywilów. Powinniśmy im zapalić znicze, pomodlić się za nich, obchody powinny mieć również charakter żałobny. Nie powinno się zapominać, że w sierpniu i wrześniu 1944 r. na ulicach Warszawy doszło do masowego ludobójstwa naszych rodaków. To, co się działo na Woli, było piekłem. Niemcy całe ulice opróżniali z ludzi. Tłumy przerażonych ludzi prowadzono na podwórza fabryk i mordowano w masowych egzekucjach, a potem ich ciała palono na wielkich stosach. Kobiety gwałcono, miażdżono kolbami karabinów główki dzieci. Ten koszmar jest również częścią historii Powstania. I nie wolno nam o tym zapominać.

Poznaj Tajemnice Państwa Podziemnego:
"Tajemnice Państwa Podziemnego" to dokumentalny serial historyczny wyprodukowany przez Polska Press Grupę we współpracy z Muzeum Powstania Warszawskiego. Patronem medialnym jest miesięcznik "Nasza Historia".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia