Nawet gdy natrafiono tu na słowiańskie ślady, to czym prędzej je „zasypywano”. Fizycznie i naukowo...

Krzysztof Chmielnik
Jeziora lubuskie skrywały i skrywają nadal liczne tajemnice z czasów prasłowiańskich. Bo Słowianie w Lubuskiem nie są, jak się okazuje, nacjonalistyczną tęsknotą i komunistyczną propagandą , ale rzeczywistością. Wyspa jest jedyną taką w Polsce konstrukcją, a most, należy do najlepiej zachowanych wczesnośredniowiecznych mostów. W mętnej wodzie jeziora znaleziono dębowe pale wbite w dno.

Pogańska mitologia Słowian, to niekończący się ciąg niepowodzeń, twierdzi jeden ze znawców tematyki słowiańskiej. Nie chodzi jednak o samą mitologię, ale o stan naszej wiedzy o niej. Dlatego zastąpmy słowo niepowodzeń, słowem tajemnic.

Tajemnic wynikających nade wszystko z braku systematycznych badań. Szczególnie na Zachodnich Kresach Polski. No bo kogo miałyby interesować słowiańskie tajemnice, na ziemiach, które w czasach nowożytnej nauki należały do Prus a potem do Niemiec. Jak nie każdemu wiadomo, nawet gdy natrafiono tu na słowiańskie ślady, to czym prędzej je „zasypywano”. Fizycznie i naukowo. Tak było z osadą w Biskupinie. Nie inaczej postąpili Niemcy z odkryciami na wyspie Bolko w Opolu. Pojawiła się nawet w historii koncepcja, że Mieszko był Wikingiem o imieniu Dago, z powodu dokumentu, rzekomo przez niego sporządzonego zwanego „Dagome Judex”. Choć znana jest jedynie kopia tego dokumentu, to rozpala ona naukowe i publicystyczne spory.

Dopiero czasy współczesne i poszukiwanie na Ziemi Lubuskiej cywilizacji słowiańskich w ramach państwowej ideologii, z wolna dostarczają nowej wiedzy o naszych przodkach. Te z lat 60 miały dowodzić słowiańskości Ziem Odzyskanych. „Widziały” zgodnie z politycznym wahadłem wszędzie Słowian. W ostatnich latach z racji dużej liczby inwestycji i programu Archeologiczne Zdjęcie Polski, dokonuje się wiele odkryć, które czekają na opracowanie. Zdobyte dzięki temu nowe fakty, wyskakują niczym przysłowiowy diabeł z pudełka, choć bardziej metaforycznie trafny byłby kieliszek. Jak w balladzie Mickiewicza o Twardowskim.

Jednymi z takich faktów są efekty podwodnych badań archeologicznych. Ten nowy obszar archeologicznych aktywności odsłania nieznane wcześniej, skrywane wodnej toni i dennych mułach, tajemnice. Tajemnice mają zwyczaj zaskakiwać nagłym pojawianiem się nieznanych faktów. I takim zaskoczeniem okazały się badania archeologii podwodnej na jeziorze Paklicko Wielkie, niedaleko Jordanowa-Gościkowa.

Podwodne znaleziska

Jezioro Paklicko Wielkie ma bardzo urozmaicony brzeg z zatoczkami i cyplami. Jest też malownicza wyspa o powierzchni kilkunastu arów, którą od dłuższego czasu interesowali się badacze. Odkrywanie tajemnicy zaczęło się od naukowego przeczucia. Laikowi przeczucie kojarzy się ze stanem emocjonalnym. Naukowcowi z nagromadzoną wiedzą. I to właśnie naukowa wiedza przywiodła archeologa Wojciecha Chudziaka, profesora Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, do jeziora i niewielkiej wyspy oddalonej od brzegu o 300 metrów. Pretekstem do badań nad jeziorem Paklicko, były wcześniejsze sukcesy archeologiczne prowadzone na jeziorze Niesłysz. Trop wyznaczyły przedwojenne niemieckie badania, w efekcie których na niewielkiej wyspie Koziniec odkryto pozostałości prasłowiańskiej obecności. Pozostałości te zastanawiająco korespondowały z wczesnośredniowiecznym grodziskiem zlokalizowanym na brzegu jeziora. Badania prowadzone w 2010 roku ujawniły, że na wyspę od strony grodu prowadził most. Grupa profesora Chudziaka, która ten most znalazła, dwa lata potem przeniosła się na wyspę na jeziorze Paklicko, wiedziona archeologicznym „nosem”, aby potwierdzić hipotezę związku leżącej blisko brzegu wyspy z mostem. Jak w jeziorze Niesłysz. Bowiem na jeziorze Paklicko też jest wyspa i wczesnośredniowieczne grodzisko. Badawcza intuicja pozwalała przypuszczać, że pomiędzy znaną już wcześniej osadą prasłowiańską odkrytą w ubiegłym stuleciu, a wyspą, mogło istnieć połączenie mostowe. Archeolodzy założyli akwalungi i zanurkowali.

Pogrzebali w mule i przypuszczenia okazały się słuszne. W mętnej wodzie jeziora znaleziono dębowe pale wbite w dno. Skorzystano z techniki sonarowej i zlokalizowano relikty długiego mostu łączącego ląd z wyspą. Według badaczy miał 120 m długości, trzy metry szerokości. Na razie odkryto tylko 80 m, bo według naukowców poziom jeziora podczas budowania mostu był o 2 m niższy i reszta mostu zalegała w mule. Okazało się, że most jest wśród swoich konkurentów najlepiej zachowaną konstrukcją. Środowisko naturalne okazało się dla archeologów łaskawe. Nadal widoczne są detale, łączenia, otwory w belkach. Udało się odnaleźć nie tylko filary podwodne mostu, ale i belki, które były nad powierzchnią wody. Obecnie tworzą podwodne rumowisko.

Zaskakujące odkrycie

Na tym nie koniec, bo tajemnica ma dalszy ciąg. Otóż archeolodzy badając przyczółek mostowy znajdujący się na wyspie, za pomocą tradycyjnej odkrywki, znaleźli pomiędzy gruntem wyspy a dawnym dnem jeziora warstwę belek. Okazało się, że dawni budowniczowie nie dosypywali ziemi na naturalne wypłycenie w jeziorze, ale zbudowali na nim ruszt drewniany z belek sosnowych i dębowych. Ruszt ten miał formę kasetonów połączonych z sobą na zrąb. Z czasem, gdy podnosił się poziom lustra wody, dokładano kolejne ruszty. To zaś sugeruje, że wyspa jest pochodzenia antropogenicznego, czyli jest sztuczna.

Przypuszcza się, że wyspa była miejscem kultu. Jej powstanie datuje się na VIII-IX wiek. Naukowcy twierdzą, że na naszych ziemiach jako miejsca kultu obierano naturalne wyspy. Może miały nawiązywać do obrazu praziemi wyłaniającej się z wód praoceanu, a może poprzez odcięcie od lądu traktowanego jako strefa profanum, miały specyficznie rozumianą sakralność, a dzieląca te sfery woda miała właściwości oczyszczające. Dużo niewiadomych, ale dzięki temu można uruchomić wyobraźnię.

Na wyspie jeziora Paklickiego oprócz rusztów drewnianych, znaleziono fragmenty mocno opalonej konstrukcji kamiennej i ceramiczne naczynia. Natomiast wokół wyspy archeolodzy znaleźli bardzo dużo szczątków zwierząt, wiele kości czaszek bydła, kozłów, poroży jeleni. Wygląda na to, że ludzie składali tu ofiary ze zwierząt, a ich czaszki zatapiano wokół wyspy. Pod samym mostem natrafiono na cały szkielet konia, który u Słowian był zwierzęciem za pomocą którego nawiązywano kontakt z siłami nadprzyrodzonymi i dlatego trzymano konie w sanktuariach. Znalezione przez archeologów setki kości zwierzęcych, należały głównie do zwierząt dzikich. Natrafiono na całe poroża jeleni. Przy samej wyspie odkryto dłubankę o długości 7 metrów, w której znajdowało się 7 żuchw jeleni. W wodzie było mnóstwo naczyń, zapewne także o sakralnym znaczeniu. Przy okazji warto dostrzec, że pogaństwo, a więc wiara niewidzialne byty, dosyć dobrze koegzystowała z wysoko zaawansowanym myśleniem inżynierskim.

Odkrycia są dosyć świeże i jeszcze nie zostały obrobione naukowo. Na to trzeba poczekać. Jednak już dzisiaj możemy powiedzieć, że jeziora lubuskie skrywały i skrywają nadal liczne tajemnice z czasów prasłowiańskich. Bo Słowianie w Lubuskiem nie są, jak się okazuje, nacjonalistyczną tęsknotą i komunistyczną propagandą , ale rzeczywistością. Mało tego, zarówno wyspa jak i most na jeziorze Paklicko, to unikaty. Wyspa jest jedyną taką w Polsce konstrukcją, a most, należy do najlepiej zachowanych wczesnośredniowiecznych mostów.

Nieco niuansów na koniec

Na koniec warto nieco tekstu poświęcić archeologicznym niuansom. Bo to dzięki nim daną kulturę przypisuje się określonym ludom. Z braku źródeł pisanych, a precyzyjnie, wiarygodnych źródeł pisanych, wyznacznikami są ślady materialne. Do nich głównie należy ceramika, co do której przyjmuje się, że wytwarzana była lokalnie z lokalnego surowca. Jako że dzisiejszy stan nauki pozwala identyfikować skład i pochodzenie gliny, z której nasi przodkowie garnki ulepili. Kolejnym wyznacznikiem jest technologia konstrukcji drewnianych, bo o takich w przypadku ludów wczesnego średniowiecza na ziemiach Polski mamy do czynienia. Budowle, co oczywiste, były wytworzone na miejscu. Zatem pewną kategorię konstrukcji obwarowań grodów można sklasyfikować i przypisać konkretnej unikalnej kulturze. Problem jednak w tym jak ją nazwać.

W polskiej nauce spór o Słowian jest stary. Jedni twierdzą, że Słowianie byli tubylcami i powołują się na dowody genetyczne, inni uważają, iż Słowianie przybyli na ziemie polskie ze stepów Azji i powołuję się właśnie na technologię. Obie strony trwają na swoich pozycjach niezmiennie od ponad 100 lat, a końca sporu nie widać. Spór bowiem ma naturę bardziej polityczną niż naukową.

Ostatnio pojawiła się, choć nie jest całkiem nowa, koncepcja autochtoniczna, twierdząca, że Słowianie nie są społecznością zjednoczoną genetycznie. Zakłada ona, że Słowian o różnym pochodzeniu plemiennym łączy język. Język, który z racji jakiejś trudnej dzisiaj do zdefiniowania przewagi, stał się językiem dominującym na sporym obszarze Europu wschodniej i południowej. Tą przewagą może był system organizacji, a może jakaś technologia idealnie wpisująca się w warunki bytu w czasach po upadku Cesarstwa Rzymskiego, którego koniec wiązał się bez wątpienia z wielkimi społecznymi perturbacjami na jego zapleczu.

Nie rozstrzygniemy tego tu i teraz. Czeka nas jeszcze wiele odkryć i wiele nowych hipotez. Nauka bowiem to nie stęchły staw, ale rwąca rzeka, wyrzucająca co jakiś czas na brzeg nowe i zaskakujące fakty.

OSTATNIO DODANY:

OPOWIEŚCI KRZYSZTOFA CHMIELNIKA

CZYTAJ CHMIELNIKA RZECZ O ANIELI KRZYWOŃ:

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Nawet gdy natrafiono tu na słowiańskie ślady, to czym prędzej je „zasypywano”. Fizycznie i naukowo... - Gazeta Lubuska

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia